Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Norton Andre Cesarska corka (SCAN dal 1106)
- Dan Simmons Hyperion
- 0199291454.Oxford.University.Press.USA.Values.and.Virtues.Aristotelianism.in.Contemporary.Ethics.Jan.2007
- Henley Virginia Sokol i Panna TOM II
- Biernacki Loriliai Renowned Goddess of Women Sex and Speech in Tantra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Florencja szalała na łączce, celując teraz w przeciwnika tylnymi kopytami.Znów go trafiła, poleciał pięknym łukiem o parę metrów i to mu chyba uratowało życie.Zygmuś znalazł się przed koniem, opanował emocje, wydobył z siebie głos mocno zachrypły, ale łagodny, niewykluczone, że przemawiał do niej wierszami.Florencja zastrzygła uszami, zarżała jeszcze raz, oburzenie w tym rżeniu mieszało się ze skargą, unieruchomiła kopyta, których przed chwilą, przysięgłabym, miała co najmniej szesnaście.Wyciągnęła szyję do Zygmusia, objął ją, klepał, głaskał, całował, możliwe, że oblewał łzami.- Po ojcu to masz - szeptał półprzytomnie.- Jezusie mój, po ojcu.Już, już, kochana, już dobrze.Florencja znów zarżała, ale zupełnie inaczej, czule i tkliwie.Podeszłam powoli, żeby jej nie denerwować, łagodnie i spokojnie, z tą cholerną pietruszką, którą cały czas kurczowo ściskałam w garści.Uniosła łeb znad ramienia Zygmusia, obejrzała się na mnie.Po takich strasznych przeżyciach koń powinien drżeć, trząść się, powoli wychodzić z histerii, płoszyć byle czym.Nie Florencja.Nie trzęsła się wcale, w oczach miała triumf i satysfakcję, piekielna czerwień nikła.Powęszyła, poczuła pietruszkę.Kiedy Monika z Agatą, przyhamowawszy, prawie spokojnym krokiem podeszły do łączki, Florencja z wielkim apetytem kończyła spożywać bukiet.Facet skulony na skraju łączki pojękiwał, dzięki czemu wiadomo było, że żyje.Nikt się nie pchał natrętnie z pomocą dla niego.Monika dopadła Florencji, głaskała ją, tuliła się do niej, całowała po pysku, Florencja chętnie odpowiadała objawami uczuć.Agata Wągrowska oglądała pręgę na zadzie.- Miał pejcz z drutem - powiedziała bardzo spokojnym, ale przy tym jakimś dziwnym głosem i odwróciła się w kierunku skamlącej kupy.-Ty gnilcu, słuchaj co mówię! Piórkiem ją dotkniesz i żywy nie wyjdziesz, osobiście ci to obiecuję.Monika jakby sobie nagle coś przypomniała, z zawieszonej na ramieniu torby wyjęła tasak.Wyglądał dość morderczo, lśniący srebrzyście, niewątpliwie doskonale naostrzony, z drugiej strony miał tłuczek wyprofilowany w dzioby.Trudno było ocenić co gorsze, rozłupanie łba, czy posiekanie go w drobną kratkę.Z tym tasakiem w ręku podeszła do jęczącego złoczyńcy i potrząsnęła nad nim złowrogim narzędziem.Zygmuś Osika szarpnął się w jej kierunku.- O rany, nie.! Może kto podgląda.! Nie teraz.!- Tym cię zabiję - powiedziała Monika równie spokojnie jak Wągrowska, ale z jeszcze większą zaciętością.- l wszystko mi jedno co będzie potem.Jeśli zobaczę cię tu jeszcze raz, zabiję cię od razu i bez żadnego gadania, więc lepiej trzymaj się z daleka.Chcę zobaczyć twoją ohydną mordę.Zawahała się.Ohydna morda skulonego faceta była niewidoczna.Monika prawdopodobnie chciała go odwrócić, ale brzydziła się bardzo wyraźnie.Zaczepiła w końcu tasakiem o jego marynarkę i spróbowała pociągnąć.Zygmuś przyszedł jej z pomocą, szarpnął solidnie i bez skrupułów, osobnik krzyknął i przewałkował się na plecy, gębą do góry.Przyjrzeliśmy się wszyscy.- Chyba mi ten pysk mignął - powiedział Zygmuś z powątpiewaniem.- Nie znam parszywca.Kto to jest? Agata Wągrowska potrząsnęła głową.