Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza
- Stephen King Zielona Mila (3)
- SE[db] P.G.Zimbardo Niesmialosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był straszny.W minutę później wrzosowisko było już puste.Czarownice ruszyły do swoich zadań.Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko piskami nietoperzy i z rzadka szelestem wiatru we wrzosach.Potem z pobliskiej błotnistej kałuży rozległ się bulgot.Bardzo powoli, oblepiony mchem głaz wynurzył się na powierzchnię i z głęboką nieufnością spenetrował widnokrąg.***Greebo świetnie się bawił.Z początku myślał, że jego nowy przyjaciel zabiera go do domku Magrat, ale z jakiegoś powodu zboczyli w ciemnościach ze ścieżki i ruszyli na spacer po lesie.Po jednym z najciekawszych - zdaniem Greeba - kawałków.Był to wzniesiony teren, bogaty w ukryte dziury i niewielkie, głębokie bagienka, nawet w piękną pogodę spowity mgłami.Greebo często tu zaglądał w nadziei, że jakiś wilk wybierze to miejsce na dzienną kryjówkę.- Myślałem, że koty umieją same trafić do domu - wymruczał Błazen.W duchu przeklinał sam siebie.Łatwo mógł zanieść nieszczęsne stworzenie do domu Niani Ogg, oddalonego ledwie o parę ulic, niemal w cieniu zamku.Ale wpadł na pomysł, że dostarczy je do Magrat.To zrobi na niej wrażenie, uznał.Czarownice bardzo lubią koty.A potem będzie musiała zaprosić go na filiżankę herbaty czy czegoś innego.Postawił nogę w kolejnej kałuży.Coś poruszyło się pod stopą.Błazen odskoczył na wielki grzyb.- Posłuchaj, kocie - rzekł.- Musisz zejść ze mnie.Potem możesz poszukać drogi do domu, a ja pójdę za tobą.Koty dobrze widzą w ciemności i zawsze znajdują drogę - dodał z nadzieją.Sięgnął nad głowę.Greebo zatopił pazury w jego ręku, co miało być przyjaznym ostrzeżeniem.Z zaskoczeniem odkrył, że przez kolczugę nie osiąga spodziewanego rezultatu.- Dobry kotek.- Błazen postawił go na ziemi.- Idź, szukaj domu.Dowolnego domu.Uśmiech Greeba niknął powoli, aż pozostał jedynie kot.Było to niemal równie niesamowite jak sytuacja odwrotna.Greebo przeciągnął się i ziewnął, by ukryć zakłopotanie.Został nazwany „dobrym kotkiem" w samym środku swoich ulubionych terenów łowieckich.Mogło to poważnie zaszkodzić jego reputacji.Zniknął w poszyciu.Błazen wytrzeszczył oczy w ciemności.Zaświtało mu w głowie, że choć lubił lasy, jednak lubił je na odległość.Przyjemna była świadomość, że gdzieś są; niestety, lasy wyobraźni różnią się od lasów rzeczywistych, w których - na przykład - człowiek się zgubił.Rośnie w nich więcej potężnych dębów i mniej kolczastych krzaków.Ponadto przejawiają tendencję ukazywania się w świetle dnia, a drzewa nie mają groźnych twarzy i długich, ostrych gałęzi.Drzewa wyobraźni są dumnymi gigantami puszczy.Natomiast większość tutejszych drzew sprawiała wrażenie roślinnych gnomów, zwykłych podpórek dla huby i bluszczu.Błazen przypominał sobie niejasno, że można wykryć, z której strony leży Oś, badając, która strona pni jest porośnięta mchem.Szybkie badanie pobliskich pni dowodziło, że wbrew klasycznym zasadom geografii, Oś leży wszędzie.Greebo zniknął.Błazen westchnął, zdjął osłonę z kolczugi i brzęcząc cicho ruszył na poszukiwanie jakiegoś wzniesienia.Wydało mu się to niezłym pomysłem.Ziemia, po której stąpał, wydawała się drżeć.Był pewien, że nie powinna tego robić.***Magrat unosiła się na miotle kilkaset stóp ponad obrotową granicą Lancre, spoglądając w dół na morze mgieł, skąd z rzadka sterczał czubek jakiegoś drzewa podobny do obrośniętej wodorostami skały w czasie przypływu.Wydęty księżyc sunął nad nią; pewnie znowu przybierał.Porządny wąski rogalik byłby lepszy.Bardziej odpowiedni.Zadrżała.Zastanowiła się, gdzie jest teraz Babcia Weatherwax.Miotła starej czarownicy była powszechnie znana i budziła lęk na niebie Lancre.Babcia dość późno poznała lot i po krótkim okresie nieufności polubiła go jak mucha gnijący rybi łeb.Problem jednak polegał na tym, że każdy lot Babcia pojmowała jako prostą linię łączącą punkty A i B; nie mogła pogodzić się z faktem, że inni użytkownicy powietrza też mają jakieś prawa; to proste zjawisko zmieniło trasy lotów migracyjnych na całym kontynencie.Przyspieszona ewolucja wśród miejscowego ptactwa stworzyła generację latającą na grzbiecie, by czujnie obserwować całe niebo.Głęboka wiara Babci, że wszystko powinno schodzić jej z drogi, dotyczyła też innych czarownic, wysokich drzew, a czasem także gór.Babcia zmusiła również żyjące pod górami krasnoludy, by z lęku o życie zwiększyły szybkość jej miotły.Wiele jajek zostało złożonych w powietrzu przez niczego nie podejrzewające ptaki, które nagle zauważyły pędzącą ku nim Babcię, spoglądającą groźnie znad kija miotły.- Ojej - zmartwiła się Magrat.- Mam nadzieję, że nikogo nie trafiła.Nocny wietrzyk obrócił ją wolno w powietrzu, niby kurka na dachu.Zadrżała lekko i spojrzała czujnie na oświetlone księżycowym blaskiem góry, wysokie Ramtopy, których ośnieżone granie i pokryte lodem wąwozy nie uznawały żadnego króla ani kartografa.Lancre otwierało się na świat jedynie z krawędziowej strony; pozostałe jego granice były zębate jak paszcza wilka i o wiele bardziej niedostępne.Z tej wysokości Magrat mogła objąć wzrokiem całe królestwo.Coś zawarczało w górze, podmuch zakręcił nią znowu, a zniekształcony dopplerowsko głos krzyknął:- Nie gap się, dziewczyno!Ścisnęła kolanami gałązki i pchnęła miotłę wyżej.Kilka minut zajęło jej zrównanie się z Babcią Weatherwax, która leżała niemal na swojej miotle, by zmniejszyć opór wiatru.Ciemne wierzchołki drzew migały w dole, gdy Magrat dogoniła ją wreszcie.Babcia odwróciła się do niej, przytrzymując ręką kapelusz.- W samą porę - rzuciła.- W tej zostało najwyżej parę minut lotu.Podleć bliżej i do roboty.Wyciągnęła rękę.Magrat również.Miotły dygotały i kołysały się w strumieniach aerodynamicznych.Czarownice się dotknęły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]