Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Card Orson Scott Chaos (SCAN dal 705)
- Card Orson Scott, Kathryn Kerr Lovelock
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Piekara Jacek Mlot na czarownice
- adobe.photoshop.7.pl.podrćÂcznik.uzytkownika.[osloskop.net]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy dotarł do ratusza, zobaczył długą, maszerującą kolumnę skręcającą w Main Street z drogi Spotting Mountain.Przybysze, którzy przyszli piechotą, wydłużyli kolejkę trzykrotnie.A samochody ciągle nadjeżdżały.Obejrzał się.Pozostali ze spóźnionych uczestników zebrania spieszyli ku ratuszowi z malującym się na zmęczonych twarzach niepokojem.Błękitni Bracia pozakładali na swoje kombinezony drelichowe kurtki.Ich oddechy zmieniały się w parę w mroźnym powietrzu, które zdawało się zwiastować wczesną i zimną jesień.Ustawili się spokojnie w pojedynczym, prostym jak w wojsku szeregu - od ratusza aż do drogi na górę Spotting, tworząc nie kończącą się błękitną linię, ciągnącą się tak daleko, jak tylko sięgał wzrok Springera.Każdy z nich trzymał w ręku zielony świstek papieru.- Co się dzieje? - spytał Kent, który przybiegł za doktorem.- Nie wiem - odparł Alan.- Jest i Strunk.- Wskazał na czarną limuzynę, która wyłoniła się zza zakrętu koło kościoła i zaparkowała naprzeciwko ratusza, o parę metrów od miejsca, w którym stali.Wilber Strunk opuścił szybę i kiwnął uprzejmie głową, gdy Springer podszedł do niego.- Dzień dobry, doktorze - powiedział.Alanowi wydało się, że prawnik jest jakiś nieswój.- Co się tu dzieje? - zapytał.- Poprosili mnie, żebym obserwował - stwierdził Strunk.- Co obserwował?W oczach adwokata malowała się niepewność.- Rejestrację - odparł.- Rejestrację? Do czego chcą się zarejestrować?- Do wyborów.29- Nie mogą tego zrobić! - krzyknął Bob Kent.Burmistrz, Springer, Norah Bonę, Fred Zinser i jeszcze kilku członków komisji wyborczej znowu siedzieli w ratuszu.Była za pięć dziewiąta.Od godziny toczyła się paniczna debata.Za zaparkowanymi oknami majaczyły sylwetki czekających członków Błękitnego Bractwa.- Powtarzam - mówił Zinser, przecierając zmęczone oczy - że rozmawiamy o prawie wyborczym.Jeśli nie dopuścimy ich do głosowania i przegramy sprawę w sądzie, to mogą zażądać odszkodowania za poniesione straty.Wtedy dopiero będziemy mieli.- Daj spokój, Fred - żachnął się doktor.- Musi być jakiś sposób.Sam powiedziałeś, że te pokwitowania z poczty nie mogą zostać potraktowane jako niepodważalne dowody o decydującym znaczeniu.- Słusznie.Ale zobacz, ile różnych dowodów będzie miał sędzia.Pokwitowania, korespondencja, którą otrzymali, dokumenty gospodarza ich budynku, kimkolwiek jest, akty urodzenia.Są dobrze przygotowani.Mają Strunka i możesz być całkowicie pewien, że znalazł już sędziego, który przywali nam odpowiedni nakaz, jeśli tylko będziemy próbowali ich nie dopuścić.Nie mamy innej możliwości, jak tylko pozwolić komisji wyborczej przeprowadzić prawidłową i zgodną z prawem rejestrację uprawnionych do głosowania.- Spojrzał na zegarek.- Lepiej niech pani już otworzy drzwi, pani Bonę.Starsza pani skrzyżowała ręce.- Prędzej pozdychają, niż ich zarejestruję.- Pani Bone - mitygował ją Zinser.- Może pani trafić do więzienia za pozbawianie obywateli przysługujących im praw wyborczych.- Fred ma rację.Niech pani lepiej zrobi, co on mówi.Alan obserwował całą tę scenę z niezdrową fascynacją.Kiedy tylko zegar wybił dziewiątą, sekciarze z początku kolejki weszli do środka i podeszli do biurka pani Bonę.- Chcę się zarejestrować na liście wyborczej - powiedziała młoda, blada kobieta, stojąca na samym przedzie.Starsza pani obciągnęła swój wełniany sweter.- Musi pani być zameldowana w Hudson City lub okolicy.Kobieta odpowiedziała monotonnym głosem:- Mieszkam tu od drugiego kwietnia, tego dnia wysłałam list polecony z urzędu pocztowego w Hudson City.Oto pokwitowanie.To są listy, które tutaj otrzymałam.To jest mój akt urodzenia, a to dokument wydany przez gospodarza budynku naszego Bractwa, potwierdzający datę mojego przyjazdu.Pani Bone zacisnęła pomarszczone usta, gdy porównała nazwisko i sprawdziła datę na obu kwitkach.Powoli wypełniła kartę rejestracyjną.- Wyślemy kartę pocztą.Żeby zostać zarejestrowaną, będzie pani musiała nam ją odesłać.Strunk, przyglądający się z boku, spojrzał na zegarek.- Panie burmistrzu, w kolejce mamy ponad siedemset osób.Czy może pan coś zrobić, żeby przyspieszyć rejestrację?- Staram się, jak mogę - rzuciła zdenerwowana pani Bone.Prawnik wykonał w jej kierunku dworski ukłon i powiedział:- Tak, proszę pani, ale jestem przekonany, że mogłaby pani skorzystać z czyjejś pomocy.Panie burmistrzu?Kent przytaknął.Był przygaszony, całkowicie stracił wolę walki.- Zaraz zorganizuję jakichś ludzi - odparł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]