Podobne
- Strona startowa
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony v 1 (2)
- Alistair MacLean Przelecz zlamanego serca (2)
- Alistair MacLean HMS Ulisses (2)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus (2)
- Alistair Maclean Lalka Na Lancuchu 2
- Alistair MacLean HMS Ulisses
- Alistair Maclean Szatanski Wirus
- Alistair MacLean HMS Ulisses (4)
- Alistair MacLean HMS Ulisses (3)
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobra, mam swoje plusy, ale nie po to mnie stamtąd wyciągnęłaś, żeby je wyliczać.- Nie.To ten cały Hyde, który w tobie siedzi.Och, nie chcę wygłaszać kazań, ale to mi się w tobie nie podoba.Boli mnie i zdumiewa, że ktoś, kto umie być taki dobry, potrafi być pod innymi względami zimny, nieprzystępny i tak obojętny, że aż nieludzki.- O masz! Albo jakby to ujął Jamie: proszę, proszę.- Kiedy to prawda.Żeby osiągnąć cel, gotów jesteś być - ba! po prostu jesteś! - tak obojętny wobec ludzkich uczuć, że aż okrutny.- Chodzi ci o Lorraine?- Tak, o Lorraine.- No, no, no.Wziąłem za pewnik, że dwie śliczne dziewczyny automatycznie nabierają do siebie niechęci.Chwyciła go za ramiona.- Nie zmieniaj tematu!- Muszę opowiedzieć o tym Alexowi.- Co opowiedzieć? - spytała ostrożnie.- On uważa, że nie znosicie się z Lorraine.- Powiedz mu, że jest głupi.Ona jest wspaniała.A ty jej rozdzierasz serce.Petersen pokiwał głową.- Fakt.Ktoś rozdziera jej serce, ale nie ja.Przysunęła się bliżej i z napięciem zajrzała mu w oczy, koncentrując wzrok na jednym, później na drugim, jakby miała nadzieję, że to pomoże jej znaleźć prawdę.- A kto? - zapytała.- Gdybym ci powiedział, poleciałabyś od razu do Lorraine i wypaplałabyś wszystko.Nic nie odpowiedziała, tylko wciąż wpatrywała się intensywnie w jego twarz.- Ona wie kto, ale nie chcę, by myślała, że wszyscy o tym wiedzą - dodał.Odwróciła wzrok.- Dwie uwagi.Może gdzieś tam, na dnie serca, masz jakieś tkliwsze uczucie.- Znów zajrzała mu w oczy.Uśmiechnęła się.Leciutko.- No i nie ufasz mi, prawda?- Chciałbym.- Spróbuj.- Lorraine jest dobrą uczciwą angielską patriotką i pracuje dla włoskiego wywiadu.Konkretnie dla majora Cipriano.Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest odpowiedzialna - choć nie bezpośrednio - za śmierć bliżej nie określonej liczby moich rodaków.- Nie wierzę w to! Nie wierzę! - W jej szeroko otwartych oczach zjawiło się przerażenie i głos jej się załamał.- Nie wierzę! Nie wierzę!- Wiem, że nie wierzysz - odparł łagodnie Petersen.- Bo nie chcesz wierzyć.Ja sam też nie chciałem.Ale teraz wierzę, bo potrafię to udowodnić.Czy uważasz mnie za takiego durnia, który twierdzi, że może coś udowodnić, kiedy nie może? A może to ty mi nie wierzysz?- Nie wiem, w co wierzyć - wyrzuciła z siebie jednym tchem.- A nie! Właśnie, że nie! Wiem! Wiem! Nie wierzę, że Lorraine jest taka, jak mówisz!- Bo zbyt cudowna, uczciwa, zbyt dobra, zbyt lojalna?- Tak! Właśnie dlatego! Właśnie w to wierzę!Mocniej zacisnęła dłonie na jego ramionach.Patrzyła na niego niemal błagalnie.- Proszę cię.Proszę cię, nie żartuj sobie ze mnie.- Szantażują ją.- Szantażują?! Szantażują! Kto ją szantażuje? - Odwróciła wzrok, chwilę milczała i znów spojrzała na niego.- To ma jakiś związek z Carlosem, tak?- Tak.Pośrednio.- Przyjrzał się jej z zaciekawieniem.- Jak na to wpadłaś?- Bo jest w nim zakochana - odparła niecierpliwie.- A ty skąd wiesz?! - Tym razem Petersen nie ukrywał zdumienia.- Jestem kobietą.- Ach tak.To wyjaśnia wszystko.- No i jeszcze dlatego, że zleciłeś kapitanowi Crni, żeby zapytał ją o Carlosa.Ale wiedziałam już wcześniej.Wszyscy to chyba zauważyli.- Masz tu właśnie takiego, który nie zauważył.- Zastanawiał się chwilę.