Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Pan Wolodyjowski Sienkiewicz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jego wzrok raz jeszcze powędrował w stronę ściany deszczu.- Kiedy pierwszy raz natknąłem się na ciebie w Czarnych Dębach związanego jak schwytane zwierzę, zakneblowanego i pilnowanego przez cały patrol gnomów, wiedziałem, że jest w tobie coś szczególnego.Nie potrafiłem tego określić, ale wiedziałem, że jest.Czułem to.Jesteś tym, kogo szukam.- Nie rozumiem, co masz na myśli.- Jair pokręcił głową.- Zapewne.Po pierwsze, ja sam tego nie rozumiałem.Czułem tylko, że w jakiś sposób jesteś dla mnie bardzo ważny.W czasie naszej podróży zobaczyłem jeszcze więcej rzeczy, które mnie zaintrygowały.coś, czego szukałem.Czułem po prostu, co powinienem robić i robiłem to.- Wyprostował się.- A potem.- Odszukał wzrokiem Jaira.- Obudziłeś się tamtego ranka nad Srebrną Rzeką i opowiedziałeś mi swój sen.To znaczy nie sen, ale coś w tym rodzaju.Poszukiwanie, tak to nazwałeś.A ja miałem być twoim obrońcą.Nieprawdopodobna wyprawa do samego serca siedziby Widm Mord w poszukiwaniu czegoś, o czym tylko ty wiedziałeś.A ja miałem być twoim obrońcą.Ale widzisz.- Powoli pokręcił głową.- Ja także miałem tej nocy sen.Nie powiedziałem ci o tym.Miałem sen tak wyraźny, że była to raczej wizja.Byłem przy tobie jako twój opiekun w miejscu i czasie, którego nie potrafiłem rozpoznać.Przede mną znajdował się ogień, coś płonęło bardzo blisko.Wewnątrz mojego umysłu szeptał do mnie czyjś głos.Mówił, że muszę stoczyć walkę z tym ogniem, walkę na śmierć i życie, najstraszliwszą walkę mego życia.Głos szeptał, że właśnie do tej bitwy przygotowywałem się całe życie, a wszystkie poprzednie walki prowadziły mnie właśnie do tej jednej.- Szare oczy płonęły gorączkowym blaskiem.- Kiedy usłyszałem o twojej wizji, pomyślałem, że być może także i moja pochodzi od Króla Srebrnej Rzeki.Ale jakiekolwiek jest jej pochodzenie, wiem, że głos mówił prawdę.Wiem też, że tego właśnie szukałem przez całe swoje życie - okazji, aby zmierzyć się z mocą potężniejszą od jakiejkolwiek, z którą miałem do czynienia, i sprawdzić, czy naprawdę jestem najlepszy.- Patrzyli na siebie w ciemnościach, bez słowa.Jaira przeraziło to, co ujrzał w oczach mężczyzny: zdecydowanie, siłę woli, ale i coś jeszcze.Szaleństwo.Śmiertelnie niebezpieczne, wymykające się spod kontroli szaleństwo.- Chcę, żebyś mnie zrozumiał, chłopcze - wyszeptał Garet Jax.- Postanowiłem pójść z tobą, żeby odnaleźć tę wizję.Będę cię ochraniał, tak jak obiecałem.Przeprowadzę cię bezpiecznie przez wszystkie niebezpieczeństwa, jakie mogą ci zagrażać.OBronię cię, nawet gdybym miał przy tym zginąć.Ale na końcu zmierzę się z wizją, aby sprawdzić swoje umiejętności w walce z tym snem! - Przerwał i odsunął się od Jaira.- Chcę, żebyś to zrozumiał - powtórzył cicho.Czekał w milczeniu, aż Jair powoli skinął głową.- Sądzę, że rozumiem.Garet Jax zamilkł i zapatrzył się w deszcz.Zapomniał o chłopcu, siedział i patrzył przed siebie, nic nie mówiąc.Po chwili wstał i zniknął z powrotem w mroku.Jair Ohmsford długo jeszcze siedział sam po jego odejściu, zastanawiając się, czy naprawdę wszystko zrozumiał.Kiedy obudzili się następnego ranka, Jair wyjął kryształ wizji, aby się dowiedzieć, co wydarzyło się z Brin od czasu, kiedy odszukał ją po raz ostatni.Padał deszcz, las otulała szara mgła, kiedy niewielka kompania zebrała się wokół chłopca.Zaczął śpiewać, trzymając kryształ przed sobą tak, żeby każdy mógł widzieć.Pieśń wypełniła