Podobne
- Strona startowa
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Wright Austin Tony i Susan
- Dav
- Tarryn Fisher Kochaj Mnie Kłamstwami (tł. nieoficjalne)
- Heindel M Astrologia (2)
- Clifford Francis Trzecia strona medalu
- Harry Harrison Stalowy Szczur idzie do wojska
- M. Keane, D. Chase Dieta w chorobach nowotworowych
- Sprawa Rembrandta Daniel Silva
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Teraz już nic dodać się nie da! zawołał dumnie z góry. Poczekaj! Poczekaj! krzyknął na to robaczek świętojański. W domku nie ma światła igdy dzieciątko ludzkie się zbudzi, może się zlęknąć ciemności.Wlecę do domku i zrobię sięjej lampką nocną.Myślicie, że teraz domek był naprawdę skończony?Otóż nie. Gwałtu! Tociem zapomniał o klamkach! zawołał ślusarz i czym prędzej opatrzyłwszystkie drzwi mosiężnymi gałkami.33Potem handlarz żelaza przybił koło progu żelazną wycieraczkę do bucików, a pewna star-sza dama przywlekła porządną rogóżkę.Dwóch stolarzy przytoczyło beczkę i umieściło jąpod rynną, a malarze pomalowali ją na zielono.Wszystko gotowe!.Ale jeszcze nadbiega ogrodnik z całym tłumem ogrodniczków,uzbrojonych w rydelki i kopaczki, i raz dwa od prawej strony werandy zakładają ślicznyogród kwiatowy, a od lewej ogród warzywny.Tuż pod ścianą posadzili kilka krzewów różwysokopiennych i klematisu i w mniej niż pięć minut cudne, pachnące gałęzie, całe pokrytekwiatami, poczęły piąć się po ścianach małego domku.Cudnie bo cudnie wyglądało teraz mieszkanko Toni.Ale nawet elfy nic już więcej wymy-ślić nie mogły i poczęły się rozchodzić, spiesząc na przerwany bal.Raz po raz oglądały siępoza siebie i z wielkiego zachwytu nad domkiem całowały się wzajemnie po rękach.Czarno-brewka odeszła ostatnia, bo dłuższą chwilę zabawiła przy kominie, przez który wsunęła dlaToni najcudniejszy sen.I tak stał domek przez noc całą i chronił małą Tonię od zimna i wiatru.Tonia nie wiedziałao niczym, póki nie prześniła całego snu podarowanego jej przez Czarnobrewkę.Kiedy na-reszcie otworzyła oczy, świtało już na dworze.Tonia czuła się zupełnie wypoczęta, przetarłaoczy i zawołała Jasia, bo pewna była, że leży na swoim łóżeczku w dziecinnym pokoju.Nie otrzymawszy odpowiedzi, zerwała się i w tej chwili uniosła głową dach domku nibypokrywę pudełka.Dokoła domku roztaczał się Park Leśny tonący w puchach śnieżnych.AleToni zdawało się jeszcze ciągle, że jest w pokoju dziecinnym, i dopiero kiedy się uszczypnęław policzek, przypomniała sobie wszystko, co się jej zdarzyło wczoraj.Nie mogła pojąć tylko,skąd się wziął nad nią ten śliczny mały domek.Odchyliła dach, wyszła do ogródka i stądprzyglądała się domkowi, w którym całą noc przepędziła.Była nim tak zachwycona, że ażrączki składała z podziwu, powtarzając bez końca: Och, ty mój cudny, maleńki, pachnący domeczku!Czy jednak domek przeląkł się jej głosu, czy też rozumiał, że zrobił już, co do niego nale-żało, dość że ledwie Tonia wypowiedziała te słowa, zaczął się pomalutku zmniejszać.Tak sięto jakoś robiło, że Tonia nie zaraz się na tym poznała, ale raptem spostrzegła, że w domku bysię już zmieścić nie mogła.Nic mu nie brakowało, wyglądał jak pierwej, tylko kurczył się,kurczył coraz bardziej, a z nim kurczył się i ogródek.Pierścień śniegu, otaczający go, zacie-śniał się coraz bardziej.Przed chwilą był taki jak psia buda, teraz już nie większy od gipsowejarki Noego.Ale