Podobne
- Strona startowa
- Quinnell A J Szlak lez
- Quinnell A J Wiezy krwi
- Quinnell A J Cisza
- Quinnell A.J. Pieklo
- Ryszard Ciemiński Miasto z morza
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Clancy Tom Niedzwiedz i smok
- ARCHSVR8
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To pchnięcie w plecy ocaliło Gemmelowi życie.Przeturlał się na bok, przysiadł i posłał długą serię ponad krawędzią dachu.Odpowiedzią był urwany krzyk, a potem cisza.Gemmel obejrzał się.Boyd leżał na ziemi twarzą do dołu.– Alan, ranili cię? – Gemmel podczołgał się do partnera.– Obie nogi – rozległ się przytłumiony bólem głos Boyda.– Mam chyba strzaskane kości.Gemmel rzucił się, aby podwinąć płaszcz rannego, próbując dotrzeć do uszkodzonych kończyn.– Zostaw – warknął Boyd.– Pilnuję wejścia.Idź, poszukaj Tudina.Z trudem uniósł się na łokciu, wyciągnął spod siebie cztery granaty i ułożył je w zasięgu ręki.– Ruszaj, Peter.Będę cię osłaniał.Gemmel odwrócił się i obiegł wzrokiem dziedziniec.Zauważył w rogu ciężkie drzwi typu garażowego, dokładnie w chwili, gdy zaczęły się podnosić.W szparze pojawiła się dłoń z pistoletem, huknął pojedynczy strzał i Gemmel zwinął się, czując palące smagnięcie kuli na lewym ramieniu.Odpowiedział ogniem i drzwi opadły.– To ta piwnica – usłyszał głos Boyda za sobą.– Tam ich trzymają.Idź, Peter!Gemmel odczepił od pasa granat, wyrwał zawleczkę i przytrzymując kciukiem dźwignię, ostrożnie zbliżył się do drzwi.Był już blisko, kiedy za plecami posłyszał jazgot automatu, a potem huk granatu.Obejrzał się i zobaczył Boyda ze skorpionem skierowanym ku wejściu na dziedziniec.W uliczce przed drzwiami przybyły dwa nieruchome ciała.Gemmel odwrócił się do drzwi, ujął ciężki żelazny pierścień u ich krawędzi, podniósł je na kilka centymetrów i wrzucił granat do środka.W piwnicy Zahabi ze swoim tokariewem w dłoni ustawił się naprzeciwko uszczelnionego kocami wejścia.Zwłoki Żukowa odciągnięto i ciśnięto w kąt.Tudin, rozebrany do naga, blady jak ściana, siedział przywiązany do krzesła z przewodami elektrycznymi umocowanymi do penisa i wargi.Tuż za nim stali pomocnicy Zahabiego, przestraszeni, wpatrzeni w swojego przywódcę.Eksplozja granatu wyrwała drzwi, a znajdujący się za nimi Brat stoczył się na ich strzaskane deski, martwy; twarz i tors miał poszarpane wybuchem.Zahabi rzucił rozkaz i przykucnął, celując z pistoletu w stronę odkrytych teraz schodów.Jego pomocnicy ostrożnie wysunęli się zza krzesła i zaczęli skradać się do wejścia.Jeden z nich obejrzał się, ale rzucone syczącym szeptem słowo Zahabiego przywołało go do porządku.Z okrzykiem In sza Allah rzucili się ku schodom.Skoszeni serią ze skorpiona, zginęli zanim pokonali pierwszy stopień.Tudin nie czuł już bólu ani strachu.Został tylko dojmujący, przesłaniający wszystko wstyd.Dwie minuty wcześniej, tuż przed pierwszymi odgłosami strzelaniny, opowiedział bowiem słuchającemu z niedowierzaniem Zahabiemu o willi i operacji MIRAŻ.Wystarczyło dziesięć minut, by się załamał i teraz mógł myśleć jedynie o martwym Żukowie w kącie piwnicy.O Żukowie, który wytrzymał pełne dwie godziny.W obolałej głowie Tudina tłukła się tylko jedna myśl.Że dla Żukowa pomoc przyszła za późno.Zahabi podniósł się ze swojego kąta i począł się cofać, tak aby Tudin znalazł się między nim a wejściem.Umysł Rosjanina nagle obudził się z letargu.Gwałtownym ruchem, nie zważając na tnące skórę więzy, okręcił się w krześle, oderwał je od ziemi i razem z nim rzucił się na Araba, przewracając go.Zahabi zaklął, a lufa jego pistoletu przesunęła się w kierunku więźnia.Tudin zrozumiał, że to koniec.W tym momencie w piwnicy pojawił się Gemmel.Padł na podłogę i odturlał się w bok.Zahabi zawahał się, z bronią w pół drogi między jednym celem a drugim.Gemmel wypalił.Siła pocisków rzuciła Araba w przeciwległy kąt pomieszczenia, gdzie jego ciało wylądowało obok nieruchomych, nagich zwłok Żukowa.Gemmel nie mógł zasnąć.Chwilami zapadał w krótką drzemkę, ale natychmiast budził się znowu.Minęły już cztery godziny od szczęśliwego uwolnienia Tudina.Dziwnym zrządzeniem losu to Leo Falk pierwszy dotarł do piwnicy.Zastał tam zwłoki czterech ludzi i Tudina ocierającego zlaną potem twarz.Gemmel odcinał go od krzesła.Leo spojrzał na zegarek i wysapał z satysfakcją.– Dwie minuty, pięćdziesiąt sekund.Powiedział im coś?Gemmel przeciął ostatni kawałek liny i pomógł Tudinowi stanąć na nogi.– Powiedział.Ale to bez znaczenia.– Wskazał na zwłoki Zahabiego i pozostałych Arabów.– Wszyscy nie żyją.Na dziedzińcu natknęli się na dwójkę Rosjan, układających Boyda na noszach.Wszędzie kręcili się uzbrojeni mężczyźni, a spoza muru dochodziły sporadyczne odgłosy ognia z broni automatycznej.Dziesięć minut później rozpoczęli odwrót, zabitych i rannych zabierając ze sobą.Dojście do samochodów zajęło im osiem minut.Czterech żołnierzy zostało zabitych, a dwu rannych w drodze do domu Chalafa.Kolejnych trzech padło podczas odwrotu.Straty mniej więcej równo dotknęły Rosjan i Amerykanów.Ranni, łącznie z Boydem, zostali odwiezieni do ambasady rosyjskiej.Gemmel chciał jechać z nimi, ale Masterson, w którym ozwał się duch starego żołnierza, zdecydowanie zażądał, by natychmiast wracał do bazy złożyć sprawozdanie.Obejrzał ranę Gemmela i stwierdził, że to nic poważnego.Wracających witali Gordik i Hawke.Trudno byłoby nie dostrzec ulgi malującej się na ich twarzach.Prześcigali się w gratulacjach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]