Podobne
- Strona startowa
- Ks. Adam Skwarczyński PORADY DUSZPASTERZA (Niezbędnik w trudnych sytuacjach)
- Wisniewski Snerg Adam Wedlug Lotra
- Wisniewski Snerg Adam Wedlug Lotre
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.4.Dragon.Wytch
- London Jack Ksiezycowa Dolina (SCAN dal 936
- Norton Andre Ksiezyc trzech pierscieni (SCAN
- Carroll Jonathan Kosci ksiezyca (SCAN dal 724)
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.5.Night.Huntress
- Salvatore Robert Tom 01 Dziedzictwo
- Collins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska Âśmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie chciałbym, żeby mnie tutaj ktoś zobaczył.Moglibyście mieć przykrości.- Nie ma nikogo.- Wolałbym pogadać z wami na osobności.- A co? - Gajowy zmarszczył brwi.Przez jego ogorzałą twarz przemknął cień zakłopotania.- Chodźcie na dwór, pogadamy.Gajowy zapiął zieloną kurtkę.- Jak tak, to chodźmy.Na podwórzu natknęli się na żonę gajowego.Na widok Andrzeja położyła pustą kobiałkę na ziemi.- To on był u ciebie - zwróciła się do męża.Ten kiwnął tylko głową.- W porządku.- A gdzie to idziesz? - zapytała z obawą w głosie.- Zaraz wracam - odrzekł niechętnie.Oparła dłoń na biodrze i z kobiecą ciekawością przyglądała się odchodzącym.Zatrzymali się na skraju lasu.- Co z wami? - gajowy oparł się o pień i spojrzał dociekliwie.- Niedobrze - odrzekł Andrzej.- Przyszedłem do was po pomoc.- Na Węgry idziecie?- Nie.- Do Zakopanego?- Nie - rzucił szybko i urywanymi zdaniami jął opowiadać o ostatnich zdarzeniach.- Gdyby nie ten chłopiec - zakończył - poszedłbym do Zakopanego, a tak.- Tak.- westchnął gajowy.- Narobiliście sobie biedy.W górach niełatwo wam będzie przetrzymać.- Dam sobie jakoś radę, tylko wy mi pomóżcie.Nie widział dokładnie twarzy Bartona, ale wyczuł, że sposępniała nagle i stężała.- A czego wy chcecie ode mnie? - zapytał gajowy stroskanym głosem.- Teraz trochę żarcia.Niewiele, żeby tylko pierwsze dni przetrzymać.- A potem?- Potem, gdy mały wydobrzeje, mógłby u was zostać.Barton zasępił się jeszcze bardziej.Wielką, spracowaną dłoń uniósł do czoła.- Tego nie da się zrobić.Dawniej tak, ale teraz.- Powiecie, że chłopiec przyjechał do was od krewnych, że słaby na płuca, trzeba mu górskiego powietrza.Gajowy zaśmiał się sucho.- Mnie tu za dobrze znają.Teraz nie da się zrobić - zniżył głos, nachylił się i dodał prawie szeptem: - Na mnie też mają oko.- Niedługo to wszystko potrwa.- Przyjechali żandarmi.Powiedzieli, że partyzantom pomagam.- Partyzantom?- U nas też się rusza.Wczoraj w Jamnickiej była strzelanina.Dwóch żołnierzy rannych.Dezerterzy uciekają w góry.Był tu u mnie jeden.- Może Cygan?- Nie, chłopiec z Horehronia, drwal.Dałem mu, co miałem.Poszedł w góry.Ktoś go zobaczył, że u mnie nocował, no i żandarmi przyszli.Baba mi głowę suszy, żebym się do tego nie mieszał, ale ja.No, cóż.chętnie sam poszedłbym z nimi.A teraz, tego chłopca nie mogę.chyba rozumiecie?- Rozumiem.Może znacie kogoś, kto by go mógł przyjąć?Gajowy bezradnym gestem rozłożył ręce.- Nie da rady.Teraz wszyscy się boją.Przedtem to ja sam wziąłbym go do siebie.Biedny chłopiec.- westchnął cicho.Wyciągnął paczkę papierosów.- Zapalicie?Andrzej z przyjemnością zaciągnął się dymem.Od dwóch dni nie palił.Teraz zakręciło mu się lekko w głowie.- Ale jedzenia to mi trochę dacie? - zapytał.- Sam nie mam dużo, ale coś się znajdzie.- Oczywiście zapłacę - dodał pospiesznie Andrzej.- Głupstwo.Gdybym był w potrzebie, to byście mi też pomogli.Andrzej ujął go za ramię.- Słuchajcie.Nie wiem, jak długo tam zostanę.Chłopiec jest słaby, musi jeść.Zostawię wam trochę koron i dwadzieścia dolarów.- Co ja z dolarami zrobię? - zapytał tamten z uśmiechem.- Zmienicie w mieście.- Za to karają.- Znajdziecie w Popradzie albo w Łomnicy faktora.Teraz ludzie kupują.Chodzi o to, żeby kupić trochę jedzenia na zapas.- Dobrze, spróbuję.- Umówimy się.Najlepiej by było, żebyście mi donieśli do Ciemnych Smreczyn.Gajowy skinął przytakująco.- Teraz dam wam niewiele, a jutro spróbuję zmienić dolary.Andrzej mocniej ścisnął ramię gajowego.- Dziękuję wam, Barton.Wiedziałem, że mi pomożecie,- Głupstwo.Dajcie plecak, zaraz wam coś przyniosę.Niedużo, bo sam nie mam.- Chciał już odejść, ale Andrzej zatrzymał go.- Zdaje mi się, że macie w domu chłopca.- Mam.- Pewno zostało po nim trochę starych rzeczy.Ten mój jest bosy, prawie goły.Może byście coś znaleźli dla niego.Najważniejsze buty i coś ciepłego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]