- Ktoś nowy pewnie, bo ja go też nie znam.Nikt z personelu.Florencja wywęszyła cukier w mojej torebce, popchnęła mnie łbem od tyłu i zaczęła do niej wpychać pysk.Cofnęłam się, wyjęłam foliowe opakowanie, zaczęłam jej podtykać po jednej kostce.Zygmuś uspokoił się trochę, klacz, poza pręgą na zadzie, była nie uszkodzona.Odrutowany pejcz zadrasnął skórę, na lśniącej, czarnej sierści pokazało się kilka kropelek krwi, ale nie była to groźna rana.Zaczęły mi przychodzić do głowy rozmaite pomysły, bo niepokoiły mnie przewidywane konsekwencje wydarzenia.Rozejrzałam się zatem i dostrzegłam ciemną sylwetkę przy wrotach stajni Jezior-niaka.Nie mógł to być Jeziorniak, normalny, przyzwoity człowiek, nie czaiłby się w mroku, tylko przyszedł jawnie z propozycją pomocy, odpadali chyba także jego ludzie, bo dbał o morale swoich pracowników i łobuzów nie zatrudniał.Chciałam wiedzieć kto to jest, a jeszcze bardziej chciałam, żeby wiedzieli to Wągrowska i Osika.Dałam Florencji trzy kostki razem, żeby miała zajęcie na dłuższą chwilę, obeszłam ją i puknęłam Osikę w łokieć.- Zygmuś, ktoś się czai przy wejściu do stajni - powiedziałam cichutko.- Zobacz kto to jest, ale dyplomatycznie, żeby nie uciekł nie rozpoznany.Zygmuś Osika zastosował dyplomację nieco osobliwą.Spojrzał, dostrzegł sylwetkę i runął ku niej znienacka wściekłym sprintem.Trwał ten sprint dwie sekundy, sylwetka zdążyła drgnąć, Zygmuś dyplomatycznie z rozbiegu strzelił jej kopa, to karate rzeczywiście ćwiczył porządnie, sylwetka jęknęła i zgięła się w sobie.Zygmuś był obok, poderwał jej łeb do góry.- A, to ty! - wysyczał wściekłym głosem.- Ty wrzodzie nieśmiertelny na dupie świata.Może odrobinę przesadził z oceną, czający się bucefał aż tak ważny chyba nie był.Niejaki Woroszczak, o którego sile fizycznejcoś tam kiedyś przypadkiem słyszałam i którego gęba mignęła mi parę razy przy bufecie.Wągrowska znała go doskonale, obejrzała się, podeszła bliżej.Popatrzyła zimnym wzrokiem.- Chcesz polecieć? - spytała całkiem lodowato.Woroszczak stęknął i pokręcił głową.- Tamtego znasz?Po chwili wahania Woroszczak stęknął ponownie i kiwnął głową.- Kto to jest?Woroszczak poszeptał coś niewyraźnie.Trzymał się za brzuch.Zygmuś Osika ujął go za włosy i potrząsnął jego łbem, popukując w futrynę wrót lekko, żeby nie zdenerwować stojących wewnątrz koni.- Nie udawaj, ty świnio, ja wiem co ci zrobiłem.Nic prawie.Gadać możesz i żywy jesteś jak wesz na grzebieniu! Kto to jest, tamten gnój!- Ruska mafia - wykrztusił Woroszczak cichutko, chociaż dość gorliwie.- l przyszedł bić konia - powiedział Zygmuś takim głosem, że Woroszczak skurczył się do połowy swoich rozmiarów.- Co jej chciał zrobić?- Skatować.Żeby było ostrzeżenie.Przez chwilę sama miałam ochotę wyrwać Monice jej tasak i rozdziabać parszywy łeb tego czegoś poniżej hieny, szakala i wszelkiej ohydy świata.Skatować konia.Obejrzałam się za tym pejczem, nigdy w życiu nie biłam żywego człowieka, martwego zresztą też nie, ale tym razem poczułam w sobie szaleństwo.W uczuciach nie byłam odosobniona, podzieliły je ze mną pozostałe osoby.Jexlyną istotą spokojną na tej małej łączce była przez dobrą chwilę Florencja, która swoje obowiązki uznała za spełnione w stopniu doskonałym i prawdopodobnie miała rację.Podeszła po następne kostki cukru, trąciła mnie pyskiem.Ręce mi się trzęsły i wbrew woli dałam jej całą garść.Agata Wągrowska spojrzała, otworzyła usta, machnęła ręką i zwróciła się do Worosz-r.zaka.- Jedno słowo z pyska wypuścisz na temat tego co tu było i koniec z tobą - powiedziała twardo.- A teraz won stąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]