Podobne
- Strona startowa
- Andre Norton Troje przeciw Swiatu Czarownic
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
- Andre Norton SC 1.5 Czarodziejka ze Swiata Czarowni
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Shaw Bob Cicha inwazja (SCAN dal 1123)
- Lumley Brian Nekroskop II (2)
- Balzac H. Ojciec Goriot
- Brzezinska Anna, WiÂśniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garÂść złota
- Nicholas Negroponte Cyfrowe Zycie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Właśnie.Tak więc masz świętą rację, Mordimerze.To była całkowicie szalona myśl.Spojrzał na mnie nagle i roześmiał się.– Nie myśl tylko, że zmieniłeś bieg historii.Ocaliłeś spokój, no, może lepiej powiedzieć: względny spokój, Wittingen, ale los tego szaleństwa był dawno przesądzony.My, pokorni słudzy Boży, nie rościmy sobie przecież praw do zmiany świata, a tylko pragniemy służyć naszej świętej wierze oraz prawu i sprawiedliwości, tak jak je.– Spojrzał na mnie i czekał, aż dokończę zdanie.–.pojmujemy naszymi wątłymi umysłami – wyszeptałem.Pokiwał głową, zgadzając się z moimi słowami.Milczeliśmy długą chwilę, a setki myśli galopowały mi w głowie.– Ach, i jeszcze jedno – odezwał się w końcu.– Chciałbyś zapewne wiedzieć, Mordimerze, co się z tobą stanie?– Pójdziemy na piwo i dziwki? – Ocknąłem się ze stuporu, w który wprowadziły mnie jego wcześniejsze słowa.Uśmiechnąłem się bezczelnie, bo było mi wszystko jedno.– Tak jak zaznaczyłem, lubię twoje poczucie humoru – rzekł po chwili.– Ale musisz uważać, by na dłuższą metę nie stało się ono uciążliwe – westchnął głęboko.– Zostaniesz uwolniony od winy i kary, a twoja koncesja będzie przywrócona.– Ha – powiedziałem, gdyż nic innego nie przyszło mi do głowy.– Dziękuję, Mariusie.– Twój dług u mnie niebezpiecznie rośnie – rzekł żartobliwym tonem, ale ja doskonale zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później von Bohenwald wystawi mi rachunek.Wtedy usłyszeliśmy gwar rozmowy i końskie rżenie.Stojące opodal konie martwych strażników zarżały w odpowiedzi.W kręgu światła pojawił się ksiądz Anzelmo i jego dwóch żołnierzy.Szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację i wrzasnął: „Do broni!”.Ale zanim jego ludzie zeskoczyli z siodeł, zafurkotały strzały i obaj zwalili się na ziemię z grotami sterczącymi z piersi.Obaj też umarli tak szybko, że nawet nie zdążyli jęknąć.Marius podniósł się wolno od ognia i podszedł do osłupiałego księdza.– Zejdźcie no z siodła – rozkazał spokojnie.Anzelmo, blady niczym śmierć, zeskoczył na ziemię.Von Bohenwald wyciągnął z zanadrza jakiś papier i podetkał mu pod nos.– Czytajcie – rzekł.– Byście wiedzieli, kim jestem.Ksiądz zbliżył się do ogniska, aby mieć lepsze światło, i przebiegł wzrokiem po tekście.Nawet w różowawym poblasku płomieni zauważyłem, że jego twarz staje się jeszcze bledsza.Chociaż przed chwilą taka metamorfoza nie wydawała mi się już możliwa.Złożył starannie kartę i oddał ją Mariusowi z pochyloną głową.Widziałem, że drżą mu dłonie.– Jakie macie dla mnie polecenia? – zapytał słabym głosem.– Pokażcie mi wasze rozkazy.Ksiądz sięgnął za pazuchę i wyjął złożone w czworo karty.– To na pewno wszystko? – spytał Marius.Widząc potakujący gest księdza, uśmiechnął się, przedarł dokumenty i resztki wrzucił do ognia.Patrzył, jak płomienie liżą karty, jak pergamin ciemnieje i kurczy się w żarze.Przyglądał się temu tak długo, dopóki wszystko nie zwęgliło się na popiół.