Podobne
- Strona startowa
- Jacq Christian Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- Œwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl] (3)
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 2 (2)
- Lew Tołstoj Anna Karenina
- Martin George R.R Gra o tron
- Dzieła ÂŚw. Jan od Krzyża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Brat!.Braciszek! - da³o siê s³yszeæ z gêby niejednej, której zaraza mowyjeszcze nie odjê³a.Wst¹pi³ brat franciszkanin miêdzy te kaleki i rozstawi nad nimi skrzyd³a habitu. Srodze was Pan Bóg pokara³ za grzechy wasze, bracia tr¹dem zdjêci.A oni nu¿e ³asiæ mu siê pod ramiona i skomleæ za ja³mu¿n¹ litoSciwego dotkniêcia, a bardziejjeszcze za onym kêsem mi³osierdzia, jaki jest w dobrym s³owie cz³eczyna.Wiêc rzecze im: Baczcie¿, mili, jak¿eScie to wy stokrotnie szczêSliwsi od Hioba starozakonnego, który za-palczywoSci gniewu Pañskiego lamentem siê jeno obwo³ywa³ z bar³ogu beznadziei ¿ydow-skiej.Dla wasze to, chrzeScijany! Bóg syna swego na mêkê da³, wiêc i na wasze, pomnijcie!uleczenie: aby siê szczêSliwoSæ jak morze rozla³a, gdy siê pokuta dope³ni.Dxwigaæ siê jê³y ku górze te karki doziemne.I ta pe³gaczy chmara, niczym szarañcza za¿erem nieustannie podrywna, sprê¿aæ poczyna szyje ku wejrzeniu górnemu, by chocia¿ razoderwaæ oczy od och³apów na Smietniskach.Takie jest dobrego s³owa mi³osierdzie.I garn¹ siê z wdziêcznoSci¹ pod ramiona braciszka tul¹ siê do habitu jego.Dotyka brat d³oni¹bia³¹ te pe³ne wrzodów i jam oblicza. W obrzyd³oSci pogr¹¿eni, wskrzeSniecie z uSmiechem m³odzieñców, a miêdzy chóry aniel-skie powiod¹ was za rêce najpiêkniejsze panie!.Zatliwszy tak rojeñ p³omyki po duszach jak piek³o ciemnych, aby p³omieñ wiary w nich roz-gorza³, przys³oni brat twarz swoj¹.I wymadla w d³onie on ¿al przed PrzenajSwiêtsz¹ Pann¹na niepohamowanie gniewu Pañskiego, który smutkiem, nêdz¹, cierpieniem i wielkimi szko-dy cia³a kara wci¹¿ i wci¹¿!.Udzieli³ siê jakby ten smêt i rycerzowi stoj¹cemu opodal.Owia³ duszê tak mocno, ¿ezdmuchn¹³ mu w mySlach nawet grozê miecza zawis³ego nad nim.I oto zaduma³ siê, ju¿ nienad swoj¹, lecz nad cz³ecz¹ dol¹.Napatrzy³ siê w sukiennicach doznañ pospólstwa i rozwa¿a, ¿e wszystko to razem by³oby jenognuSnymi targi i przetargi mieszczan, gdyby przypadek nie wwiód³ miêdzy t³umy - ot, jakie-39goS tam g³adkiego lica pod ró¿ wiankiem i weso³ych oczu m³odoSci dziewczêcej.I przyby³orojeniu siê tu ludzkiemu gdyby skrzyde³ lekkoSci, na których zakoleba³a siê ludziom jakbyochota sama i radoSæ ¿ycia serdeczna! Motyl jasnobarwny, rzekniesz - Psychy wys³annik,powiadaj¹ goliardy - zatrzepota³ tu nad gnuSnymi g³owami.I spali³ siê æm¹ u pokusy pierw-szego kramu.A z doli cz³eczych wyjrza³y, jak te ohydne maszkary smutku: grzechów lêki,diab³y, kar doczesnych pogrozy, tr¹dy i Smieræ sama.Oto wychyliwszy siê zza wêg³a nastêpuje wprost na niego ten ruchomy s³up kiru.I kraczeswoje spod krzy¿owej larwy:Wymódlcie duszê z czySæcowej udrêki, wyzwólcie ja³mu¿n¹.