Podobne
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OConnell
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii (SCAN dal 918)
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- Jefremow Iwan Mglawica Andromedy (SCAN dal 11
- PoematBogaCzlowieka k.4z7
- May Karol Winnetou t III
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Bahdaj Adam Trzecia granica
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego zmysły i wampirze moce za dnia słabły, ale nadal rejestrował obecność milczących obserwatorów.Byli w pobliżu i trochę go niepokoili.Ktoś odwiedził go w nocy.Napuścił więc na niego Włada, ale pies zawiódł.Julian nie domyślał się, kim był ten człowiek i dlaczego obserwował dom.Wątpił w to, że ludzie dostrzegli powrót George'a albo widzieli, jak wampir opuszczał grób.Sądził, że przecież policja, w swej naiwności, nie omieszkałaby o tym wspomnieć.Chociaż może to właśnie policjanci, zaniepokojeni reakcją na wieść o ohydnym zbezczeszczeniu grobu, obserwowali jego dom.Zastanawiał się, co będzie, jeżeli Lake zdoła się wyrwać którejś nocy.Był teraz wampirem i to coraz silniejszym i w końcu Wlad nie zdoła go powstrzymać.Zdecydował ostatecznie, że lepiej, żeby George zginął.Żeby przepadł bez śladu, grzebiąc ze sobą wszelkie dowody, wszelkie świadectwa działającego tutaj zła.Tym razem miał umrzeć śmiercią wampira, od której nie będzie już odwrotu.Na tyłach domu wznosił się wielki, kamienny komin, wsparty u dołu przyporą, wyrastający ponad szczyty dachu.Brał swój początek z podziemi, z ogromnego, żelaznego pieca, pozostałości po minionych pokoleniach.Choć w całym domu założono centralne ogrzewanie, przy piecu leżał jeszcze zwał zakurzonego koksu, gniazdo myszy i pająków.Dwa razy w życiu, kiedy zima była wyjątkowo mroźna, Julian rozpalał w tym piecu ogień, wpatrując siew rozżarzone do czerwoności żelazo grubego, cylindrycznego przewodu, łączącego się z ceglaną podstawą komina.Piec wspaniale ogrzewał tyły domu.Teraz musiał zejść ponownie do piwnic i napocić się nieco, by znów rozpalić ten antyk, choć z innych niż dotychczas powodów.Wysiłek powinien jednak się opłacić.W jednym z pokoi na tyłach znajdowały się drzwi zapadowe, które, z uwagi na obecność George'a, młodzieniec zabił deskami.Do lochów zejść można było jedynie z zewnątrz, a tam, jak zwykle, warował Wlad.Julian wziął z kuchni gruby, ociekający krwią stek i zaniósł go psu.Podczas gdy owczarek warcząc rozszarpywał swoje jadło, zszedł po wąskich schodkach z jednej strony rampy i otworzył drzwi.Od momentu zagłębienia się w mrok miał może pół sekundy na odebranie ostrzeżenia przed tym, co czekało go w piwnicy.Wystarczająco wiele czasu.Umysł George'a Lake'a był kipielą szkarłatnej nienawiści.Więził w sobie nadmiar uwalniających się teraz emocji: żądzę, wstręt do samego siebie, nadludzki głód, niesmak, palącą zazdrość, ale przede wszystkim - nienawiść do Juliana.I to żółć sącząca się z umysłu George'a dotknęła myśli Juliana, wyprzedzając o ułamek chwili spadający cios.Młodzieniec z krzykiem zanurkował w ciemność, uchylając się przed uderzeniem.Początkujący, na wpół obłąkany wampir nie wziął pod uwagę, że ciemność, w której od niedawna przyszło mu żyć, była dla Juliana czymś doskonale znanym.Bodescu zauważył przyczajonego za drzwiami George'a i dojrzał szybujący łukiem oskard.Przesunął się pod pędzące, zardzewiałe, złowrogie ostrze narzędzia, wszedł w środek zataczanego przez nie kręgu i zacisnął stalowe palce na krtani napastnika.Drugą ręką wyrwał oskard, odrzucając go na bok.Wbił kilkakrotnie kolano w podbrzusze George'a.Zwyczajnego człowieka pokonałby w ten sposób, ale George Lake nie był już zwyczajnym człowiekiem, nie był nawet człowiekiem.Zepchnięty na kolana przez palce ściskające jego gardło, spojrzał gniewnie na młodzieńca oczyma, niczym węgle rozpalone podmuchem miecha.Wampir, którego szare, nieumarłe ciało nie odczuwało już bólu, znalazł siły do dalszej walki.Rozprostował nogi, napierając na młodzieńca.Uderzył w jego przedramię, by zerwać uchwyt.Zdumiony Bodescu poczuł, że odpada w tył.Zobaczył, jak George rzuca się, by rozerwać mu gardło.Raz jeszcze poczuł strach, pojmując, iż jego "wujek" dorównuje mu niemal siłą.Uchylił się przed natarciem George'a, obalił go pchnięciem i porwał z kamiennej posadzki oskard.Zważył morderczą broń w potężnych dłoniach i ruszył w kierunku wstającego wroga.I nagle z ciemności wyłoniła się Anne, droga "ciocia" Anne.Bełkocąc coś, rzuciła się pomiędzy chłopaka i swego nieumarłego męża.- Och, Julianie! - zawyła.- Julianie! Proszę, nie zabijaj go.Nie.znowu!Naga i lepka od brudu, przykucnęła tam, z rozwianymi włosami z oczyma pełnymi zwierzęcego błagania.Bodescu odtrącił ją na bok, akurat gdy George natarł po raz wtóry.- George - wysyczał młodzieniec przez zaciśnięte zęby.- Dwa razy już tym we mnie godziłeś.Zobaczymy teraz, jak się tobie to podoba!Gubiąc płatki rdzy, oskard uderzył w czoło George'a.Wbił się o półtora cala nad trójkątem utworzonym przez oczy i nos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]