- Cóż, spóźniony refleks.Kiedy teraz patrzę wstecz, to rzeczywiście.Mówiłem jednak, że tylko pośrednio.Nikt nie byłby na tyle głupi, żeby użyć Carlosa jako narzędzia szantażu.Szybko by się okazało, że trzymają w rękach obosieczny miecz.Ale tak, z całą pewnością Carlos jest w to zamieszany.Sarina była już w takim stanie, że udało się jej nim potrząsnąć; niełatwe to, zważywszy posturę majora.- Mów, kto jeszcze? Kto jeszcze jest w to zamieszany?- Wiem, albo tylko mi się tak wydaje.Nie mam żadnego dowodu.- Co ci się wydaje? Mów!- Uważasz, że ponieważ Lorraine jest uczciwa, dobra i lojalna, to wiodła nieskazitelne życie i nie może mieć żadnych grzechów do ukrycia?- Mów dalej.- Ja też nie sądzę, żeby miała jakieś grzechy na sumieniu.Chyba, że grzechem jest mieć nieślubne dziecko.Uważasz to za grzech? Ja nie.Oderwała prawą rękę od jego ramienia i zasłoniła nią usta.Była wstrząśnięta nie jego słowami, ale tym, co z nich mogło wyniknąć.- Carlos jest lekarzem - mówił Petersen zmęczonym głosem i po raz pierwszy od chwili ich spotkania tak właśnie wyglądał.- Dyplom robił w Rzymie.Lorraine mieszkała z nim w czasach, gdy była sekretarką Jamiego Harrisona.Mają dwuipółrocznego synka.Moim zdaniem dziecko zostało porwane.Nabiorę stuprocentowej pewności, kiedy przyłożę nóż do gardła Cipriano.Wpatrywała się w niego w milczeniu.Dwie łzy wolno spływały jej po policzkach.Rozdział VIIIO godzinie dziewiątej następnego ranka Jablanica wyglądała jak bajkowy widoczek przeniesiony z bożenarodzeniowej kartki świątecznej.Była aż nieprawdziwa w swojej zapierającej dech urodzie.Śnieg przestał padać, chmury zniknęły, na czystym, bladoniebieskim niebie świeciło słońce, a na bezwietrznych wzgórzach, gdzie drzewa uginały się pod ciężarem białych czap, powietrze było rześkie, kryształowo czyste i bardzo zimne.Brakowało tylko dzwoneczków sań, by iluzja się dopełniła.Ale to nie bożenarodzeniowe życzenia pokoju wszystkim ludziom dobrej woli były tematem rozmyślań zebranych przy śniadaniowym stole.Pochylony nad stygnącą kawą Petersen oparł głowę na dłoni i najwyraźniej oddawał się kontemplacji.Pierwszy odezwał się Harrison, na którym o dziwo - nie widać było skutków znacznych ilości wina koniecznego, jego zdaniem, by utopić smutek i zmusić się do powrotu do rzeczywistości.- Dam parę groszy za twoje myśli, stary - powiedział.- Parę groszy? Dla tych, których dotyczą, byłyby o wiele, wiele cenniejsze.Tu śpieszę dodać, że nie są związane z siedzącymi przy stole.- Mało tego, że jesteś cały zadumany, wyczuwam jeszcze trudny do określenia spadek zwykłej dla ciebie wczesnoporannej werwy, tryskającej energii.Miałeś kłopoty z zaśnięciem? Może to nowe miejsce?- Ponieważ prawie całe życie co noc sypiam w nowym miejscu, trudno w tym upatrywać przyczyny.Gdyby tak było, już od dawna bym nie żył.Nie, to nie to.Całą noc siedziałem przy radiostacji, na zmianę z Georgem i Ivanem.Nie mogliście tego słyszeć, ale w nocy mieliśmy długą i gwałtowną burzę - stąd dzisiaj bezchmurne niebo.Ta burza praktycznie uniemożliwiała zarówno odbiór jak i nadawanie.- No tak, to wszystko wyjaśnia.Czy na miejscu byłoby pytanie, z kim rozmawialiście w czasie długiego, nocnego czuwania?- Oczywiście.Żadnych tajemnic, żadnych tajemnic.- Niedowierzanie na twarzy Harrisona gościło tylko przelotnie i kapitan powstrzymał się od komentarza.- Musieliśmy, naturalnie, skontaktować się z naszą kwaterą główną w Bihaciu i uprzedzić ich o nadciągającym ataku.Już samo to zajęło nam prawie dwie godziny.- Trzeba było skorzystać z mojego nadajnika - rzekł Michael.- Ma niesamowity zasięg.- Próbowaliśmy.Z takim samym skutkiem.- Aha.No to może powinien pan był wypróbować mnie? W końcu znam ten sprzęt.- Naturalnie.Jednak nasi ludzie w Bihaciu nie znają Nawajo, a to jedyny kod, jakim umiesz się posługiwać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]