Podobne
- Strona startowa
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Michal Tombak Uleczyc nieuleczalne czesc 1
- As Valkirias
- Masterton Graham Ikon
- Anderson Marina Mroczny Sekret
- Baldacci Dav
- Nova Testamento (Esperanto)
- Hume Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet jego właśni wyznawcy niezwracali na te przestrogi większej uwagi.Entuzjazm wobec dokona-nego po tylu latach bezskutecznych negocjacji zjednoczenia był na tostanowczo zbyt świeży.Ruszyli.Z początku gwarno, szeroko i rojno, jak na sobótkowe sta-do.Z czasem, im las bardziej gęstniał, a podszyt robił się grząski, gwarprzycichał do szumu, chwilami milkł zupełnie, albo rozpalał się doprzekleństw i kłótni, gdy od szpicy pochód musiał się nagle zbijać nacienkiej, krętej ścieżce i drużyna napierała na drużynę.- Panie setnik - Odylen po dłuższym czasie odważył się wreszcie daćwyraz gnębiącym go wątpliwościom, korzystając, że wokół przeluzni-ło się i nikt nie nasłuchiwał.- To co to teraz będzie?- Ano, nie słyszałeś? - Przybywój nie tracił doskonałego humoru.- Cuda będą i bohaterskie czyny.Pokaże nasz wielki, sławny Miedz-win, że jego sława psu spod ogona nie wypadła.Prawda? - tu Przyby-wój pochylił się z siodła ku dwukółce i w sposób zgoła nieprzystojnypoklepał wodza po ramieniu.Ten w odpowiedzi potoczył jeno dokołazmętniałym wzrokiem i powiedział coś, co zabrzmiało jak bulgotanieeliksirów w wypełniających miedzwinowe juki flaszkach.- Ja jeno pytam względem naszej zwierzchności - podjął Odylen.- Na własnych, książęcych ludzi nastawać, nie myślcie, żebym się bitkibał, aleć to przecież prosto bunt.A co książe miłościwie nam panującywzględem buntowników nakazuje, to sami, panie setnik, wiecie.- Spokojnie, młody.Musielibyśmy wprzódy z całą tą zgrają dojśćprzez bachorze do naszego zasieku.- Do świtu przecież dojdziemy.Samiście mówili, panie setnik.- Przez takie bagnisko? Ja mówiłem? Młody, to są Babie Błota, spytajkogoś starszego, jeśliś tej nazwy jeszcze nie słyszał.- Ano, powiadaliście, z Miedzwinem każda armia przejdzie jak pobitej drodze.Przybywój machnął lekceważąco ręką.- Mowy nie ma - uciął.- Potoną jak nic.- Potoną - ozwał się, wciąż mocno bulgotliwym głosem, Miedzwin.- Na wojnie straty muszą być.Koszt uzyskania, ot co.- Słyszałeś? Czekajcie, Miedzwin, zaraz to powtórzycie ludziom.Istotnie, uważna obserwacja skłaniała do wniosku, że rozpoczętatak ochoczo wyprawa zaczyna grzęznąć wśród puszczy.Raz i dru-gi tempo marszu zamarło całkiem, tu i ówdzie nawet przyszło się co-fać.Głos kroków, który niedaleko od opuszczonego obozu rozbrzmie-wał dokoła szelestem traw i potrzaskiwaniem miażdżonego skórznia-mi podszytu, zmieniał się stopniowo w błotniste cmokanie.Z tym sa-mym dzwiękiem wyrywały kopyta z podmokłego gruntu wierzchow-ce.W głębokich śladach, pozostawionych przez idących w szpicy, po-błyskiwała w blasku ogni woda.Mimo wszystko nie dało się zauważyć, by grząskość gruntu przypra-wiała kogoś o głębszy niepokój.Jedynie najlękliwsi spoglądali ukrad-kiem na Miedzwina; ten jednak zastygł w pozie tak pełnej swady, żewidok ten z punktu uspokajał wątpiących.Darzysław, który samorzutnie objął dowództwo nad szpicą, zdo-był się na zakłócenie Miedzwinowi spokoju dopiero po długich we-wnętrznych bojach, a i wtedy przekonany, że traci twarz.- Nijak nie sposób już dalej iść - wysapał, przedarłszy się przed ob-licze wodza.- Mamy zawracać, panie Miedzwin?Miedzwin ledwie zaszczycił go nieobecnym spojrzeniem.- A co to, Darzysławie, wątpicie? - skarcił go ów młody woj, przewo-dzący niedawno deputacji, która prosiła Miedzwina o objęcie przy-wództwa.Gdy jednak przeniósł z kolei na niego wzrok, dawała sięw nim zauważyć iskra starannie skrywanej obawy.- Miedzwin wie,jak prowadzi.Zaraz nam pokaże suchą drogę.- Zaraz pokaże - powtórzył po dłuższej chwili.- Ano.Tedy zawracać? - podjął niepewnie Darzysław.- Chybaście durni, Darzysławie, albo całkiem z bagnami nieobezna-ni - odezwał się wesoło zza pleców Miedzwina setnik.- Nie wiecie to,że bagnisko jest maz, zarośnięta poszytem jak kobiercem? Ono kie-dyśmy wzruszyli ów kobierzec raz przechodząc, wracać po nim rów-nie niepodobna, jak po zniesionym moście.Zapadła cisza, tym bardziej niezręczna, że rozmowa zaczęła miećcoraz więcej świadków.- No, czarujże teraz, Miedzwinie - rzucił głosem pełnym żmijowejsatysfakcji Przybywój.- Czarujże, i to naprawdę, a nie tak jak wtedy,w Gnieznie.Ostatnie słowa setnika jakby poruszyły jakiś ukryty w Miedzwiniemechanizm.Przez jego twarz przebiegł wyraz zrozumienia.Zamrugałkilkakroć oczami, potrząsnął ociężale głową, potem bezgłośnie poru-szył wargami, jakby próbując, czy nadal są mu posłuszne.- Eliksir - wyrzucił z siebie wreszcie, unosząc się i grzebiąc niemra-wo w swoich pakunkach.- Dawać mi tu eliksir.Darzysław i młody woj odetchnęli jednocześnie z nieskrywaną ulgą,a w chwilę po nim podobny dzwięk wydało z siebie kilkunastu in-nych, kupiących się dokoła wozu pogan.Miedzwin sprawiał wrażenie, jakby samo dotknięcie licznych flasze-czek, ampułek i kamionek, którymi po większej części wypełniony byłjego bagaż, przywróciło mu energię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]