Podobne
- Strona startowa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Wright Austin Tony i Susan
- Maciej Zerdzinski Opuscic Los Raques
- Morrell Dav
- Burroughs Edgar Rice Pellucidar (2)
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Mastering Delphi 6 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal bezgłośny plusk wioseł napełnił ją głęboką radością.Przypomniała sobie o letnich wakacjach, kiedy ojciec nauczył ją bezgłośnie wiosłować, zanurzając wiosła w wodzie pod odpowiednim kątem.Słońce, tuż nad horyzontem, miało barwę purpury.Jestem słońcem, słońce jest mną, myślała, wiosłując nieśpiesznie, cicho, mijając kępę karłowatych topoli schodzących krętą linią do brzegu rzeki, pełnego pokruszonych muszli małży.Mogła zrozumieć miłość Hugona dla spokoju Wschodniego Wybrzeża, dla atmosfery, która panowała tu od dawna.Nawet jeden niespokojny ptak nie zakłócał spokoju rozciągającego się nieskończenie nad płaską ziemią.Przenikliwe szczekanie i wycie wyrwało ją z zamyślenia.Odwróciła się gwałtownie na ławce łodzi.Pomiędzy dwoma rzędami nieruchomych topoli oddzielających Lycroft Lodge od gospodarstwa Pierce'a, znajdowało się trójkątne pole pszenicy, spalone słońcem na kolor prawie tak jasny jak strach na wróble stojący pośrodku.Na niezżętym polu, plecami do Patsy, stał mężczyzna.Poznała wysoką, szczupłą postać Hugona, jego długie kasztanowe włosy.Spojrzała tam, gdzie i on musiał patrzyć, ku dwu dobermanom, gwałtownie ujadającym i szarpiącym zębami odzianego na biało stracha na wróble; z dziur w ubraniu wychodziła słoma.Poruszając cicho wiosłem, Patsy zawróciła łódź.Nie była osobą pożądaną na tym trójkątnym polu pszenicy.Wróciła cicho tą samą drogą.Rzeka skręciła, a pole pszenicy zniknęło za karłowatymi topolami.Patrząc na blade niebo, bezgłośnie zanurzając w wodzie wiosła, próbowała przywołać swój moment poczucia jedności z wszechświatem, ale widok rozdartego stracha na wróble sprawił, że czar prysnął.Poranne powietrze nie było już świeże.Miało zużyty, stęchły smak, jakby wiecznie wisiało nad prawie nieruchomą rzeką.25Wkrótce po lunchu kierowca ambasady brytyjskiej wrócił po Lonsdale'ów, żeby zawieźć ich na lotnisko.Georgie i Patsy objęły się na pożegnanie w milczeniu.- Nienawidzę rozstań - powiedziała Georgie do Iana.Pół godziny później także mikrobus wyjechał z podwórza Lycroft Lodge.Hugo prowadził, Georgie siedziała obok, Sara i Jamie z tyłu.W ciągu półtoragodzinnej drogi powrotnej do Waszyngtonu atmosfera była napięta.- Czy coś się stało? - spytała Sara.- Jestem zmęczona - odparła Georgie.- Źle spałam ostatniej nocy.Hugo nie spuszczał oczu z drogi.Tylko Georgie wsiadła do ostatniego samolotu z lotniska National do La Guardia.W przedszkolu Sary zaczęły się letnie wakacje.Ona, Jamie i niańka mieli spędzić dwa tygodnie z Hugonem w domu w Georgetown.Georgie lubiła latać nocą, patrzeć w dół na migoczące morze, na ciemne atłasowe lasy, na bajkowe światła nadmorskich miasteczek.Co się działo z jej małżeństwem?Prowokowała Hugona, aż zachował się jak cham.W jego oczach zobaczyła zimną nienawiść.Czy znienawidziła go, po tym jak ją uderzył? Właściwie nie.Chciała, żeby stracił we własnych oczach.Nie wiedziała dlaczego.Może miało to związek z małżeństwem.Gdy dobrze wiadomo, co myśli druga osoba, jak zareaguje, trzeba wymyślać sposoby na sprowokowanie