Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Cherie Carter Scott Jesli milos
- Scott Justin Blekitne Bractwo (2)
- [5 2]Eriskon Steven Przyplywy Siodme zamkniecie
- Alex Joe Gdzie przykazan brak dziesieciu (2)
- Mika Waltari Egipcjanin Sinuhe
- Sagan Carl Kontakt (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy weszliśmy do kuchni, czekała tam jeszcze góra naczyń do zmywania.Wyglądało to na kilka godzin pracy, tymczasem Carol Jeanne sprawiała wrażenie bardzo zmęczonej.Reda nigdzie nie widziałem i biedny Stef sam wycierał naczynia, a Penelopa z Dolores odstawiały je na miejsce, lecz pochłonięte rozmową robiły to bardzo wolno.Wyłącznie obgadywały ludzi i plotkowały - nie słyszałem ani jednej mądrej uwagi.Carol Jeanne wykorzystywano już zbyt długo.Najwyższy czas, żeby ktoś tupnął nogą.Ponieważ ani ona, ani Stef prawdopodobnie by tego nie zrobili, ja musiałem zareagować.Wskoczyłem na bufet.Tym razem wziąłem poprawkę na efekt Coriolisa, więc trafiłem mniej więcej tam, gdzie chciałem.Następnie przeszedłem po mokrym blacie, rozbryzgując wodę.Zatrzymawszy się przed Penelopa i Dolores, wrzasnąłem najgłośniej, jak mogłem.Spojrzały na mnie przerażone.Schyliłem się, wypinając na nie różowe pośladki, i na wodzie napisałem: KONIEC.Litery okazały się wystarczająco trwałe, by obie kobiety zdążyły przeczytać to słowo, a wiedziałem, że czytały, bo Penelopa ruszała wargami.Wtedy pomaszerowałem do zlewozmywaka, gniewnie rozchlapując wodę stopami, i zacząłem szarpać Carol Jeanne za rękaw.Oczywiście nie miałem dość sił, by ją odciągnąć - jedynie ślizgałem się po blacie - jednak sens moich starań wreszcie dotarł do zakutych łbów tych żałosnych plotkarek, które złapały Carol Jeanne w pułapkę.- O, biedactwo! - powiedziała Penelopa.- Nieładnie z naszej strony, że tak długo panią tu trzymamy, a pani jeszcze nawet nie widziała swojego nowego domu.Bałem się, że Carol Jeanne zareaguje jak męczennica i się uprze, by zostać, aż skończą pracę, lecz ona spojrzała na Stefa, dostrzegła w jego oczach nadzieję, więc uśmiechnęła się do Penelopy i odparła:- Z przyjemnością pomagam, ale ma pani rację.Rzeczywiście powinnam iść do domu.Już zaczęła przejmować od Penelopy ową intonację, pełną fałszywej szczerości, co mnie bardzo zmartwiło.- Jeśli państwo chwileczkę poczekają, to was odprowadzę - zaproponowała Penelopa.- Proszę się nie trudzić.Ma pani tutaj zbyt wiele obowiązków, żeby zawracać sobie nami głowę.To chyba żadna tajemnica, gdzie jest nasz dom, prawda?- Wystarczy kogokolwiek zapytać i każdy wam powie - odezwała się Dolores.- Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani tym, że pani mieszka wśród nas.Wcale nie wyglądała na podekscytowaną.Jej słowa tak brzmiały, jakby je wypowiedziało znudzone drzewo.- Miło mi było poznać panie i w ogóle wszystkie osoby, które dziś pracowały w kuchni.- Chodźmy - mruknął Stef.Z pewnością miał nadzieję, że wreszcie uwolni się od Penelopy, i nie chciał, by towarzyskie grzeczności odwlekały ten szczęśliwy moment.Wdrapałem się na ramię Carol Jeanne.- Ta małpka naprawdę troszczy się o panią - zauważyła Dolores.Mogłem się mylić, ale odniosłem wrażenie, że powiedziała to niechętnie, choć z podziwem.Kto wie, czy nie okaże się łatwiejsza do wytrzymania, niż sądziłem.W tym momencie zauważyła dwie połówki talerza w rękach Marka.Zesztywniała i bez słowa wbiła w syna wściekły wzrok.Chłopiec ostrożnie, z zawstydzoną miną, położył skorupy na bufecie.