£okciem i ku³akiem odepchnie rycerz od siê Smieræ na³a¿¹c¹ nañ tak niecierpliwie.Jest dosyæ dziadów pod koScio³a progiem, by omadla³y grzechy nasze m³ode! Dosyæ diab³Ã³wcupi na koScio³a zrêbach, by straszy³y sumienia stare! Takiego dziada i diab³a takiego za ca³ykoSció³ w piersiach mieæ - kobiet to rzecz.Wiêc ci pacierza nie dam - ja³mu¿n¹ raczê.I stargn¹³ z ramion p³aszcz swój drogocenny, mnie go w gniewnych rêkach. Bacz, dajêæ tê ja³mu¿nê za dusze wszystkich grzesznic, ludziom nazbyt mi³ych - za to przy-dawanie ¿yciu skrzyde³ lekkoSci! za ich wolne z Swiata smêtem!Chciwie chwyta Smieræ w szpony swoje bodaj p³aszcz jego tymczasem.Daremnie pan szczodry p³aszcza zby³, daremnie grzechem mySli grzechy cudzych czynówsalwowa³, daremnie ¿ycie cz³ecze przed grzechem, diab³em, tr¹dem i Smierci¹ sob¹ rycerskozastawia³ - w³asne serce tylko dol¹ cz³ecz¹ obci¹¿y³.Jak opodal ten rycerz b³êdny drugi, szukaj¹cy ju¿ tylko w sercu swoim Graala - jak brat fran-ciszkanin Sród trêdowatych.W zadumie nad dol¹ cz³ecz¹ owia³o ich obu onym czySæcem ducha: acedi¹, która jak dyma-mi kadzide³ pogrzebnych i kirem ¿a³oby przys³ania nam Swiat ca³y,Hucz¹ ulice wci¹¿.Zewsz¹d rozgie³k siê niesie, jakby ca³e to miasto ¿y³o jeno targiem nie-ustaj¹cym.Gromadami szpaków obwo³uj¹ kupcy wci¹¿ jedno, ko³em.A gdy siê w tych po-krzykach zwadz¹, naszczekuj¹ na siê jak te psy zza kramów.Krzycz¹ lekarze spod koScio³Ã³wo zió³ swoich mocy skutecznej; krzycz¹ cyruliki spod swego znaku nogi obciêtej, zachwalaj¹swe cêgi i no¿e; krzycz¹ klasztory proSbami kwestarzy; krzyczy KoSció³ obwo³ywaczamiSmierci lub g³osem zakrystianów w Swi¹t nastêpnych obwieszczaniu.Niczym na bitwie sk³êbiaj¹ siê ludzkie t³umowiska - Pojrzyjcie! a Kupujcie! - pod tohas³o: Pieni¹dze , które rzuca raz po raz mieniacz znad ³awy swojej.Zasiê pod go³¹ Scianê ko-Sció³ka znosz¹, rzekniesz, rannych bitwy onej - tam pod rêk¹ lekarza ten krzyk: Ratunku!be³koce w Slinie i ³zach ludzkich.Gdy opodal szumi¹ pstrocizny szmatek niewieScich, wlo-k¹c za sob¹ niejednych piersi zad³awiony spazm: Mi³owania!. A Sród zamêtów tej bitwydnia powszedniego snuje siê czarny obwo³ywacz Smierci z ostatnim krzykiem powalonychna zawsze: Pacierza!.Tak to w mieScie! Temu uczty przesyle i rzyganie w nadmiarach, temu Smieræ pod jego pro-giem g³odowa; temu Smiechy, radoSæ i nadzieja, temu kl¹twy, rozpacz i g³ow¹ o mur bicie;temu rozkosz w ca³owaniach pod ciche pieszczoty kochanki, temu ostatniego pacierza szep-tanie pod wiatyku cichy dzwonek - a wszystkim zarówno jeden lêk a groza przed ona skocz-ka koScian¹, która ka¿dego z kolei poprosi w swój taniec Smierci.Ozwa³y siê dzwony koScio³a i rozpylaj¹ jak gdyby popio³y w przedwieczornej pory smêt:40 Nie karz nas, Panie, wedle win naszych, lecz wedle wielkiego mi³osierdzia Twego!Nad ulic gwary i dzwony koScio³a uderz¹ nagle mosiê¿ne ³oskoty - pospólstwu na baczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]