Podobne
- Strona startowa
- Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 07 Północ [ofic]
- dołęga mostowicz tadeusz pamiętnik pani hanki
- Chryzostom Pasek Jan Pamietnik
- Jan Chryzostom Pasek Pamietniki (2)
- Z pamietnikow mlodej mezatki Zapolska
- Pamietnik p.Hanki Dolega Mostowicz
- Pamietniki.Rudolfa.Hössa
- Pamietnik Z Konferencji Zydozna
- Lew Tołstoj Anna Karenina
- Kr0lestwo sl0nca ksiega1 01
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy kacykowie chętnie przyrzekli spełnić, copolecił.Przypominam sobie, że od razu okadzili Juana de Escalante, choćbył temu niechętny.Jak już rzekłem, był to człowiek bardzo nadający siędo pełnienia wszelkiego zadania i wielki przyjaciel Korteza; ten miał doniego zaufanie i pozostawił go w mieście jako dowódcę, aby w razienasłania kogoś przez Diega Vlezaqueza mógł mu się przeciwstawić.W tym miejscu kronikarz Gomara baje, że Kortez kazał potajemniezniszczyć okręty, bo nie śmiał ogłosić żołnierzom dalszej wyprawy naMeksyk na poszukiwanie wielkiego Montezumy.Nie było tak, jak onmówi, bo za jakichże on nas Hiszpanów miał, którzy by nie chcieli iśćnaprzód, ale trwać na miejscu, gdzie nie było żadnej korzyści ni wojny?!*Po zatopieniu okrętów na oczach wszystkich a nie jak opowiadakronikarz Gomara pewnego ranka, po wysłuchaniu mszy świętej, kiedyzgromadziliśmy się wszyscy oficerowie i żołnierze, dyskutując z Kortezemo sprawach wojskowych, Kortez prosił, abyśmy go wysłuchali i zwrócił siędo nas z taką przemową: Wiecie już, na jaką wyprawę idziemy, i z po-mocą Pana Naszego Jezusa Chrystusa musimy zawsze zwyciężać wewszystkich bitwach i potyczkach.Musimy być gotowi na to, jak przystoi,bowiem gdziekolwiek by to było, gdybyśmy zostali zwyciężeni na coBóg nie pozwoli nie moglibyśmy cało unieść głowy, będąc tak nielicznii nie mając żadnej pomocy prócz bożej, nie mamy bowiem okrętów, abypowrócić na Kubę, dlatego jedynym naszym ratunkiem jest dzielna walka imocna odwaga".Mówił na ten temat, czyniąc liczne porównania z bohater-skimi czynami Rzymian.Wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieliśmy, że wypełnimy wszystko, coprzykazał, zostały już rzucone kości na dobry czy zły los jak powie-dział Juliusz Cezar nad Rubikonem naszym jedynym powołaniem jestsłużyć Bogu i Jego Królewskiej Mości.Po jego przemowie, która była bardzo piękna, wypowiedziana zapewneinnymi słowami, bardziej wymownymi i z większą elokwencją, niż ja tuprzytoczyłem, polecił przywołać kacyka Grubasa i przypomniał, że matrzymać w wielkim poszanowaniu i staraniu kościół i krzyż, po czymoznajmił, że ma zamiar zaraz wyruszyć na Meksyk i zabronić Montezumierabunków i krwawych ofiar.Potrzeba mu dwustu Indian, tragarzy, dociągnienia artylerii oraz pięćdziesięciu udanych wojowników, którzy bynam towarzyszyli.Już byliśmy gotowi do wymarszu, kiedy przybył z Villa Rica pewienżołnierz z listem od Juana de Escalante, donoszącego, że wzdłuż wybrzeżapłynie jakiś okręt, że dawał mu znaki dymne i inne, a także wywiesiłpłachty białe, na kształt chorągwi; sam jezdził konno w płaszczu karma-zynowym, aby go z okrętu widziano, ale choć zdawało się, że dobrzewidzieli sygnały i chorągwie, i konie, i płaszcz, nie chcieli zawinąć doportu.Wysłał on kilku Hiszpanów, aby wybadali, gdzie płynie ów okręt donieśli, że zarzucił kotwicę o trzy mile stamtąd, przy ujściu pewnej rzeki,przeto donosi o tym i oczekuje rozkazu.Kortez, przeczytawszy list, zdałPedrowi de Alvarado dowództwo nad całym wojskiem stojącym wCempoalu, sam wsiadłszy na koń, w towarzystwie czterech jezdzców izdążających za nim pięćdziesięciu żołnierzy spomiędzy najszybszych, tejsamej nocy przybył do Villa Rica.