Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie jeździłam konno, a jak próbowałam powozić, to zawsze tylko jednym koniem, i to albo kulawym, albo ledwie powłóczącym nogami, albo jakimś takim.Ale nie boję się koni.Przepadam za nimi.Musiałam się z tym chyba urodzić.Bill spojrzał na nią z uznaniem, ba - nawet z zachwytem.- To rozumiem.To mi się w kobiecie podoba.Odwaga.Możesz mi wierzyć, że dziewczyny, które brałem ze sobą na przejażdżkę, zupełnie mi obrzydły.Takie nie mają u mnie żadnych widoków.Nerwowe, trzęsą się tylko i piszczą, i wrzeszczą.Wydaje mi się, że one przyjmowały zaproszenie bardziej ze względu na mnie niż na przejażdżkę.A ja uznaję tylko odważne dziewczyny, takie, które lubią konie.Ty, Saxon, jesteś zupełnie inna… słowo honoru.Z tobą nawet mówienie idzie mi jak z płatka.Tamte wszystkie strasznie mnie nudzą.W ich towarzystwie to jakby mi ktoś usta zasznurował.Na niczym się nie znają i takie są cały czas wystraszone… Chyba mnie rozumiesz, co? - Może trzeba się z tym urodzić, żeby lubić konie? - odpowiedziała.- Może ja lubię konie dlatego, że zawsze wyobrażam sobie mojego ojca na tym wielkim dereszu? Nie wiem, w każdym razie je lubię.Kiedy byłam mała, najchętniej rysowałam konie.Matka mnie do tego zachęcała.Mam jeszcze brulion prawie cały zarysowany końmi.Wiesz co, Bill? Czasem mi się śni, że mam własnego konia.I bardzo często we śnie jadę konno albo powożę.- Weźmiesz potem lejce, tylko niech się konie wpierw trochę wyładują.Teraz rwą jeszcze za ostro.Spróbuj, daj tu ręce… przed moimi… trzymaj mocno.Czujesz? No pewnie.Chociaż nie czujesz nawet dziesiątej części.Jakżebym mógł popuścić lejców, kiedy ty ważysz nie więcej od piórka?Oczy jej rozbłysły, gdy poczuła w naprężeniu lejców, jak piękne, pełne temperamentu zwierzęta szarpią wędzidłami.Patrząc na nią Bill rozpromienił się jej radością.- Jaka korzyść z kobiety, kiedy nie potrafi dotrzymać kroku mężczyźnie? - wybuchnął entuzjastycznie.- Ludzie, którzy lubią te same rzeczy, zawsze najlepiej się ze sobą zgadzają powiedziała nieco zgryźliwie, maskując w ten sposób radość, że tak spontanicznie nawiązało się między nimi porozumienie.- Ach, Saxon, rozgrywałem walki, dobre walki… wyłaziłem ze skóry, traciłem kondycję, żeby się popisać przed zadymioną, śmierdzącą whisky salą, pełną zwariowanych amatorów boksu, do których brało mnie tylko obrzydzenie.I posłuchaj: oni, którzy nie wytrzymaliby jednego porządnego ciosu w szczękę czy żołądek, wrzeszczeli, żeby mnie zagrzać do walki, i żądali krwi! Pomyśl, Saxon - żądali krwi! Ludzie, którzy mieli w żyłach tyle krwi, co morskie kraby.Słowo daję, że wolałbym walczyć w obecności jednej osoby… w obecności twojej na przykład czy kogoś, kogo lubię.Chciałbym wtedy zwyciężyć.Ale żeby takie obmierzłe durne chłystki, które tyle mają w sobie odwagi, co zając, i taką kondycję, jak parchate kundle… żeby takie chłystki mnie zagrzewały do walki! Czy możesz się dziwić, że rzuciłem to plugastwo? Wolałbym już chyba mieć na widowni stare szkapy pociągowe, które są kandydatkami na parówki, niż tę przeklętą bandę ciamajdów, którzy w żyłach mają wodę zamiast krwi!