Podobne
- Strona startowa
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanary
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Swiety relikw
- Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Arka Noego
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i . Wyspa Zlocz
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i . Wyspa Zlocz
- Borland C Builder 6 Book
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartakus.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było juz podejrzanychsamochodów i nikt nie kręcił się po podwórzu.Dla odprężenia postano-wiłem porobić trochę porządków w salonie. Przyjechałem tutaj odpocząć i nie powinno mnie interesować nic conie dotyczy tego domu i jego rezydentów" pomyślałem.Robiłem zatem porządki w salonie, pozbawiłem ściany i podłogęgrubej powłoki kurzu, a potem wziąłem się do reperacji starej rozkła-danej kanapy z kilkoma uszkodzonymi sprężynami oraz naprawiłemzwykły fotel, który do tej pory chwiał się niebezpiecznie na chorych"nogach.Wreszcie wzmocniłem nogi szafki nocnej, która chyliła się kuupadkowi i postawienie na niej zapalonej lampy naftowej groziło po-żarem.W pewnym momencie z szuflady szafki wyleciał stary, pożółkłyzeszyt szkolny.Był to gruby stukartkowy kajet zapisany ręcznym pi-smem, wzbogacony dziwnymi rysunkami.Tak, teraz sobie przypomnia-łem o sugestii Leo.W liście do mnie wspominał o kajeciku znajdu-jącym się w szafce.To musiał być ten właśnie zeszyt.W pierwszejchwili pomyślałem, że Leo pisał pamiętnik albo prowadził coś w ro-dzaju dziennika, jednak po pobieżnej lekturze musiałem stwierdzić, iżmój przyjaciel muzyk podał w nim opisy wymyślonych przez siebie urzą-dzeń.Nie były to jednak instrumenty muzyczne.Nie mogłem z początkupojąć, do czego miałyby służyć te dziwnie wyglądające urządzenia, alepo pewnym czasie zrozumiałem, że Leo wymyślał przeróżne pułapki isposoby zabezpieczenia terenu przed wyimaginowanymi włamywaczami.Jego opisy wyglądały jak ilustracje do książek dla młodzieży oIndianach zamieszkujących puszczę amazońską lub prerie StanówZjednoczonych.Przypomniały mi się stare książki, na których wycho-wywałem się, a były to przygody bohaterów Karola Maya, Jamesa Fe-nimore Coopera i innych świetnych autorów.Ale z takimi wynalazka-mi", jakie znalazłem na kartkach zeszytu Leo, nie zetknąłem się nigdy.Były tam schematy dziwnie rozpiętych linek tworzących wokół domuskomplikowany na pierwszy rzut oka układ, były jakieś śmieszne skrzynkiwyrzucające cienkie talerze przypominające płyty kompaktowe, zbiornikiz wodą umieszczone na dachu i wylewające swoją zawartość pootwarciu przez intruza furtki i wreszcie zapadnie oraz inne zwariowanerzeczy.Z początku rozbawiła mnie ta lektura, ale potem naszła smutnarefleksja, czy aby Leo nie zdziecinniał na starość, a na koniec przerazi-łem się, czy nie zagrażało mi tutaj poważne niebezpieczeństwo, skoroLeo bał się tak bardzo! Pewnie z nudów wymyśla różne pułapki" pocieszałem się w my-ślach. Mieszka sam i wyobraznia działa.Poza tym to dziwak.A możeodkrył w sobie niewinną, w gruncie rzeczy, pasję wymyślania dziwactw ipostanowił dla zabicia czasu udokumentować jej owoce?".Kiedy wyszedłem na taras, stwierdziłem, że wzdłuż stropu biegływbite w drewniany bal dziwne haczyki, a raczej metalowe pętle; znala-złem je też na bocznej ścianie domu.Te same pętle" widziałem w ze-szycie Leo.Odkryłem je również na pniach niektórych drzew i zrozu-miałem, że są one tutaj istotnym elementem całego systemu bezpie-czeństwa".Dochodziła godzina ogniska, więc odłożyłem zeszyt i wyszedłem zdomku pożegnawszy się z Muppetami.Na końcu wsi skręciłem w piaszczystą drogę zmierzającą ku rzece.Przy lasku, nieco na uboczu za rzędem innych gospodarstw, znajdowałsię obóz.Oprócz poznanych przeze mnie chłopców widziałem na jegoterenie inne grupy szykujące się do ogniska.Ruch panował tutaj spory,chociaż nie odczuwało się nerwowości.Chłopcy wyszli bliżej furtki iprzywitali mnie gremialnym gwizdem wyrażającym niezadowolenie.Zpoczątku nie wiedziałem, o co im chodziło, ale zaraz wyjaśnił to Kacper,ów chłopiec w drucianych okularach na nosie. Liczyliśmy, że przyjedzie pan jeepem. Już mówiłem, że nie używam tutaj samochodu. Trele morele rzekł śniady Grzegorz. Widzieliśmy dzisiaj pana jadącego w kierunku Goniądza do-dał obrażonym tonem Piotrek.Ach, to o to im chodziło.Teraz zauważyłem, że i Sławka stała przede mną wielce zmieniona.Dałbym sobie uciąć głowę, że unikała mojego wzroku.Była na mnie zła,niepocieszona i zawiedziona.Musieli mnie widzieć, jak odwoziłem Wero-nikę do hotelu i zapewne Sławka pomyślała, że traktują ją gorzej niż ko-bietę, którą widziała siedzącą w Rosynancie.Tak to mogło wyglądać!W końcu najpierw oświadczyłem przy świadkach, że nie używam samo-chodu, a w kilka godzin pózniej zobaczyli mnie w samochodzie z niezna-jomą. Jutro przewiozę was po okolicy westchnąłem. Ekstra! zawołali chłopcy.Tylko Sławki to nie ucieszyło. Przyjechała pańska żona? zapytała niby od niechcenia. Weronika nie jest moją żoną. Ach, rozumiem.Trochę mnie rozbawiła jej reakcja.Gdybym był młodszy o dwadzie-ścia pięć lat, pewnie bym pomyślał z nadzieją, że Sławka była zazdrosna,ale przecież dzieliła nas duża różnica wieku.Wiedziałem jednak, żekobiety potrafiły okazywać zazdrość z najróżniejszych powodów i cza-sami było to coś niebywale irracjonalnego; one miały wpisaną zazdrośćw swój osobisty urok.I za to je właśnie lubiłem, za tę gamę nieujarzmio-nych emocji, te wschody i zachody gniewu przeplatające się z uśmie-chem dziecka, i doprawdy wolałem je takimi właśnie jakimi je Pan Bógstworzył od zimnych, wyrachowanych i pozujących na mężczyzn wieluwspółczesnych niewiast. Zmieje się pan ze mnie? Sławce zadrżał głos. Nie, nie wyjaśniłem zaraz pospiesznie. Gdzieżbym śmiał,tylko, widzisz, z tym odwiezieniem Weroniki to było tak.Nie dokończyłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]