Podobne
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Crichton Michael Norton
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Joanna Chmielewska Florencja, corka Diabla
- Quinnell A J Mahdi
- ABC Osobisteg Oddania Sie Maryi
- Piekara Jacek Mlot na czarownice
- Heinlein Robert A Drzwi do lata
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ten ogień wymknie się spod kontroli, ogarnie równiny i zgładzi stada.Nawet te kilka zwierząt, które przeżyje, umrze z głodu! — zawołała Srebrzysty Śnieg do Mocnego Języka.— Jak możesz skazywać na zgubę tych ludzi, którymi ma rządzić twój syn?Mocny Język odwróciła się, szydząc ze Srebrzystego Śniegu i nie przerywając zabójczego, ponaglającego rytmu uderzeń w bębenek.— Ty głupia — powiedziała.— To nie jest prawdziwy ogień ani nie wymknie się on spod mojej kontroli.Skończy się, gdy dotknie go jakaś żyjąca istota.Oczywiście — dodała — ta istota z wielkim pośpiechem przestanie przechadzać się wśród żyjących; ale przecież nie możemy chcieć za wiele, prawda?Istota, która dotknie tych płomieni, ugasi je, a Vughturoi jechał na przedzie.Dotknie ognia i umrze! Srebrzysty Śnieg pochwyciła swoje długie spódnice, przygotowując się, żeby pobiec w dół stoku w kierunku ognia, ale pomiędzy nią a wybraną przez nią ścieżkę wbiegł lis o lśniącym futrze, utykający z lekka na jedną łapę i sam pobiegł tą ścieżką.Wierzbo, wracaj! Srebrzysty Śnieg miała przynajmniej na tyle rozsądku, żeby nie wykrzyknąć tego na cały głos, chociaż w tym momencie wrzask wściekłości i rozpaczy chyba lepiej byłby jej zrobił niż srebrna czarka lodowatej wody w samo południe.Jej krzyk echem odbił głęboki, męski głos: Basich, który ledwo się trzymał w siodle.Patrząc, jak jego pan podjeżdża coraz to bliżej do tej ściany pozornie prawdziwego ognia, zaciął konia, zmuszając go, by w ostatnim wybuchu energii przegonił ustającego wierzchowca Vughturoi i przeciął jego drogę.Nie chcąc go stratować, książę szarpnął konia w bok, a Basich pędził swojego konia coraz bliżej ściany ognia.Jego koń rżał i walczył z nim, kiedy zbliżali się do płomieni.Przecież on chyba nie wpędzi tego biednego zwierzęcia w płomienie — miała nadzieję Srebrzysty Śnieg.W ostatnim momencie, kiedy zdawało się, że wysoka ściana ognia pochłonie i człowieka, i zwierzę, Basich rzucił się z grzbietu swego konia w ogień.Zdążył krzyknąć tylko raz.Ogień uniósł się do góry, a potem wypalił się, nie zostało z niego nic, nawet pasmo wypalonej trawy, żeby pokazać, gdzie przeszedł.Jego koń zatoczył szerokie, dzikie koło i pobiegł na równinę.Zaniechawszy stoickiego milczenia, które było zwyczajem Hiung–nu, Soból wydała jęk żałości.Nogi się pod nią ugięły i upadła.— Szybko, zabierzcie ją! — rozkazała Srebrzysty Śnieg i posłuchano jej szybko, jak słucha się królowych.Żadnego małżeństwa nie zaaranżuje się już pomiędzy Wierzbą a Basichem; żaden mężczyzna nie będzie się już troszczył o dzieci owdowiałej siostry; a dzieci wojownika zostały osierocone.Wezmę je pod opiekę — pomyślała Srebrzysty Śnieg i uznała, że jest to myśl nadziei.W następnej chwili przeszedł ją dreszcz.Co się stanie, jeżeli nawet jeszcze teraz Tadiqan wystrzeli jedną z tych zabójczych, wrzeszczących strzał i trafi swego brata w plecy? Podniósł się wrzask powitania, niemal nieodróżnialny od wrzasku grozy i ukazała się straż Vughturoi, mknąc za swoim panem, który ich dotąd wyprzedzał.Niechby Tadiqan teraz wystrzelił, a jeżeli przeżyje, będzie rządził klanem pozbawionym wojowników.Opuścił łuk, pochylił głowę i ciężkim krokiem szedł w kierunku namiotów.Dwa razy niemal upadł, kiedy z ukrycia w trawie poderwały się jakieś zwierzęta, by gryźć go po nogach i uciekać, zanim zdążył je kopnąć, czy wyciągnąć broń.W górę stoku, na którym rozpięto namiot shan–yu, jechał Vughturoi.Na jego widok pod panią Srebrzysty Śnieg ugięły się nogi, podobnie jak przedtem pod biedną Soból, ale zmusiła się, by wysoko trzymać głowę, chociaż spływające jej po plecach włosy nie były czesane przez dzień i noc.Odwróciła się i poszła na swoje miejsce u boku zmarłego shan–yu.Niech Vughturoi znajdzie ją u boku swego ojca, jak przystało: Khujanga był wielkim władcą i nie powinno się go zostawiać samego.Usta i ręce jej drżały, a oddech był zbyt szybki.Mówiła sobie, że to, co odczuwa, to wdzięczność za ocalenie przed śmiercią z własnej ręki albo przed pohańbieniem z pożądliwych rąk Tadiqana.Nadejście Vughturoi zapowiedział, zamiast zwykłej dla Hiung–nu wylewności, powitalny pomruk i grzmot setek końskich kopyt i kroków.Vughturoi, pokryty kurzem i śladami podróży, podszedł do ciała swego ojca, wyciągnął nóż i rozciął sobie policzki na znak żałoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]