- To ja go stłukłem - oświadczył.- Diana mówiła, żebym się nim nie bawił, ale jej nie posłuchałem.Zdziwiło mnie, że tak odważnie wziął na siebie całą odpowiedzialność.Tymczasem jego matka, w dalszym ciągu nie poruszając się i milcząc, rzucała mu wściekłe spojrzenia, dopóki nie wyszedł razem z siostrą.W reakcji Dolores było coś przerażającego.Nigdy nic takiego nie widziałem.W chwilach stresu ta kobieta naprawdę przypominała drzewo.A może po prostu czekała z wybuchem gniewu aż wróci do domu? W zachowaniu Marka i Diany nic jednak nie wskazywało, że się boją matki.Czy przypadkiem owe mordercze spojrzenia nie stanowiły całej kary? Moim zdaniem były wystarczające.Aż nadto.Po wyjściu z kuchni Carol Jeanne się wyprostowała, jakby z jej barków spadł ogromny ciężar.- Chyba pokocham twojego Lovelocka jak drugiego syna - rzekł Stef.- Uratował mi życie.- Rzeczywiście o mnie dba - odparła ze śmiechem.Byliśmy teraz w głównej sali, gdzie tłum oglądających prezentację Odie Lee już znacznie się przerzedził.Carol Jeanne zerknęła w tamtą stronę, ale zapewne jej ciekawość nie dorównywała mojej.Również Stef nie zdradzał ochoty do oglądania szczątków Odie Lee.Spotkało mnie rozczarowanie, bo bardzo chciałem zobaczyć, co takiego człowiek pragnie pokazać na własnym pogrzebie.Moja życzenie jednak nieoczekiwanie się spełniło.Kiedyśmy tak stali, patrząc tam, gdzie odbywał się prezentacja, usłyszałem znajomy głos.- To wygląda jak kapliczka świętej Odie Lee, patronki hipokrytów.Słowa te padły z ust kobiety, która w kościele siedziała za nami.Nie było z nią męża o byczym karku i najwyraźniej uznała, że Carol Jeanne i Stef, podobnie jak ona, są skłonni zjadliwie potraktować Odie Lee.Miała rację.Carol Jeanne obdarzyła ją ciepłym uśmiechem (tego dnia po raz pierwszy bez przymusu kogoś poza mną) i rzekła:- Pewnie jestem okropnie cyniczna, bo siedząc w kościele, cieszyłam się, że nie znałam tej Odie Lee.- W Mayflowerze po jej śmierci zaczyna się nowa epoka - oznajmiła Liz.- Jest pierwszy rok postodieleecznej ery i wszyscy dostaną nowe kalendarze.- Wyciągnęła rękę.- Nazywam się Liz Fisher.Mój mąż jest.Właśnie gdzieś zniknął.Czy chcecie, żebym was oprowadziła po Odieleelandzie?- Nawet bardzo - odparła Carol Jeanne.- Nazywam się.- Carol Jeanne Cocciolone.Peloponezja wykrzykiwała to nazwisko przez cały dzień.Czyż mogłabym go nie znać?- Peloponezja - powtórzył Stef jak echo, śmiejąc się w kułak.- Przepraszam, że tak ją nazywam, lecz kiedy na nią patrzę, nieodparcie kojarzy mi się z półwyspami.A wam?Carol Jeanne wybuchnęła głośnym śmiechem.Kilka osób na nas spojrzało.- Och, nie powinnam się śmiać.Ludzie pomyślą, że nie okazuję należytego szacunku.- Proszę się nie obawiać.Ja już nic nie powiem żeby nie zrobić pani wstydu.Poza tym nie muszę.Nikomu, prócz Odie Lee, nigdy nie przyszłoby do głowy urządzać taki pokaz audiowizualny.To mówi samo za siebie.Rzeczywiście.Odie Lee skrupulatnie przygotowała każdy szczegół swojej pogrzebowej prezentacji, zapewne wiedząc, że wkrótce umrze.Nie, ona raczej na to liczyła, bo tak bardzo pragnęła śmierci męczennicy, jak Carol Jeanne łaknie czekolady, a Red soli.Odie Lee sama wpadła na ten pomysł i z pasją go zrealizowała, a choć pogrzebowe prezentacje w Mayflowerze jeszcze nie należały do tradycji, jednak teraz niewątpliwie do niej wejdą, co zapowiadała nabożna cześć, z jaką ludzie oglądali pokaz.Prezentacja raziła bezguściem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]