nieoczekiwanego.Może dlatego zmusiła Hugona do tego, by ją uderzył.Nie chciała, żeby jej małżeństwo się skończyło: nie mogła sobie wyobrazić życia bez Hugona, podobnie jak nie była w stanie wyobrazić sobie życia bez dzieci.A jednak to, do czego sprowokowała go w sypialni, zmieniło ich stosunki nieodwracalnie, obniżyło cenę tego, co było w nich najważniejsze.Dawniej idea wierności podobała się Georgie; podobało jej się, że to Hugo i tylko Hugo daje jej fizyczną przyjemność.Teraz seksualna wierność nie wydawała się jej już tak ważna.Spojrzała na księżyc, wciąż tak pełny, że nie była pewna, czy zaczął się kurczyć.Czy gdzieś tam mógł być Bóg? Bez wątpienia był tam ktoś, kto miał asa w rękawie, którego nie widziało się wcześniej.Bo nie przewidziała konsekwencji sprowokowania Hugona do uderzenia jej.Teraz je dostrzegła.W miarę jak pogłębiał się ból tej świadomości, Georgie zaczęła się automatycznie dystansować.- To nie ma znaczenia - szeptała, patrząc na biały księżyc.- To niczego nie zmieni.Nadal będą nas łączyć wszystkie inne rzeczy, dzięki którym nasze małżeństwo jest udane.Kiedy w dole pojawiły się światła lotniska La Guardia, jej ból zaczął ustępować.W tym samym momencie zdała sobie sprawę z uczucia, które przez długi czas nie dawało o sobie znać.Po raz pierwszy odczuła je, kiedy rozstała się z ojcem.- To nie ma znaczenia - powiedziała mu wtedy i nie płakała; powstrzymała ból.Właśnie wtedy zauważyła coś, co stanowiło przeciwieństwo rzeczywistego uczucia, jakby gdzieś wewnątrz niej powstała jakaś dziura.Zazwyczaj konferencje na początku tygodnia miały luźny charakter.W ten poniedziałek panowało napięcie.Zupełnie nieoczekiwanie pojawił się właściciel.Ralph Kernon lubił robić swoim pracownikom małe niespodzianki.Do cholery, jaki sens miało bycie magnatem prasowym, jeśli nie można było przyłapać tych cwaniaków, którym płacił, ze spuszczonymi spodniami, albo podwiniętymi spódnicami? Fakt, że Georgie była królową prasy, nie dawał jej prawa do zadziorności.Usiadł po jej prawej ręce, pośrodku stołu konferencyjnego.- Dobra - zaczął chrypiący głos, przybierając tradycyjną formę dialogu z samym sobą - artykuł o przemyśle brytyjskim był na piątkę.Każdy mógł w nim znaleźć coś dla siebie: facet z farmy w Missouri, Pan Gruba Ryba-dyrektor Oil Inc., biali ze Wschodniego Wybrzeża, którym oczy zachodzą łzami, kiedy wspomnieć o Anglii, konsument, wokół którego w końcu obraca się świat.- Wszyscy przy stole wiedzieli, że Kernon nie zdawał sobie sprawy z nieumyślnego żartu na temat słowa “świat”, toteż nikt nie dał po sobie poznać, że go zauważył.Kernona nie interesowały gry słowne.Interesowało go wyciąganie ze słów pieniędzy.- Napisaliście nawet coś dla Irlandczyków.Ale co, do cholery, stało się z tymi reklamami?Jak zwykle nie zrobił nawet najkrótszej przerwy między pochwałą a atakiem.Nie czekał też na odpowiedź czy komentarz.- Wygląda na to, że wszyscy, którym płacę, sądzą, że nie zauważam tych rzeczy - ciągnął dalej.- “Newsweek” zamieścił, pięć całostronicowych reklam więcej niż “World”.Jak wam się zdaje, kto wam płaci za siedzenie przy tym stole?Chrypiący głos nagle zamilkł.Wszyscy spojrzeli na Georgie.Jej twarz zbladła pod opalenizną i tylko piwne oczy coś wyrażały; zastępcy Georgie przyszły na myśl oczy lwa.Popatrzyła prosto na Kernona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]