okolicę, cicha i niesamowita, wznosząc się nad ziemią przez rytmicznie uderzające krople deszczu.Z głębi kryształu nagłym, oślepiającym strumieniem trysnęło światło i pojawiła się twarz Brin.Patrzyła na zebrane towarzystwo, a jej oczy szukały czegoś, czego oni nie mogli zobaczyć.Za nią wznosiły się góry, nagie i nieurodzajne na tle świtu, szarego i posępnego, jak ten wokół nich.Jair ciągle śpiewał, podążając za widokiem twarzy siostry, kiedy nagle odwróciła się.Pojawili się Ron Leah i Allanon.Ich wychudłe, wynędzniałe twarze unosiły się w kierunku odległej, nieprzebytej kniei.Jair przestał śpiewać i wizja zniknęła.Spojrzał niespokojnie po otaczających go twarzach.- Gdzie ona jest?- Te góry to Smocze Zęby - zagrzmiał Helt.- Z całą pewnością.Garet Jax skinął głową i spojrzał na Forakera.- A las?- To Anar.- Karzeł pogładził się po brodzie.- Jechała tamtędy i tych dwóch także, a potem na pomoc, przez Rabb.Mistrz Broni ścisnął ramię Jaira.- Kiedy poprzednio używałeś kryształu, góry były takie same, jak sądzę.- Smocze Zęby.Twoja siostra i druid byli tam, a teraz pewnie już je przeszli.Co mogliby tam robić?Przez chwilę nikt się nie odzywał.Patrzyli jeden na drugiego.- Paranor - powiedział nagle Edain Elessedil.- Twierdza druidów - zgodził się natychmiast Jair.- Allanon zabrał Brin do twierdzy druidów.- Potrząsnął głową.- Ale dlaczego miałby to robić?Tym razem nikt nie znał odpowiedzi.Garet Jax wyprostował się.- Nie dowiemy się tego, stojąc tutaj.Odpowiedź na to pytanie eży na wschodzie.Wszyscy wstali, a Jair wsunął kryształ za tunikę.Ruszyli w drogę do Anaru.XVICzwartego dnia drogi od Culhaven przybyli do Wedge.Było późne popołudnie.Szare niebiosa wisiały nad ziemią, przygniatając ją swym ciężarem.Deszcz padał z równą siłą, jak przez ostatnie trzy dni.Anar był mokry i zimny.Drzewa, odarte z jesiennych barw, stały czarne i nagie w pasmach mgły, która przenikała jak duch przez gęstniejący mrok.W pustym, ponurym lesie panowała zupełna cisza.Przez cały dzień szlak stale wiódł w górę, a teraz łagodne zbocze zmieniło się w ścianę górskich szczytów i urwisk.Pomiędzy nimi pieniła się Srebrna Rzeka i wezbrana deszczem, biegła w głąb wijącej się gardzieli wąwozu.Nad nim wznosiły się góry i skalne urwiska, strome i pozbawione wszelkiej roślinności.Srebrna Rzeka ginęła całkowicie z oczu osłonięta mgłą i nadchodzącym mrokiem.Karły nazywały ten wąwóz Wedge.Grupka wędrowców wspięła się wysoko na jego południowe zbocze.Musieli pochylać głowy przed uderzeniami wiatru i szczelnie owijać się płaszczami przed deszczem i chłodem.Wszędzie zalegała cisza.Jedynym dźwiękiem był ryk wiatru, a umysł każdego z wędrowców wypełniało głębokie i wszechobecne poczucie samotności.Szli przez zarośla i świerkowy lasek powoli, ale bez przerwy posuwając się naprzód.Obserwowali jak niebiosa zamykają się nad nimi, w miarę jak bladło światło dnia i w góry zakradała się noc.Prowadził Foraker.To był jego kraj i najlepiej wiedział, czego mogą się spodziewać.Za nim szedł Garet Jax, czarny i nieprzystępny jak drzewa, między którymi się przemykali, potem Slanter, Jair i Edain Elessedil.Olbrzym Helt zabezpieczał tyły.Nie rozmawiali ze sobą.Minuty cichego marszu wlokły się w nieskończoność.Pokonali łagodne wzniesienie i zeszli w dół, do kępy lśniących świerków, kiedy nagle Foraker zatrzymał się.Nasłuchiwał przez chwilę, po czym poprowadził ich między drzewa.Powiedział coś do Gareta Jaxa i zostawił ich, znikając we mgle i w deszczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]