Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej.Sapkowski. .Czas.Pogardy.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1
- Bulyczow Kir Nowe Opowiadania Guslarskie
- securing redhat
- Tony.Buzan. .Pamięć.na.zawołanie
- Rozdziae4
- Masterton Graham Ikon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak się rzeczywiście stało.W pewnym momencie, w chwili najgwałtowniejszego natłoku myśli, pan Ramian uczuł, że słowo, które za kilka sekund miało mu być potrzebne, zaciera się i topnieje.Przerażony pustką, która otwierała się w tym szybko zbliżającym się miejscu, zaczął mówić wolniej.Poczerwieniał ze zdenerwowania, wybełkotał szeptem kilka bezsensownych zdań i wreszcie, ostatecznie zmordowany, zamilkł.Tymczasem Seweryn spokojnie dopalał papierosa.Powoli, ciesząc się oszczędnością swoich ruchów, strzepnął długi słupek popiołu.- No, tak.powiedział.Odwrócił się i wskazał na gazetę.- Czytał pan to?Pan Ramian ocierał chustką spocone czoło.- Co? To? A owszem czytałem.przed chwilą właśnie, dopiero co.Kręcił się niespokojnie, dręczony zalewającym go gorącem.Głową tak manewrował, żeby nie spojrzeć Gejżanowskiemu w oczy.„Boi się o posadę” - z triumfem pomyślał Seweryn.Dogasiwszy papierosa, wsadził ręce w kieszenie spodni.- I cóż pan na to? - spytał.Pan Ramian zasapał rozpaczliwie.- Ciekawy jestem, co pan o tym sądzi? Jakie jest pańskie zdanie.- Co ja sądzę? Moje zdanie? - wydławił wreszcie z siebie administrator.- Cóż.wola boska.Wola boska - powtórzył beznamiętnie.- Tylko tyle? - roześmiał się Seweryn.Widząc jednak, że już nic więcej z Ramiana nie wydobędzie, spoważniał.- Może ma pan i rację - powiedział wspaniałomyślnie.I szybko zmienił temat rozmowy.- Pan jeszcze do mego ojca idzie?- Nie, nie! - skwapliwie zaprzeczył administrator - już byłem.Do domu muszę spieszyć, robota jeszcze czeka.Pozwoli więc pan inżynier, że go pożegnam.- Dobranoc panu.Wyciągnął rękę, ale pan Ramian szukając czapki tak się jakoś zakrzątnął, iż nie wiadomo było, czy w ogóle zauważył ruch Seweryna.Ten zagryzł tylko wargi i lekko poruszył dłonią w powietrzu, jakby rozpędzał niewidzialny dym.Administrator szybko wyszedł.Seweryn został sam w hallu.Już chciał pójść do jadalni, gdy wydało mu się, że z pokoju ojca dobiegły kroki zmierzające w stronę drzwi.„Czyżby stary chciał ze mną rozmawiać?” - zaniepokoił się.Wstrzymał oddech.„Nie, przesłyszałem się” - upewnił się po chwili.W domu była cisza.Odetchnął z ulgą.Wziął ze stolika zostawioną przez Ramiana gazetę, przedarł na pół i zmiętą cisnął do kosza.Kolację jadł wolno, lecz z apetytem.Półmrok wydłużający rozległą salę, ściany, które dzięki ciężko oprawnym obrazom zdawały się chylić ku podłodze, bezszelestne ruchy usługującego Franciszka, leniwe ciepło idące od kominka, a przede wszystkim cisza rozległego domu i świadomość, że poza plecami biegnie w mroczną głąb długa amfilada pokojów - wszystko to, odcięte od wichury szalejącej na dworze, od brzęku rynien, szumu drzew i łoskotu z rzadka szarpiącego okiennicami, stwarzało nastrój łagodny, nasycony spokojem i bezpieczeństwem.„Ciekawy jestem, co jutro będę robić o tej porze? - pomyślał.