– Możesz wracać do Wittingen, księże – rozkazał obojętnie.– Tam oddasz się do dyspozycji miejscowego oddziału Inkwizytorium.Anzelmo przełknął głośno ślinę, wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale potem tylko skłonił się nisko, odwrócił i dosiadł konia.Po chwili zniknął w ciemności.– Mogłeś podrzeć dokumenty ze Stolicy Apostolskiej? – spytałem tak cicho, że wydawało mi się, iż ledwo słyszę własny głos.– Rozkazy samego Ojca Świętego?– Ojca Świętego? – Zerknął w moją stronę.– Którego?Spojrzałem na niego, zastanawiając się, czy jest przy zdrowych zmysłach.Zresztą już przy poprzednim spotkaniu miałem co do tego wątpliwości.Których – rzecz jasna – nie wyrażałem, gdyż niebezpiecznie jest, mili moi, powątpiewać o poczytalności człowieka mającego władzę nad waszym losem.– Jego Świątobliwość Paweł XIII zginął w nieszczęśliwym wypadku w czasie polowania – wyjaśnił smutnym tonem Marius.– Boże, daj wieczne zbawienie jego duszy.Przeżegnałem się machinalnie.– I większość dekretów została natychmiast unieważniona przez następcę Ojca Świętego na tronie Stolicy Chrystusowej, naszego nowego papieża, Jego Świątobliwość Pawła XIV.Boże, miej go w swej opiece.Znowu się przeżegnałem, a w głowie miałem pustkę.– Kiedy to się stało? – zapytałem słabym głosem.– Ojciec Święty Paweł XIII zginął tydzień temu, a wczoraj konklawe zadecydowało o wyborze następcy.– Wczoraj – przerwałem mu.– I ty wiesz, co wydarzyło się wczoraj w Stolicy Apostolskiej? To jakiś.żart, Mariusie?Wiedziałem, że kurier pędzący na rozstawnych koniach z Hezu do Stolicy Apostolskiej potrzebuje dwóch tygodni, by osiągnąć cel.I to tylko wtedy, jeśli nie zdarzy się nic nieoczekiwanego, a pogoda będzie dobra.Skąd więc Marius von Bohenwald mógł wiedzieć, co wydarzyło się na papieskim dworze? Odpowiedź była zatrważająco prosta.Musiał zostać poinformowany przez Aniołów, dla których czas oraz przestrzeń nie miały przecież znaczenia.A komu podlega – pomyślałem – wewnętrzny krąg Inkwizytorium? Na pewno nie Jego Ekscelencji biskupowi Hez-hezronu, tak jak reszta inkwizytorów.Do tej pory sądziłem, że władzę nad wewnętrznym Inkwizytorium ma papież.Ale teraz olśniła mnie myśl, że kierują nim (w taki lub inny sposób) sami Aniołowie, wydając polecenia ludziom pokroju Mariusa! Czy takim poleceniem mogło być sprokurowanie nieszczęśliwego wypadku na polowaniu? Zabicie człowieka, ośmielającego się zastanawiać nad tym, czy można zastąpić Święte Officjum?– Chciałbyś o coś zapytać, Mordimerze? – zagadnął van Bohenvald łagodnym tonem.– Nie – odparłem szybko.– Ale jestem szczerze wdzięczny, że dałeś mi taką szansę, Mariusie.Patrzył na mnie i uśmiechał się wyrozumiale.Położył mi dłoń na ramieniu.– Ja jednak odpowiem na twoje pytanie, przyjacielu, pomimo że go nie zadałeś.A wiesz dlaczego?Pokręciłem przecząco głową.– Dlatego, że zarówno w twoim, jak i moim sercu płonie żar prawdziwej wiary, Mordimerze – odparł.– A właśnie on pozwala nam czynić rzeczy, które w innym wypadku byłyby zbrodnią.Uśmiechnął się, po czym poklepał mnie lekko, niemal pieszczotliwie, po policzku.Odwrócił się i odszedł wolnym krokiem w stronę ludzi, którzy czekali na niego przy koniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]