- Nie wiedziałam, że… boks zawodowy jest taki - powiedziała niepewnie, wypuszczając lejce i opierając się plecami o poduszkę obok niego.- Nie mówię o walce, tylko o widzach - bronił gorąco.- Naturalnie sama walka młodemu chłopakowi też dobrze nie robi, bo mu niszczy kondycję i tak dalej.Ale mnie tylko wstręt bierze do tych chłystków na widowni.Nawet kiedy mnie chwalą, kiedy mi mówią miłe rzeczy, to tak, jakby mi w gębę dawali.Rozumiesz, Saxon? Tracę szacunek do samego siebie.Pomyśl tylko - moczygęby i słabeusze, którzy by się bali zadrzeć z chorym kotem, stają na tylnych łapach i wrzeszczą, i zagrzewają do walki mnie… mnie! Cha! cha! Jak ci się to podoba? A to kawał łotra!Wielki buldog przebiegł na ukos jezdnię, obojętnie i w milczeniu usiłując wyminąć zaprzęg.Gdy znalazł się obok Księcia, ów obnażył zęby jak ogier i szarpnął łbem w dół próbując psa pochwycić.- Ten Książę aż się rwie do walki.I to jest naturalne.Nie szarpnął łbem po to, żeby go oklaskiwały jakieś nędzne chłystki.Zrobił to ze zwykłej złości, bo mu przyszła taka chętka.I to jest uczciwe.To jest słuszne.Bo naturalne.Ale ci amatorzy i kibice! Żebyś ty, Saxon, wiedziała!A Saxon przyglądała mu się ukradkiem, gdy wpatrzony w konie śledził ich bieg przez miejskie ulice w niedzielny poranek, gdy ściągnąwszy zaprzęg skręcił gwałtownie, żeby wyminąć dwóch małych chłopców, którzy na hulajnodze przejeżdżali w poprzek jezdni.I patrząc tak, dostrzegła w nim głębię i intensywność, całą magiczną zmienność temperamentu, dostrzegła przebłysk szalejących w nim burz, dostrzegła chłód tak wyniosły jak dalekie gwiazdy, dzikość tak naturalną jak dzikość wilka i tak czystą jak dzikość ogiera, gniew tak nieubłagany jak gniew anioła mściciela i młodość, która była jak ogień, młodość ponad czasem i ponad miejscem.Saxon patrzyła na niego z uczuciem podziwu, patrzyła jak urzeczona; gnana odwiecznym głodem kobiety przerzuciła most nad dzielącą ich otchłanią, w swej śmiałości kochała go ramionami i piersiami, które tęskniły do niego.Szeptała w duchu: - Jedyny, jedyny!- Uczciwie ci to wszystko mówię, Saxon - podjął Bill przerwaną nić.- Bywały takie chwile, że ich nienawidziłem, że chciałem przeskoczyć sznury, wpaść między nich i walić, i grzmocić… pokazać im, czym jest prawdziwa walka.Weź choćby taki wieczór z Billem Murphy.Ach, Bill Murphy, gdybyś go tylko znała! Mój najbliższy przyjaciel.Najuczciwszy, najporządniejszy bokser, jaki stawał na ringu.Razem chodziliśmy do szkoły Duranta.Zaprzyjaźniliśmy się.Każda jego walka była moją walką, każde moje zmartwienie było jego zmartwieniem.Obaj wzięliśmy się do boksu.Wystawili nas przeciwko sobie.Nie po raz pierwszy.Dwukrotnie walka skończyła się remisem.Raz wygrał on.Raz ja go zwyciężyłem.To była piąta walka, walka dwóch mężczyzn, którzy się kochali jak bracia.Bill Murphy jest ode mnie starszy o trzy lata.Ma żonę i troje dzieci, znam ich wszystkich.I jest moim przyjacielem.Rozumiesz?Ważę od niego dziesięć funtów więcej, ale w ciężkiej wadze taka różnica jest dopuszczalna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]