Podobne
- Strona startowa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Crosland Susan Niebezpieczne gry
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Crichton Michael Kongo
- Andrew Lane Młody Sherlock Holmes Czerwona pijawka
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 03 Lekcja miłoÂści
- Norton Andre Cesarska corka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lubi wi-dzieć takim Edwarda, to ją pobudza.Oczekuje okropnego odkrycia, nad którym bolejejej duch, oczekuje go chciwie.ZWIERZTA NOCY 9Czy był jakiś powód, dla którego Tony Hastings obawiał się wracać na tę górskądrogę? Nie było go, stąd też nie było i strachu.Tylko jakaś nieracjonalna pozostałość ponocy.Teraz nie było już powodu, żeby się obawiać, był bezpieczny na tylnym siedzeniupolicyjnego wozu z dwoma oficjelami (reprezentantami cywilizacji, która przyjęła godo siebie z powrotem), którzy wysilali się dla niego, żeby zwrócić mu to, co stracił.Nowo zbudowana autostrada, pełna samochodów, szerokim łukiem wtaczała sięna zalesiony grzbiet.Na grani był sklepik z pamiątkami: proporczyki, drewniane rzez-55bione sowy.Powód, dla którego tak bardzo się bał? Nie było powodu.Po prostu spraw-dzali możliwości.W zasadzie to powód do nadziei, bo jeśli Laura i Helen były w samo-chodzie, jeśli zostawiono je tam tak jak jego, jeśli w zamierzeniu było, aby wszyscy trojespotkali się tam.Chociaż do tej pory powinny już wyjść.I tu był pies pogrzebany.Chyba, że zdecydowały się przespać i poczekać na dzień.Ale gdyby nawet tak było, dotej pory, do południa, powinny były już wyjść.Podczas jazdy Bobby Andes zadawał przyjazne pytania o jego życie, pracę, locumw Maine, szczęście w małżeństwie, o jego jedyne dziecko.Bobby Andes też miał jednodziecko.Dlaczego miał tylko jedno dziecko, to nie było rozważne.To znaczy, my roz-ważnie nie próbowaliśmy nie mieć jeszcze jednego dziecka.A wy?.Samochód zatrzymał się na prostej, gdzie droga wznosiła się po obu stronachponad poziom lasu.Nie rozpoznał tego miejsca, ponieważ nadjeżdżali wtedy z przeciw-nej strony.Nie wiedział, jak dostali się na drugą.To był kierunek, w którym pojechalitamci po tym, jak próbowali go rozjechać.Powód, dla którego Tony Hastings bał się tam jechać, zatrzymał się w jego sercu,kiedy kierowca, skręciwszy, minął rów obok połamanej bramy w lesie.Powodem byłosłońce zbliżające się do pozycji południowej fakt, że było już za pózno po jezdzieprzez całe rano, dużo za pózno, by spotkać gdzieś tam Laurę i Helen.Skoro więc było zapózno, nie było powodu tam jechać. Chcę tylko zobaczyć, co tam właściwie jest powiedział Bobby Andes. Nie widziałem niczego poza drzewami. To było w nocy. Myślisz, że oni tam jeszcze balują? rzucił kierowca.Andes zaśmiał się. Jeżeli tam jest jakaś buda. Wydaje mi się, że zabrali mnie na sam koniec drogi.Chyba nic tam nie ma.Tony Hastings nie przypuszczał, żeby tam był dom, ani nie wierzył, żeby BobbyAndes spodziewał się tam jakiś znalezć.Zcieżka była wąska i wymijała gwałtownie ka-mienie i drzewa.Wóz podskakiwał i co rusz o coś zawadzał. Jezu! szepnął BobbyAndes.Las był jasny i przewiewny, ściółka i połamane gałązki w nieładzie.Drzewa rosływokół głazów i skalnych występów.Tony Hastings nie potrafił połączyć tego, co uj-rzał z tym, co pamiętał: ten wjazd ze światłami grającymi na pniach drzew z tamtymwychodzeniem z lasu w ciemności, kiedy to prowadziła go tylko siła wytrzeszczonychoczu, z trudem odróżniających cienie.Spojrzał na głaz, za którym skrył się, gdy przejeż-dżali Ray i Turk.Zobaczył parę rzeczy, które mogłyby pasować, ale żadna nie podobnabyła do tego, co pamiętał.Powodem, dla którego Tony Hastings obawiał się wejść do lasu, była wiarygod-ność, jakiej dodawał on jego wyobrażeniom, a także fakt, że porucznik Bobby Andes56myślał, iż wystarczy wszystko sprawdzić, wyeliminować.Jazda po tej zabójczej drodze,napięcie z każdą minutą zdwajane, bo tyle samo czasu będą musieli wyjeżdżać stąd sprawiały, że rzeczywistość stawała się tym, co w innym wypadku byłoby zwyczaj-nym upiornym snem.Upiorny sen stawał się faktem.Wjeżdżając tu poczuł znów ten żal, który sprawił, że zeszłej nocy miał chęć się roz-płakać.Karał go za jego zaniedbanie.Mógł odezwać się, kiedy tamci mężczyzni zawo-łali go, bo teraz był pewien, że naprawdę chcieli połączyć go na powrót z Laurą i Helen.Martwymi lub żywymi.A jeśli uznał za mądre uciekanie, nie chcąc być zabitym, jakżegłupia wydawała się ta mądrość, kiedy one zostały zabite.A jeśli nie zostały i były w sa-mochodzie wtedy, i była wciąż szansa, to jeszcze gorzej.Zobaczył mostek z bali i uświadomił sobie, że przerzedzenie się drzew przed nimoznacza polanę.Serce ściskało mu coś.Kiedy jednak zjeżdżali do mostku i wdrapy-wali się na krótkie, ale strome zbocze, zmieniło się to w czystą, głęboką ulgę, że zoba-czył wystarczająco dużo, by widzieć, iż nic tam nie ma.Polana otworzyła się przed nimi.Naprawdę był to placyk porośnięty trawą, pusty, ze śladami zawracających samocho-dów. No nie! jęknął kierowca. A niech to wszyscy diabli! zawołał Bobby Andes.Tony Hastings nie wiedział, o co chodziło.Ulżyło mu i jednocześnie był rozczaro-wany, że nie widział nic na polanie.Nic z tego, czego albo się spodziewał i bał, albo naco miał nadzieję.Ale zobaczył, że ktoś tam jednak był.Czerwona chusta, ciemny sweter,para dżinsów, porozwieszane na krzakach pośród trawy.Kiedy Bobby Andes przesunąłgłowę, Tony Hastings ujrzał kochanków, nagich, leżących pod krzakiem.Spali. Tylko spokojnie rzucił do niego Bobby Andes.Tony zastanawiał się, dlaczego tak bardzo się o niego niepokoją.Już wysiadł z wozui szedł spiesznie do miejsca, gdzie leżeli kochankowie.Bobby Andes i policjant byli zanim, biegli.Ktoś próbował złapać go za ramię, jakby chciał go powstrzymać.Lecz niew tym problem.Tony chciał po prostu pozbyć się raz na zawsze tej groteskowej opie-ki, jaką sprawowali nad nim jego policyjni towarzysze.I nawet jeśli byli nadzy ci ko-chankowie, chłopiec i dziewczyna, których miał przed oczami obudzi ich, żeby moglipowiedzieć tym facetom, kim nie są.Chłopiec i dziewczyna chociaż tego, które jestktóre, nie był jeszcze pewien leżeli w trawie, jedno na plecach, drugie tuż obok, twa-rzą do ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]