wszystko było jak pierwej.Nie brakowało ani klamek, ani pachnących krze-wów na ścianach, ani dymu przyczepionego do komina.Tylko robaczek świętojański świeciłcoraz słabiej. Och, domeczku najdroższy! Nie znikaj! błagała Tonia i rzuciła się przed nim na kola-na, bo domek był już nie większy od naparstka.Próżno jednak wyciągała ku niemu rączki domek znikł w końcu zupełnie.Na miejscu gdzie wznosił się jeszcze przed chwilą, nie byłoteraz nic prócz gładkiej powierzchni śnieżnej.Tonia przesłoniła piąstkami oczy i płakała głośno, gdy tuż koło niej odezwał się dziecięcygłosik: Nie płacz, nie płacz, mały człowieczku.Tonia odwróciła się szybko i ujrzała ślicznego, nagiego chłopczyka, który przyglądał jejsię uważnie.Tonia domyśliła się od razu, że to jest Piotruś Pan.34Rozdział VIKoza PiotrusiaTonia była bardzo nieśmiała, ale Piotruś nie znał tego uczucia. Mam nadzieję, że dobrze spałaś rzekł poważnie. Dziękuję odpowiedziała grzecznie Tonia było mi bardzo ciepło i dobrze.Ale. tuspojrzała zgorszona na niego czy tobie nie zimno?Piotruś dawno zapomniał, co znaczy wyraz zimno , więc rzekł tylko: Zdaje mi się, że nie, ale może się mylę.Bo widzisz, ja nie wiem bardzo wielu rzeczydlatego, że nie jestem prawdziwym chłopcem.Salomo mówi, że jestem ni to, ni owo. Więc ty się tak nazywasz? rzekła Tonia zdziwiona. Nie, ja się tak nie nazywam.Nazywam się Piotruś Pan. To wiem zawołała Tonia to przecież wszyscy wiedzą!Ogromnie było miło Piotrusiowi, że wszyscy wiedzą o nim, i prosił Toni, żeby mu po-wiedziała, co ludzie o nim mówią.Zanim jednak usiedli na obalonym pniu drzewa, Piotruśzmiótł rączką śnieg z miejsca, które wskazał Toni.Ale sam usiadł wprost na śniegu. Przysuń się do mnie rzekła uprzejmie Tonia. Co to jest przysuń ? spytał Piotruś.Tonia wytłumaczyła mu, co znaczy ten wyraz, i Piotruś usiadł bliziutko niej.Potem opo-wiedziała mu wszystko, co słyszała o nim.Tak, ludzie wiedzieli niejedno o Piotrusiu, ale niktna przykład nie wiedział o tym, że Piotruś po dwakroć wracał do swojej matki, ale żelaznekraty zagrodziły mu drogę do domu.Piotruś i teraz nie wspomniał o tym Toni, bo wspomnie-nie tego zakratowanego okna nazbyt mu było bolesne. A czy ludzie wiedzą, że ja się umiem bawić jak prawdziwi chłopcy? zapytał z dumą.Proszę cię, Toniu, rozpowiedz wszystkim o tym.Ale gdy potem objaśnił Toni, jak się bawi zabawkami, znalezionymi w parku, gdy jej siępochwalił, że obręcz rzuca na wodę, a balonika użył zamiast piłki nożnej, Tonia była po pro-stu oburzona. Ależ twoje zabawy to nie są żadne zabawy! Ty nawet pojęcia nie masz, jak się bawiąprawdziwi chłopcy! wykrzyknęła patrząc mu prosto w twarz wielkimi oczami.Na to Piotruś westchnął najpierw, a potem rozpłakał się tak boleśnie, jak nie płakał ani ra-zu od czasu, gdy po raz ostatni powrócił do domu.Toni także zrobiło się bardzo przykro, więcspiesznie podała mu swoją chusteczkę do nosa.Piotruś nie wiedział, co ma z tym zrobić, więcTonia sama wytarła mu nosek i buzię, mówiąc: Widzisz, to się tak robi, spróbuj teraz sam.Piotruś poważnie skinął główką na znak, że zrozumiał, i obtarł nosek i oczy Toni.Toniamusiała dać za wygraną i udała, że Piotruś dobrze wypełnił jej polecenie.Nie wiedząc, w jaki sposób okazać Piotrusiowi, jak serdecznie go lubi i żałuje, rzekła pochwili: Gdybyś chciał, Piotrusiu, to dałabym ci buzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]