Podobne
- Strona startowa
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (4)
- Bradford Barbara Taylor Głos serca
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (3)
- Andrzejewski Jerzy Lad serca (2)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony v 1 (2)
- Alistair MacLean HMS Ulisses (2)
- King Stephen Christine
- Watson Ian Lowca Smierci
- Judith McNaught Raj
- Chmielewska Joanna Trudny Trup (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerknął w dół.Nieświadom niczego Carlos mignął mu zaledwie trzydzieści centymetrów pod plecami i zniknął z widoku.Deakin opuścił nogi i żłobiąc obcasami podwójny ślad na oblodzonym dachu, spoglądał do tyłu.Nagle puścił gałąź, wiedząc doskonale, że któryś ze sterczących wentylatorów może mu wypruć wnętrzności.Nie doszło do tego, ale w tym ułamku sekundy nie był w stanie docenić swojego szczęścia.Mimo iż padając starał się trzymać głowę wysoko, upadek na plecy kompletnie go ogłuszył.Paradoksalne, ale czynnikiem, któremu zawdzięczał życie, okazał się ów zdradziecki lód.Gdyby nie on, na skutek hamowania Deakin w najlepszym razie straciłby przytomność.Ostateczny rezultat mógł być tylko jeden - obojętne czy nieprzytomny, czy połamany, zleciałby na pobocze.A tak, znikome tarcie spowodowało, że zaczął sunąć poślizgiem wzdłuż wagonu.Było prawie pewne, że przy tej szybkości przeleci za krawędź dachu i spadnie na tor, gdzie spotka go wyrok ostateczny - śmierć.A jednak kolejny paradoks sprawił, że uratowały go potencjalnie śmiercionośne wentylatory.Bez namysłu, instynktownie, wyciągnął rękę i złapał za jeden z nich.Odniósł wrażenie, że coś wyrwało mu prawe ramię z barku, wentylator brutalnie wydarł się z jego uścisku, lecz szybkość, z jaką sunął, wyraźnie się zmniejszyła.Ponownie wyciągnął rękę.Znów przeszył go dojmujący ból, ale teraz już ślizgał się w tempie nieomal spacerowym.Zobaczył, że zbliża się trzeci i ostatni wentylator.Tym razem objął go oburącz i zacisnął lewą rękę na prawym nadgarstku.Czuł, że jakaś potężna siła znowu wyrywa mu prawe ramię, czyżby odrosło mu nowe? Ale trzymał się twardo.Zatoczył szeroki łuk, wypadając nogami poza dach.Ale trzymał się dalej.Wiedział, że musi coś zrobić, bo siły go opuszczają.Powoli, zmagając się z bólem, podciągnął się na środek dachu, doczołgał na tył wagonui nie tyle zszedł, co spadł na pomost.Łapczywie chwytając powietrze, siedział tam dobre pięć minut, zgięty w pół, nie mogąc złapać tchu i czując się jak pierwszy człowiek, który przepłynął Niagarę w beczce.Dokonał oceny rozmiarów strat: piękna kolekcja połamanych żeber z przodu, tam, gdzie trafiła go gałąź, tyleż samo złamanych żeber na plecach, po upadku na dach, a do tego prawe ramię połamane w Bóg wie ilu miejscach.Dopiero gruntowny przegląd ciała pozwolił mu stwierdzić, że kości wciąż ma całe, Wiedział, że przez dłuższy czas będzie zdrowo posiniaczony i obolały, ale na takie drobiazgi można machnąć ręką, zapomnieć o nich.Nie wyłączą go z obiegu.Wstał, otworzył tylne drzwi wagonu z prowiantem i wszedł do środka.Mijając stosy trumien i skrzynie z lekarstwami, przeszedł na przód wagonu, gdzie znajdowały się dwa małe otwory obserwacyjne i wyjrzał na zewnątrz.Carlos nadal spacerował po pomoście, nie zdając sobie sprawy, że coś się dzieje.Deakin zdjął barani kożuch, powiesił go w jednym okienku, a drugie zakrył grubym workiem.Dopiero wtedy zapalił jedną z rzędu lamp naftowych, zwisających z sufitu w równych odstępach.Zaniepokoił się trochę, widząc na prawej ścianie nieznaczny prześwit między deskami, przez który ewentualnie światło mogło się wydostać na zewnątrz.Ale zauważyć je mógł tylko kto§ znajdujący się po prawej stronie wagonu, a Carlos stał z przodu.Zresztą i tak nic na to nie mógł poradzić.Przestał więc o tym myśleć i wziął się do roboty.Za pomocą śrubokręta i dłuta, które przezornie zabrał z kabiny maszynisty, podważył wieko żółtej, okutej mosiądzem skrzyni z impregnowanego drewna, oznakowanej stemplem: ZAOPATRZENIE KORPUSU MEDYCZNEGO ARMII STAN6W ZJEDNOCZONYCH.Wieko odskoczyło z głośnym trzaskiem, lecz Deakin podszedł do tego niefrasobliwie - wszelkie łajdactwa łatwiej można uprawiać podczas jazdy niż w trakcie postoju.Stare wagony, zardzewiałe koła i rozklekotane podwozia telepiąc się po szynach robiły tyle hałasu, że nawet z bliska uniemożliwiały normalną rozmowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]