Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Bahdaj Adam Trzecia granica (SCAN dal 803)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (SCAN dal (2)
- Bahdaj Adam Trzecia granica
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie
- Klemens Janicki Carmina
- IGNACY KRASICKI mikolajadoswiad
- Cook Robin Toksyna (2)
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bydlę z ciebie, Tony.Podstępne, bezwstydne bydlę.Że też coś podobnego mogłeś mi zrobić.Rozdział czwartyDlatego przebudzenie musiało stać się próżnią, w którą natychmiast wsączy się strach.Kiedy telefon zadzwonił i Pascoe poderwał się gwałtownie, parę sekund trwało, nim przycichła w nim instynktowna panika.Odpowiedział burknięciem, bo równocześnie musiał sobie z trudem uporządkować w głowie, gdzie się znajduje i kim ma teraz być, i co tu robi.Słabiutkie próby wmawiania w siebie, że wczorajszy dzień wcale nie istniał, zawiodły zupełnie, gdy okazało się, że fragmenty prawdy układają się w jedną zborną całość.Wczoraj było równie niezaprzeczalne jak ten pokój, po którym rozglądał się teraz, jak szara walizka pod łóżkiem (pomacał, że jest) i odlot do Barcelony o dziewiątej dwadzieścia pięć.Przez dłuższą chwilę leżał niepewny i przestraszony myśląc: Co ja zrobiłem? Boże wszechmogący, co ja zrobiłem? Ale to nie był czas na analizy.Wszelkie pytania należało zostawić na później.Teraz instynkt samozachowawczy obsesyjnie przytłumił wszystkie inne.Musi się skoncentrować na tym, żeby być jak najdalej.Jak najdalej.Deszcz już nie padał, ale niebo było ołowianoszare.O'Connell Street wciąż jeszcze lśniła wilgocią.Parę aut, nieruchomo tkwiący zielony autobus, kilkoro ludzi spieszących dokądś - pewno do kościoła, pomyślał, bo słyszał też bicie dzwonów.Niedziela, siódma trzydzieści w niedzielę.Trudno było przypuszczać, że Lamb jeszcze nie zaczął działać.Minione piętnaście godzin zdawały się przez to ogromne napięcie okresem tak długim, że nawet przezorność i lojalność Lamba nie zdołały chyba przetrwać nocy.Zresztą czy tak, czy nie, wszystkie argumenty rzeczowe nie mogły wyeliminować złych przeczuć.Teoretycznie ryzyko było minimalne, a jednak powrót na lotnisko dublińskie wydawał mu się podobny do macania na ślepo w ciemnościach w gorączkowym oczekiwaniu zasadzki.Pascoe umył się i ogolił.Potem ubrał się szybko i zszedł na dół na śniadanie jako jeden z pierwszych.Przechodząc koło recepcji kupił parę najpopularniejszych niedzielnych gazet i przeglądał je podczas śniadania pod kandelabrami.Nie natrafił na nic specjalnego, tak jak przypuszczał.Prawdopodobnie w ogóle nie dowie się, czy nie popełnił jakiegoś błędu - aż do ostatniej chwili.Opuścić bezpieczną przystań, jaką zdawał się stanowić pokój hotelowy, i wystawić znowu na spojrzenia ludzkie - to wymagało wysiłku.Jeżeliby nadchodził koniec - zacznie się pewnie ciążącą świadomością, że ktoś mu się przygląda, że ktoś wymawia jego nazwisko, czy może, że jacyś obcy okrążają go.Ale dotąd przecież wszystko chyba jest w porządku? No nie? Najgorsze jednak, że tak na mur nie mógł być pewny mimo Blake'a i Donaldsona, mimo paszportu i spreparowanej walizki.O ósmej dwadzieścia uregulował rachunek i zabrał z góry walizkę.Portier zapytał, czy przywołać taksówkę, ale potrząsnął przecząco głową; niech już lepiej Donaldson zniknie zupełnie, bez śladu.Przeszedł parę przecznic i skręcił w bok.Dość długą chwilę trwało, aż nadjechała wolna taksówka, zaczynał się już prawie niepokoić.- Na dziewiątą na lotnisko? - roześmiał się kierowca.- To zupełnie przyzwoite żądanie.Tylko tacy, co chcą tam być w dziesięć minut, zmuszają mnie do łamania przepisów.Ruch na ulicach był niewielki.Pascoe wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki paszport i bilet samolotowy, aby powtórzyć sobie swoją nową rolę i raz jeszcze sprawdzić godzinę odlotu, podczas gdy auto mijało szpetne przedmieścia Dublina.Miał przed sobą nową przeszkodę i musiał się mocno wziąć w garść, żeby jakoś stawić jej czoło.Kiepska godzina na takie napięcie nerwowe, a że był teraz na dobre związany z fotografią Bartholomewa, więc zaczął dostrzegać te wszystkie szczegóły, gdzie podobieństwo zawodziło: zbyt ostry podbródek, brwi zgięte pod innym kątem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]