Podobne
- Strona startowa
- Paul Sorensen Moving Los Angeles, Short Term Policy Options for Improving Transportationť (2008)
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- IBM TCP IP tutorial
- Lackey Mercedes Strzaly Krolowej (2)
- Alistair MacLean Partyzanci
- Pierscien z krwawnikiem Helena Sekula (2)
- Robert Jordan Ognie Niebios
- Tajny sluga Daniel Silva
- 252317758 Curso de Processo Penal Fernando Capez 2014
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grć dzkiego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcę żyć - powiedział na głos, łapiąc się za głowę.– Nikomu nie zrobię już krzywdy.Chcę tylko żyć w moim mieście.Zostawcie mnie na zawsze.Tricular zaśmiał się, a pokład transportowca zadrżał.Alienryna była oswojona.Ktokolwiek władał nią do tej pory, teraz rządziła całością korporacja „Easylmagines".Ravaughan poczuł, jak rozsypuje się na strzępki materii.Światy w jego głowie gasły niczym świeczki zdmuchnięte podmuchem wiatru.Czarny tunel za okiem katatonicznej Niny porwał go raz jeszcze.Czuł, że tym razem budzi się naprawdę.Nie zdradził się tamtemu, że go rozpoznał.Udowodnił, że jest marnym, zniszczonym przez życie szczurem, myślącym tylko o swoim przetrwaniu.Może taka właśnie była prawda.Odstawił magnum od pooranej bliznami głowy i drżąc, upadł na kolana.Słuchał, jak oszalałe ze strachu serce łomocze w jego wnętrzu, a ciche wyładowania z wszczepionych rozruszników starają się stabilizować jego pracę.Przypomniał sobie dziewczynę, którą musiał zabić.Pamiętał, że nazywała się Marylin i że namierzył ją detox Biffon.Patrzyła w milczeniu, a jej szerokie źrenice prosiły o to, od czego przed chwilą, wśród resztek wspomnień z orbity, odstąpił.Uniósł się z kolan i wstał, z trudem łapiąc równowagę.- Cholera.Gdzie ja jestem? - wymamrotał przez spierzchnięte wargi.- Porzucony wrak w oszalałym Los Raques? Znowu wolny, choć nie wiem nawet dlaczego.Co zrobiłem? Ile czasu minęło? Dla kogo pracuję.Do diabła z tym wszystkim.Czy to wreszcie koniec megahalucynacji z orbity Marsa?Podszedł do okna, za którym siąpiła mżawka.Chwilę patrzył na rozmyte światła neonów korporacji Triculara.Potem bliżej na spadające kropelki i płynące przez noc ciągi gigantycznych holoreklam.- Wtedy w kościele - zaśmiał się.- Spotkałem Cię w porysowanej przez łobuzów ławce, za filarem, w ostatnim rzędzie.I wróciłeś do mnie.To Ty pokonałeś alienrynę.Dałeś mi szansę, mimo że nie chciałem z Tobą rozmawiać.Ale jest źle.Tricular przejął kontrolę.A ja nie potrafiłem temu sprostać.El Raque l stał wygasły.Był świadectwem grozy, która opadła na miasto i przypominał, że może jeszcze nie wszystko zostało powiedziane.Zakwestionował podstawy naszych wartości, starł nasze odwieczne prawdy niczym artystazawodowiec wycierający gumką nieudane szkice poprzednika-amatora.Czy o to chodziło? Czy ludzie mają uważniej patrzeć? Czy zamknąć się w sobie jeszcze mocniej i szczelniej niż dotąd i namiętniej kupować zabawki od Triculara? Co on z nami zrobi? Teraz, kiedy ma władzę absolutną i alienrynę, którą zdołał w końcu uczłowieczyć.Ravaughan patrzył w deszcz.Wokół rozchodził się przyjemny zapach dojrzałych pomarańczy.Opuściłem orbitę.Jestem już w domu na LowskyMiko.Jestem już w domu.W Los Raques.Trzy dni temu wróciłem na Ziemię, a wczoraj rano wypuścili mnie z pierdla Ondałee.Dzisiaj oddali mi moje prawa, ani słowem nie wspominając o jakichkolwiek eksperymentach na żywych mózgach.Założyli mi konto w banku, kupili dobry garnitur, oddali stare, wysłużone magnum.I kazali iść w miasto, raz na zawsze, byle dalej od nich.Żeby nie słyszeli, jak sobie palnę w durny, łysy łeb.Wypalili mnie.I wiedzą, że nie potrafię im zagrozić.Teraz muszę już tylko przeżyć.Ja i to, co zdołali ze mną zhybrydyzować.Reklamy płynęły wśród nocy.Było ich dużo więcej niż jego myśli.Były też bardziej czytelne.La Nave 1Stary garbus długo przeciskał się obok jego kolan, aż opadł na kościelną ławę.Przez kilkadziesiąt sekund cmokał dziwacznie, poruszał się niespokojnie i bębnił palcami po odrapanym blacie.Cień filara skrywał jego brzydką twarz.-Proszę pana.Psze pana.Dobrze, że mogę z kimś pogadać.Rany, jaka ulga.Już kiedyś tu pan był.Dwadzieścia lat temu.My się już znamy, nie? Jeszcze nie tak jak starzy kumple, ale można pogawędzić.Coś mi podpowiada, że źle się dzieje.Jakoś kiepsko pan wygląda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]