Podobne
- Strona startowa
- Quinnell A J Szlak lez
- Quinnell A J Wiezy krwi
- Quinnell A J Mahdi
- Quinnell A.J. Pieklo
- Goddart Kennetch ALCHEMIK
- Amis Martin Strzala Czasu (SCAN dal 749)
- Dav
- Spellforce The Order of Dawn
- True Magick A Beginner's Guide by Amber K (2003)
- Bear Greg Wiecznosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cicho chrapie.Obracam głowę w drugą stronę.Do obandażowanej dłoni prowadzi rurka.Nigdy właściwie nie byłem chory.Teraz dają mi kroplówkę.Jestem głodny i chce mi się pić.Przełykam.Krtań jeszcze trochę boli.Wykręcam szyję w lewo i w prawo szukając wody.Nie ma.Cicho wołam:– Slocum!Siada prosto jakby poderwany sprężyną, otwiera ze zdumienia oczy, całą twarzą się uśmiecha.Dźwiga się z fotela i podchodzi.– Jezu słodki, sir! Już myślałem, że nigdy się pan nie obudzi.– A jak długo spałem?– Przez sześć dni od chwili opuszczenia pokładu “Nimitza”.Nie jestem zdziwiony.Wydaje mi się, jak bym przespał życie.– Nie ma tu gdzieś wody? – pytam.– Jest, oczywiście, ale najpierw muszę zadzwonić na przełożoną pielęgniarek.Sięga do dzwonka przy łóżku.– Nie można z tym poczekać?– Absolutnie nie, sir.Zapowiedziano mi, że mam po nią zadzwonić, gdy tylko się pan obudzi.Trzeba z nią ostrożnie.Doktorzy to nic w porównaniu z nią.Siostra Clay jest gorsza od rozjuszonej lwicy.Więc naciska guzik.Mówię do niego bardzo poważnym głosem: – Ma pan prawo mówić mi po imieniu.– Okej, Jason – odpowiada.– Jestem Jerry.– No, to powiedz mi, Jerry, gdybyś był mną, to jak podziękowałbyś facetowi, który zrobił to, co ty?– Nie traciłbym czasu na żadne dziękowanie.Jestem żołnierzem, wykonałem, co miałem wykonać.Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś był łaskaw to zapamiętać.Usiłuję skomponować jakąś odpowiedź, kiedy otwierają się drzwi.Wpada niska, tęga niewiasta w średnim wieku, o blond włosach.– Zmykaj, pułkowniku!Slocum tylko się odsuwa.Kobieta pochyla się nade mną i przygląda krytycznym wzrokiem.– Jak się pan czuje?– Bardzo dobrze.Trochę słaby.Chciałbym się napić wody.Pielęgniarka rzuca okiem na metalowy stolik przy łóżku i ze złością ściąga usta.Parokrotnie ostro naciska guzik dzwonka.– Za chwilę przyjdzie major Calper.– Major Calper?– Pański lekarz.Zupełnie zapomniałem, że jestem w szpitalu wojskowym.Kobieta obraca się do Slocuma i cierpko mówi: – Niech pan sobie już pójdzie, pułkowniku.– Kiedy.– Pułkowniku Slocum, solennie mi pan obiecał, że pan sobie pójdzie, jak tylko ambasador się obudzi i będzie się czuł dobrze.Słyszał pan przed chwilą, co ambasador powiedział?Slocum bardzo niechętnie akceptuje werdykt pielęgniarki.– Jason, wrócę tu wieczorem.Coś ci potrzeba?Ruchem głowy mówię, że nie.Jeszcze mu nie odpowiedziałem na tamto.Co ja mu powinienem powiedzieć? Wymrukuję: – Dziękuję ci, Jerry.za wszystko.Wchodzi ładna pielęgniarka.– Wody! – warczy przełożona pielęgniarek.Młoda pielęgniarka wraca po niespełna minucie i niesie termos oraz szklankę.Przełożona mierzy ją spojrzeniem, które zapowiada: “Porozmawiamy sobie później”.I ja czuję się zakłopotany spojrzeniem, którym mnie następnie obdarza: bałwochwalcze uwielbienie.Bardzo mnie to krępuje.Slocum opuszcza pokój za młodą pielęgniarką, a siostra Clay zaczyna się krzątać przy mojej pościeli.Pytam ją: – On tu był przez cały czas?Siostra Clay wzdycha.– Ano tak.Przyjechał tu z panem karetką pogotowia i odmówił wyjścia.W ciągu trzydziestu lat zawodowej pracy jeszcze nie widziałam niczego podobnego.– Srogie rysy jej twarzy nagle łagodnieją.– Powiedział lekarzom, że jeśli pan tu im umrze, to on przyjdzie z pistoletem maszynowym.A był pan w dość złym stanie.I jeszcze do tego wszystkiego przyplątało się zapalenie płuc.Nawet chciał z panem iść do sali intensywnej terapii, ale mu major Calper wyperswadował mówiąc, że może pana czymś jeszcze zarazić.Kiedy tu pana przenieśliśmy przed dwoma dniami, on spał na tamtej kanapce pod ścianą albo w tym fotelu.Generał Mallory, komendant szpitala zupełnie szalał.Ale znalazł się w sytuacji bez wyjścia.Mógł usunąć Slocuma jedynie siłą.Mówią, że generał interweniował nawet u prezydenta, który odpowiedział, że nie może niczego rozkazać pułkownikowi Slocumowi.Wcale mnie to nie dziwi.– Pułkownik Slocum jest teraz wielkim bohaterem.– Obaj panowie jesteście, panie ambasadorze.Już drugiej osobie nie wiem, jak ma odpowiedzieć.Gorączkowo myślę nad czymś odpowiednim, kiedy otwierają się drzwi i wchodzi jasnowłosy mężczyzna o pogodnym wyglądzie.Jest w mundurze.Pielęgniarka go przedstawia: – Major Calper.Major podaje mi rękę i dowcipkuje: – To pan jest tym ambasadorem, który nie mógł się obudzić? No i co, w końcu pocałowała pana księżniczka?– Nawet żaba nie chciała tego zrobić, majorze.– I jak się czujemy?– Bardzo dobrze.Jeszcze jestem trochę słaby, czuję to, ale poza tym.niespodziewanie dobrze.Kiwa głową.– Bardzo pan nas zadziwił.Bardzo.Cztery dni na intensywnej terapii.Przez pierwsze dwa dni chciał pan wyskoczyć z siebie.Wielkie podniecenie, wewnętrzny niepokój.jakby podświadomość została zgwałcona.I nagle zapadł pan w głęboki, spokojny sen.Zapalenie płuc równie nagle ustąpiło, wszystkie objawy wynormalniały.Zdumiewające, że spał pan tak jeszcze przez cztery dni.Już zaczynałem się martwić.Zaczyna mnie badać szybko, ale dokładnie, i przez cały czas nie zamykają mu się usta.Wreszcie prostuje się, cofa o krok i powiada:– Panie ambasadorze, muszę posłuchać pańskiego serca, a to oznacza, że za chwilę wyjmę z kieszeni stetoskop.Uśmiecham się na wspomnienie wyszeptywanych na ten temat słów Slocuma, kiedy to jeszcze na pokładzie “Nimitza” groził, co zrobi ludziom w kitlu i ze stetoskopem w ręku.– Niech pan wyjmuje, majorze.I białe kitle też mi już nie przeszkadzają.– Co za ulga.Wczoraj jeden z naszych młodych lekarzy wszedł tu w kitlu.Pułkownik Slocum dosłownie zerwał mu go z pleców.W kawałkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]