*Kiedy przybyliśmy do Villa Rica, jak rzekłem, nadszedł Juan deEscalante, aby pomówić z Kortezem, i orzekł, że należałoby zaraz tej nocydostać się na okręt, aby przypadkiem nie podnieśli żagli i nie umknęli.Niech Kortez odpoczywa, on zaś pójdzie z dwudziestu żołnierzami.Kortezodpowiedział, że odpoczywać nie może, bo kulawa koza nie odpoczywa",chce sam pójść z żołnierzami, którzy mu towarzyszyli.Tak więc zanim zdołaliśmy kęs pojeść, wyruszyliśmy wzdłuż wybrzeża ispotkaliśmy po drodze czterech Hiszpanów, którzy właśnie obejmowaliową ziemię w posiadanie dla Franciska de Garay, gubernatora Jamajki.Zapytał tedy Kortez, z jakiego tytułu i jaką drogą przybyli owi oficerowiewysłani przez Franciska de Garay.Odpowiedzieli, że w roku 1518, gdy powszystkich wyspach rozeszła się fama o ziemiach, które odkryliśmy zaczasów Franciska Hernandeza de Córdoba i Juana de Grijalva, i o tym, żeprzywiezliśmy dwadzieścia tysięcy złotych pesos dla Diega Velazqueza,dowiedział się Francisco de Garay od Antona Alaminosa oraz innego pilota,którego ze sobą wówczas zabraliśmy, że można prosić Króla Jegomości oziemie odkryte od rzek San Pedro i San Pablo wzdłuż północnegowybrzeża, a że miał na dworze poparcie biskupa z Burgos, wysłał swojegomajordomo, nazwiskiem Torralba, by sprawę załatwił.I ten przywiózł muupoważnienie jako dla wielkorządcy całego dorzecza obu rzek i całegokraju, który odkryją.W tym celu wysłał trzy okręty z około dwustu sie-demdziesięciu żołnierzami, zapasami i końmi, pod wodzą kapitana AlonsaAlvareza Pinedo czy Pineda, który osiadł nad rzeką Panuco blisko siedem-dziesiąt mil stamtąd.Kiedy Kortez wysłuchał tego, w słowach bardzo uprzejmych zapytał, czymożliwe byłoby pojmać ów okręt.Guillen de la Loa, starszy spomiędzyowych czterech, odpowiedział, że moglibyśmy powiewać i nie wiem coczynić, ale choćby nawoływano i powiewano, i dawano sygnały, nie zechcąsię zbliżyć, bo jak mówili owi ludzie, kapitan nakazał uważać, aby niepochwycili ich żołnierze Korteza, o których obecności w tym miejscu wie-dział.Skoro spostrzegliśmy, że żadna łódz się nie zbliża, zrozumieliśmy, żez okrętu widziano, jak szliśmy wzdłuż wybrzeża, i jeżeli nie chwycimy siępodstępu, nie zbliżą się do lądu.Prosił tedy Kortez owych ludzi, abywszyscy czterej zdjęli odzienie i przywdziali nasze, co spełnili.Potemzawróciliśmy wzdłuż wybrzeża z powrotem, aby nas widzieli i mniemali,że odchodzimy.Zostawiliśmy czterech naszych żołnierzy, którzy zamieniliodzież z tamtymi czterema, sami zaś z Kortezem ukryliśmy się w lesie isiedzieliśmy tam aż do północy, póki nie zaszedł księżyc i nie nastałyciemności.Wtedy powróciliśmy nad rzekę i schowaliśmy się tak dobrze, żewidać było tylko owych czterech naszych żołnierzy.Ledwie zaczęło świtać, owi czterej jęli powiewać chustami i niedługozjawiła się łódz z sześcioma marynarzami, z których dwóch wyskoczyło naląd, aby zaczerpnąć wody do stągwi.Oczekiwaliśmy ukryci z Kortezem,aby ich więcej wysiadło, ale nie mieli tego zamiaru.Nasi czterej, przebraniw barwy Garaya, odwracając twarze udawali, że myją ręce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]