Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Cherie Carter Scott Jesli milos
- Scott Justin Blekitne Bractwo (2)
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Oramus Marek Senni zwyciezcy (2)
- (ebook pdf) Teach Yourself SQL in 21 Days
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcą tam wykopać piwnicę.- Czy to nie takie antyróżdżkarstwo?- W samej rzeczy, Makepeace.I to o wiele trudniejsze, zwłaszcza na podmokłym terenie.- W takim razie przynajmniej wracajcie tędy.Zachowam dla was łyk z pierwszej wody z tej studni.- Tak uczynię - zapewnił go Hank.- I to z radością.Łyk z pierwszej wody.nieczęsto spotykał go taki zaszczyt.To dawało moc, ale tylko ofiarowane z własnej woli.Hank nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Wrócę za parę dni - obiecał.- To pewne jak strzała.Terminator wrócił właśnie z łopatą i natychmiast wziął się do kopania.Zwykły płytki dół, ale Hank zauważył, że chłopak wyrównał go nawet nie mierząc, każdy bok taki sam jak pozostałe.O ile Hank mógł się zorientować, zgadzały się też z punktami kompasu.Stojąc tak z wbitą w ziemię różdżką, poczuł nagły ucisk w żołądku.To przez to, że chłopak znalazł się blisko.Ale nie był to taki ucisk, jak wtedy, kiedy człowiek chce wyrzucić z siebie wszystko, co jadł na śniadanie.To był ucisk, który zmienia się w ból, wiedzie do przemocy.Hank czuł, że pragnie wyrwać Alvinowi z rąk łopatę i ciąć go krawędzią w głowę.I kiedy stał tak z wibrującą różdżką, nareszcie zrozumiał: to nie on, nie Hank Dowser, tak nienawidzi chłopaka.O nie.To woda, której Hank tak dobrze służył.Woda chciała jego śmierci.Natychmiast stłumił tę myśl, opanował mdłości.W życiu nic głupszego nie przyszło mu do głowy.Woda to woda.Pragnie tylko wytrysnąć z ziemi albo spaść z chmur i mknąć po powierzchni.Nie ma w tym złości.Nie ma chęci zabójstwa.Zresztą i tak Hank Dowser był chrześcijaninem, w dodatku baptystą - to najbardziej odpowiednie wyznanie dla różdżkarzy.Kiedy zanurzał ludzi w wodzie, to żeby ich ochrzcić, doprowadzić do Jezusa, nie utopić.Hank nie miał w sercu mordu, miał swego Zbawcę, który uczył go kochać nieprzyjaciół swoich, który uczył, że nawet w myślach nienawiść jest zbrodnią.Pomodlił się do Chrystusa, aby uciszył wściekłość w jego sercu i ugasił pragnienie śmierci tego niewinnego chłopca.Jakby w odpowiedzi, różdżka wyskoczyła z ziemi, wyrwała mu się z rąk i wylądowała w krzakach o prawie trzydzieści stóp dalej.Przez całe życie nic takiego się Hankowi nie zdarzyło.Żeby różdżka tak pofrunęła! Toż to prawie jakby woda go skarciła, jak elegancka dama karci mężczyznę, który przeklina.- Rów wykopany - oznajmił chłopak.Hank spojrzał na niego surowo, by sprawdzić, czy nie zauważył czegoś zabawnego w dziwnym zachowaniu różdżki.Ale chłopak nawet na niego nie patrzył.Gapił się w ziemię wewnątrz wykopanego przed chwilą kwadratu.- Dobra robota - pochwalił Hank.Starał się, by w głosie nie odbiła się odraza.- Nie warto tutaj kopać - stwierdził chłopak.Hank z trudem uwierzył własnym uszom.To fatalnie, kiedy uczeń poprawia mistrza w swoim fachu, ale przynajmniej zna się na tym.Ale, do licha, co ten mały może wiedzieć o różdżkarstwie?- Co powiedziałeś, chłopcze? - zapytał.Alvin musiał dostrzec groźbę na twarzy różdżkarza albo dosłyszał wściekłość w jego głosie, bo wycofał się od razu.- Nic, proszę pana - odparł.- Zresztą, to i tak nie moja sprawa.Jednak gniew nabrał już mocy i Hank nie mógł tak łatwo chłopcu odpuścić.- Wydaje ci się, że możesz wykonywać mój fach, co? Może twój mistrz pozwala ci wierzyć, że jesteś równie dobry jak on, bo masz ten talent do podków.Ale zapamiętaj sobie, mój chłopcze, że jestem prawdziwym różdżkarzem i różdżka mi mówi, że jest tu woda!- To prawda - przyznał chłopiec.Mówił cicho, więc Hank jakoś nie zauważył, że Alvin ma nad nim cztery cale przewagi wzrostu.Nie był tak potężny, żeby go nazwać olbrzymem, ale karłem też na pewno nie.- To prawda? Nie do ciebie należy tłumaczyć mi, czy moja różdżka mówi mi prawdę, czy kłamie!- Wiem, psze pana.Byłem niegrzeczny.Wrócił kowal z taczkami, kilofem i dwoma solidnymi żelaznymi lewarami.- O co chodzi? - zapytał.- Wasz chłopak zachowuje się bezczelnie - wyjaśnił Hank.Wiedział, że nie jest sprawiedliwy - przecież chłopiec przeprosił, prawda?Teraz wreszcie dłoń Makepeace'a wystrzeliła nagle i z siłą niedźwiedziej łapy trafiła ucznia w ucho.Alvin zachwiał się, ale nie upadł.- Przepraszam pana - powiedział.- Mówił, że nie ma wody w miejscu, które wybrałem na studnię.- Hank nie mógł się pohamować.- Ja okazałem szacunek dla jego talentu.Mam prawo oczekiwać, żeby on okazał to samo dla mojego.- Talent czy nie - burknął gniewnie kowal - ma okazywać szacunek moim klientom.Inaczej przekona się, jak długo trwa nauka kowalstwa.Oj, przekona się!Złapał jeden z żelaznych lewarów, jakby chciał przyłożyć chłopakowi po grzbiecie.To byłoby zwyczajne morderstwo, a na to Hank nie chciał pozwolić.- Nie, Makepeace, zaczekajcie.Już w porządku.Przeprosił mnie.- I to wam wystarczy?- To, i pewność, że posłuchacie mnie, a nie jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]