Podobne
- Strona startowa
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Pratchett Terry wiat Dysku T. 38 W Północ Się Odzieję
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Wyjscia scr
- Pratchett Terry Swiat Dysku T W Polnoc Sie Odzieje
- Pratchett Terry Zadziwiajacy Maurycy i jego ucz
- Terry Pratchett 02 Blask Fant
- Terry Pratchett 00 Dysk (Wars
- Terry Pratchett Mundodisco 25 La Verdad
- Pratchett Terry Nomow Ksiega Kopania
- Potocki.Jan Rekopis.znaleziony.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żołnierze weszli do środka, rozglądając się w rozświetlonym ogniem mroku.Wąsacz postąpił do przodu, żeby się z nimi przywitać.Morgan i Ohmsfordowie przyciągnęli do siebie karły, lecz żołnierze znajdowali się między nimi a drzwiami prowadzącymi na ulicę.Morgan zepchnął ich wszystkich w stronę głębokiego cienia.- Zamówienie na broń, Hirehone - oznajmił dowódca drużyny wąsaczowi, pokazując jakieś pismo.- Potrzebuję jej przed końcem tygodnia.I nie próbuj się wykręcać.Hirehone mruknął coś niezrozumiale, lecz skinął głową.Dowódca drużyny rozmawiał z nim jeszcze przez chwilę.Wydawał się zmęczony i zgrzany.Żołnierze niespokojnie rozglądali się wokół.Jeden z nich ruszył w stronę małej gromadki.Morgan wysunął się przed swoich towarzyszy, usiłując sprawić, aby żołnierz z nim rozmawiał.Żołnierz, rosły drab z rudawą brodą, zawahał się.W pewnej chwili coś zauważył i odepchnął Morgana na bok.- Ty tam! - rzucił w stronę Teel.- Co tam chowasz? - Wyciągnął rękę, zrywając jej z głowy kaptur.- Karły! Kapitanie, tu są.!Nie dokończył.Teel zabiła go jednym ciosem długiego noża, przeszywając mu ostrzem gardło.Wciąż jeszcze usiłował mówić, kiedy umierał.Pozostali żołnierze sięgnęli po broń, lecz Morgan był już między nimi, zadając pchnięcia mieczem i wypierając ich do tyłu.Krzyknął do pozostałych i karły wraz z Ohmsfordami rzuciły się do drzwi.Gdy wybiegali na ulicę, Morgan znajdował się za nimi, a żołnierz federacji o krok z tyłu.Ludzie w tłumie zaczęli krzyczeć i rozstąpili się, kiedy cała grupa się zatoczyła i wpadła między nich.W pościgu brało udział około tuzina żołnierzy, lecz dwóch z nich było rannych, a pozostali potykali się o siebie nawzajem, usiłując pochwycić Morgana.Ten skosił mieczem najbliższego z nich, wyjąc jak szalony.Z przodu Steff dopadł zaryglowanych drzwi jakiegoś magazynu, wydobył maczugę i jednym uderzeniem roztrzaskał niespodziewaną przeszkodę.Popędzili przez ciemne wnętrze i wybiegli tylnymi drzwiami, skręcili wąskim przejściem w lewo i natrafili na płot.Zdesperowani obrócili się na pięcie i ruszyli z powrotem.Ścigający ich żołnierze federacji wypadli z drzwi magazynu i rzucili się na nich.Par przywołał pieśń i wypełnił kurczącą się przestrzeń między nimi huczącym rojem szerszeni.Żołnierze zawyli i rozpierzchli się, szukając ukrycia.W ogólnym zamieszaniu Steff roztrzaskał wystarczającą ilość desek w płocie, by mogli się przecisnąć.Pobiegli drugim przejściem, przez labirynt szop składowych, skręcili w prawo i przedostali się przez żelazną bramę na zawiasach.Znaleźli się na zawalonym złomem podwórzu na tyłach kuźni.Przed nimi otworzyły się drzwi do jej wnętrza.- Tutaj! - zawołał ktoś.Pognali, o nic nie pytając, słysząc zewsząd okrzyki i ogłuszające trąbienie w rogi.Wbiegli przez otwarte drzwi do małego składziku i usłyszeli, jak drzwi zatrzaskują się za nimi.Naprzeciw nich stał Hirehone, wsparty rękami o biodra.- Mam nadzieję, że jesteście warci kłopotów, jakie sprawiliście! - powiedział.Ukrył ich w schowku pod podłogą składziku i pozostawił - jak im się zdawało - na długie godziny.Panował tam zaduch i ciasnota, nie było światła, a dwukrotnie nad ich głowami rozlegał się tupot stóp w ciężkich butach; za każdym razem wstrzymywali oddech, drętwiejąc z przerażenia.Kiedy Hirehone znowu ich wypuścił, była noc.Niebo było zachmurzone i czarne jak atrament.Przez szczeliny między deskami ścian kuźni połyskiwały jasne punkciki świateł miasta.Zaprowadził ich ze składziku do przylegającej doń małej kuchni, posadził ich przy długim stole i dał im jeść.- Musiałem poczekać, aż żołnierze zakończą poszukiwania, upewnią się, że nie zamierzacie tutaj wrócić ani nie ukryliście się gdzieś wśród złomu - wyjaśnił.- Byli wściekli, możecie mi wierzyć, zwłaszcza z powodu śmierci jednego z nich.Teel niczym nie zdradzała swoich myśli, a pozostali milczeli.Hirehone wzruszył ramionami.- Ja też się tym nie przejąłem.Przez pewien czas żuli w milczeniu, po czym Morgan zapytał:- Co z Łucznikiem? Czy możemy się z nim teraz spotkać? Hirehone wyszczerzył zęby w uśmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]