Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Rice, Anne Lestat 'Opowiesc o zlodzieju cial'
- Pierscien z krwawnikiem Helena Sekula
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow.BLACK
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, sir, jest radcą do spraw Wschodu.- Zdolny człowiek.Dużo wie.Chciałbym się z nim zobaczyć.Shrivenham zakaszlał gwałtownie.- Prawdę mówiąc, sir, Rice jest chory.Wzięli go na obserwację do szpitala.Ostry nieżyt żołądka.To wygląda na coś poważniejszego niż nasza zwykła bagdadzka niestrawność.- Co to może być? - sir Rupert odwrócił się gwałtownie.- Ostry nieżyt żołądka, hm.Objawy wystąpiły nagle, czy tak?- Tak, przedwczoraj, sir.Sir Rupert zmarszczył brwi.Nagle opuściła go afektowana wyniosłość, stał się bardziej zwykły, nawet zatroskany.- Zastanawiam się.- powiedział.Shrivenham patrzył na niego uprzejmie i wyczekująco.- Zastanawiam się - podjął sir Rupert - czy to nie jest przypadek spowodowany zielenią Scheelego.Shrivenham milczał w zakłopotaniu.Przed mostem Feisal samochód skręcił w lewo do Ambasady Brytyjskiej.Sir Rupert nagle pochylił się do przodu.- Proszę się zatrzymać na chwilę - powiedział rozkazująco.- Tak, po prawej.Tam gdzie te garnki.Samochód podjechał miękko do prawego krawężnika i zatrzymał się.Znajdował się tam mały iracki sklepik zawalony garnkami z surowej białej gliny i dzbanami na wodę.Niewysoki krępy Europejczyk, który rozmawiał z właścicielem sklepu, oddalił się w kierunku mostu w chwili, gdy podjechali.Shrivenhamowi wydawało się, że to Crosbie z I and P, którego spotkał raz czy dwa.Sir Rupert wyskoczył z samochodu i ruszył zamaszyście do sklepiku.Wziął jeden garnek i zaczął rozmawiać po arabsku z właścicielem, ale w tak szybkim tempie, że Shrivenham nic nie mógł zrozumieć: mówił po arabsku powoli, przychodziło mu to z trudem i miał ograniczony zasób słów.Sprzedawca uśmiechał się, rozkładał szeroko ręce, gestykulował, coś tłumaczył.Sir Rupert wyciągał rozmaite garnki i o coś pytał.W końcu wybrał dzban z wąską szyjką, wepchnął właścicielowi do rąk pieniądze i wrócił do samochodu.- Ciekawa technika - powiedział sir Rupert.- Wyrabiają to w ten sam sposób od tysięcy lat, ten sam kształt mają dzbany w jednym z górskich regionów Armenii.Włożył palec do wąskiego otworu, obracając nim w kółko.- Surowa robota - stwierdził Shrivenham bez entuzjazmu.- Och, to nie żaden wyrób artystyczny, ale interesujący z punktu widzenia historycznego.Widzi pan te ślady ucha?Można uzyskać niejedną informację historyczną na podstawie obserwacji prostych sprzętów codziennego użytku.Mam tego całą kolekcję.Samochód skręcił w bramę Ambasady Brytyjskiej.Sir Rupert od razu poszedł do swojego pokoju.Shrivenham był lekko ubawiony, zauważył bowiem, że sir Rupert, po całym wykładzie o glinianych garnkach, zostawił nonszalancko swój dzban w samochodzie.Shrivenham rozmyślnie zaniósł go na górę do pokoju sir Ruperta i ostrożnie postawił na nocnym stoliku.- Pański dzban, sir.- Co? A, dziękuję, młody człowieku.Sir Rupert wyglądał na roztargnionego.Shrivenham powtórzył raz jeszcze, że niedługo będzie lunch, zapytał, czego sir Rupert się napije, po czym wyszedł z pokoju.Kiedy sir Rupert został sam, zbliżył się do okna, wyjął z dzbana karteczkę i rozwinął ją.Wygładził ręką.Było coś na niej napisane w dwóch linijkach.Przeczytał uważnie tekst, następnie podpalił papier zapałką.Wezwał służącego.- Słucham, sir.Czy mam rozpakować walizki?- Na razie nie.Chcę, żeby przyszedł tutaj pan Shrivenham.Po chwili zjawił się Shrivenham.Spytał z lekką obawą w głosie:- Mogę w czymś pomóc, sir? Czy coś jest nie w porządku?- W moich planach zaszła zasadnicza zmiana.Mogę oczywiście liczyć na pańską dyskrecję?- W stu procentach, sir.- Już dawno nie byłem w Bagdadzie, faktycznie od wojny.O ile wiem, hotele położone są głównie na drugim brzegu?- Tak, sir.Na ulicy Raszida.- Nad Tygrysem?- Tak.Największy to Babylonian Pałace, raczej dla urzędowych gości.- A zna pan hotel Tio?- Oczywiście, wielu ludzi się tam zatrzymuje.Dość dobra kuchnia, a prowadzi go przezabawny człowiek, Marcus Tio.Jest on w Bagdadzie prawdziwą instytucją.- Niech mi pan zarezerwuje pokój w tym hotelu.- Jak to? Nie zostanie pan w ambasadzie? - dopytywał się nerwowo Shrivenham.- Ale.przecież.wszystko jest ustalone.- Ustalone, ustalone.Ustalenia można zmieniać - warknął sir Rupert.- Tak, oczywiście, sir.Nie chodziło mi.Shrivenham urwał.Miał przeczucie, że kiedyś będą z tego powodu kłopoty.- Muszę przeprowadzić pewne rozmowy delikatnej natury.Nie mogę tego zrobić tu, w ambasadzie.Proszę, żeby mi pan zarezerwował pokój w hotelu Tio i chciałbym opuścić ambasadę w sposób możliwie dyskretny.To znaczy, nie chcę jechać do Tio służbowym samochodem.Proszę też o zabukowanie miejsca na samolot do Kairu na pojutrze.Shrivenham był coraz bardziej przestraszony.- Sądziłem, że zostanie pan pięć dni.- To już nieaktualne.Muszę koniecznie jechać do Kairu, kiedy tylko zakończę sprawy tutaj.Byłoby wręcz niebezpieczne, gdybym został dłużej.- Niebezpieczne?Ponury uśmiech przemknął nagle po twarzy sir Ruperta i zupełnie zmienił jej wyraz.Jego zachowanie, które Shrivenham przyrównywał do zachowania pruskiego sierżanta, również uległo zmianie.Okazał się naraz człowiekiem sympatycznym.- Bezpieczeństwo rzadko bywało moim hobby, to prawda - powiedział.- Ale w tym wypadku nie chodzi tylko o mnie.Moje bezpieczeństwo to bezpieczeństwo wielu innych ludzi.Więc niech pan zrobi to, o co pana proszę.Jeśli będą kłopoty z biletem lotniczym, proszę potraktować to jako sprawę pierwszorzędnej wagi.Pozostanę do wieczoraw pokoju, póki stąd nie wyjadę.- I dodał, podczas gdy Shrivenham stał osłupiały: - Oficjalnie jestem chory.Zachorowałem na malarię.- Shrivenham pokiwał głową.-Nie będę więc nic jeść.- Ale przecież możemy panu przysłać na górę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]