- Powinno już być po wszystkim! Cała wieś będzie się trząść od domysłów.” Uśmiechnął się.Ale w zestawieniu z obecną atmosferą cały zamierzony plan znowu wydał mu się nieomal nierzeczywisty.Zniecierpliwiony własnym niezdecydowaniem, więcej: niemożnością całkowitego wżycia się w to, co miały przynieść najbliższe godziny, odsunął talerz.Franciszek, jak opiekuńczy duch, natychmiast wyłonił się z kąta i stanął obok.Seweryn ledwie zdążył opanować gwałtowny odruch niechęci.Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że gdy jadł - Franciszek przez cały czas musiał na niego patrzeć.Chciał więc sobie przypomnieć, jak się zachowywał i jaki miał wyraz twarzy.Jednocześnie przemknęło mu przez głowę: czy Franciszek wie już o śmierci Buraka? A inni, cała służba, ci wszyscy, którzy znali zabitego jeszcze jako dziecko, pamiętali go wyrostkiem? Przypomniał mu się nagle jeden letni dzień sprzed dwóch lat: wrócił do domu o tej samej mniej więcej porze co dzisiaj, sam jadł kolację, usługiwał Burak, mniej wprawdzie bezszelestny i sprawny niż Franciszek, ale za to bezpośredniejszy, bliższy w swojej nieporęcznej młodzieńczości.Tego wieczoru Burak po raz pierwszy miał przyprowadzić Sewerynowi dziewczynę ze wsi.Chociaż byli w jadalni sami, zakomunikował mu te wiadomości poufnym szeptem, głosem, który zbyt dygotał podnieceniem, aby brzmiał spokojnie.Nazajutrz, gdy zjawił się rano ze śniadaniem, o nic nie pytał, ale Seweryn łatwo odczytał w jego oczach błysk zaciekawienia.Ten błysk często później wracał w spojrzeniach lokajczyka.„Ciekawe, jak Burak wyglądał w chwili śmierci?” - pomyślał Seweryn.Chciał sobie wyobrazić twarz, którą pamiętał, ściętą chłodem śmierci.Jednak nie tylko jej nie ujrzał, ale nawet rysy żyjącego Buraka zaczęły mu się w pamięci zacierać.W salonie zachrobotał zegar i jedno jasne, niespodziewanie czyste uderzenie przeniknęło z ciemności: pół do dziewiątej.Najdalej za godzinę Nawrocki powinien być u siebie w domu.Seweryn podniósł się ociężale.Dopiero teraz, gdy stanął, odczuł znużenie.- Gdzie pan inżynier każe podać herbatę? - zapytał Franciszek.- Jak zawsze do salonu.Albo nie, niech Franciszek zaniesie do mego pokoju, zmęczony jestem, zaraz się położę.- Słucham pana inżyniera.Pokój, który zajmował Seweryn, znajdował się na prawym skrzydle domu.Z hallu prowadził w tamtą stronę długi korytarz, można również było przejść pokojami aż do tzw.małej biblioteki, skąd drzwi wychodziły na ten sam korytarz.W połowie drogi Seweryn zatrzymał się.Okiennice w drugim salonie były jeszcze nie zamknięte.Światło z jadalni dobiegało tu ledwie uchwytnym odblaskiem, nikłym, dogasającym drżeniem zatrzymywało się przed progiem i ciemność rozległego pokoju, jak gdyby niczym nie ograniczona, otwierała się na ciemność nocy ogromną i gęstą, a tylko gdzieś w odległej głębi bitą szumem i wznoszącą się kłębami cieni.Nagle, nieomal pod samym oknem, przeniknął ciszę krzyk puszczyka.Seweryn zawrócił.Szybkim krokiem przeszedł przez salon, stołowy, minął hall i zapukał do pokoju ojca.Nikt nie odpowiedział.Nacisnął więc klamkę i lekko uchylił drzwi: gabinet był pusty i ciemny, świeciło się w sypialni.Miękki dywan stłumił odgłos kroków.Przed progiem Seweryn zatrzymał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]