Podobne
- Strona startowa
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (SCAN dal 877)
- Feist Raymond E. Adept Magii
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (2)
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika (2)
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 4 Wieczna wojna
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (3)
- Spellman Cathy Cash Malowane wiatrem 01
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, stał mały brązowy sedan.Blondyn wśliznął się za kierownicę, wsunął broń pod udo i zapalił silnik.Ricchio i Dalmas zajęli miejsca z tyłu.- Jedź bulwarem na wschód, Noddy - wycedził Ricchio.- Muszę pogłówkować.Noddy jęknął.- Sama radocha - prychnął.- Wozić faceta po Wilshire w biały dzień.- Ruszaj, mówię.Blondyn znów jęknął, ruszył, a po chwili zwolnił przed skrzyżowaniem.Po drugiej stronie bulwaru wolna taksówka oderwała się od krawężnika, zawróciła nie dojeżdżając do świateł i pojechała ich śladem.Noddy zatrzymał się, skręcił w prawo i dodał gazu.Taksówka zrobiła to samo.Ricchio obejrzał się na nią obojętnie.Na Wilshire był duży ruch.Dalmas oparł się wygodnie.- Dlaczego Walden nie skorzystał z telefonu, jak schodziliśmy? - zapytał z namysłem.Ricchio uśmiechnął się.Zdjął kapelusz, rzucił go na kolana, po czym wyciągnął prawą rękę z rewolwerem i schował ją pod kapeluszem.- Nie chciał, żebyśmy się na niego pogniewali, platfusie.- I dlatego pozwolił, żeby dwóch gnojków zabrało mnie na przejażdżkę?- To nie taka przejażdżka, jak ci się zdaje - odparł zimno Ricchio.- Przydasz nam się do tego interesu.I nie jesteśmy gnojkami, kapujesz?Dalmas potarł szczękę dwoma palcami.Uśmiechnął się lekko, bez słowa.Kierowca szybko odwrócił głowę.- Prosto do Robertson? - warknął.- Tak - potwierdził Ricchio.- Jeszcze główkuję.- Myśliciel! - zadrwił blondyn.Ricchio uśmiechnął się z przymusem, prezentując równe, białe zęby.Przed nimi światła na skrzyżowaniu zmieniły się na czerwone.Noddy podjechał szybko i stanął jako pierwszy w rzędzie samochodów.Pusta taksówka zatrzymała się po ich lewej stronie, nieco z tyłu.Prowadzący ją rudzielec w zsuniętej na bakier czapce przeżuwał wykałaczkę i pogwizdywał wesoło.Dalmas mocno wsparł nogi o przednie siedzenie, przyciskając plecy dooparcia.Wysoko zawieszone światła sygnalizacyjne zmieniły się na zielone.Mały sedan wystrzelił do przodu, lecz przyhamował, by przepuścić samochód, który w ostatniej chwili szybko wyjechał z przecznicy i skręcał w lewo.Taksówka także ruszyła spod świateł.Wtem pochylony nad kierownicą rudzielec raptownie skręcił w prawo.Z rozdzierającym zgrzytem zderzak taksówki przytarł niski zderzak sedana, blokując jego przednie lewe koło.Oba samochody zatrzymały się z szarpnięciem.Za nimi rozległy się klaksony - gniewne, niecierpliwe.Dalmas wyrżnął Ricchia prawym prostym w szczękę, lewą ręką chwytając broń z jego kolan.Wyszarpnął ją, gdy Ricchio zwiotczał w rogu samochodu.Szantażysta kiwał głową, mrugając szybko.Dalmas odsunął się od niego, chowając colta pod pachę.Noddy siedział za kierownicą bez ruchu i tylko jego ręka wędrowała powoli ku schowanej pod udem broni.Detektyw wysiadł, zatrzasnął za sobą drzwi i zrobiwszy dwa kroki, otworzył drzwiczki taksówki.Stanął koło niej, spoglądając na blondyna.Klaksony uwięzionych w korku samochodów trąbiły wściekle.Taksówkarz stał z przodu obu wozów, szarpiąc je równie energicznie, co bezskutecznie.Wykałaczka w jego ustach podskakiwała w górę i w dół.Policjant w ciemnych okularach przedarł się na motocyklu przez gąszcz pojazdów, ze znudzeniem ocenił sytuację i przywołał taksówkarza ruchem głowy.- Wsiadaj pan i daj do tyłu - zarządził.- Kłóćcie się gdzie indziej.tędy się jeździ.Taksówkarz wyszczerzył zęby i umknął dookoła swojej gabloty.Wsiadł, wrzucił bieg wsteczny i szarpnął wozem do tyłu, trąbiąc i gestykulując zawzięcie.Samochody rozczepiły się.Blondyn za kierownicą sedana obserwował to z kamienną twarzą.Policjant wyciągnął gwizdek i przeraźliwie zagwizdał dwa razy, wskazując rękami na wschód i na zachód.Brązowy sedan czmychnął ze skrzyżowania niczym kot ścigany przez psy policyjne.Taksówka wystartowała za nim.Pół przecznicy dalej Dalmas pochylił się i zastukał w szklaną przegrodę za plecami kierowcy.- Niech sobie jadą, Joey.Nie złapiesz ich, a poza tym nie są mi potrzebni.Pięknie to rozegrałeś, tam na skrzyżowaniu.Rudzielec przysunął brodę do otworu w przegrodzie.- To pestka, szefie - rzucił, uśmiechając się od ucha do ucha.- Następnym razem zleć mi coś naprawdę trudnego.2.Telefon zadzwonił za dwadzieścia piąta.Dalmas leżał na wznak na łóżku w swoim pokoju w hotelu "Merrivale".Nie odwracając głowy, sięgnął po aparat.- Halo?Pomimo lekkiego napięcia, głos dziewczyny brzmiał całkiem miło.- Mówi Mianne Crayle.Pamięta pan?Dalmas wyjął papierosa z ust.- Tak, panno Crayle.- Proszę posłuchać.Musi pan pojechać do Dereka Waldena.Zamartwia się czymś i pije na umór.Trzeba coś z tym zrobić.Detektyw wpatrywał się w sufit ponad słuchawką.Dłonią, w której trzymał papierosa, wystukiwał szybki rytm o ramę łóżka.- On nie odbiera telefonu, panno Crayle - odparł powoli.- Już parę razy próbowałem się do niego dodzwonić.Po drugiej stronie zapadła cisza.Wreszcie dał się słyszeć głos dziewczyny:- Zostawiłam swój klucz pod drzwiami.Lepiej niech pan tam zajrzy.Oczy detektywa zwęziły się, a palce jego prawej ręki znieruchomiały.- Zaraz jadę, panno Crayle - obiecał.- Gdzie będę mógł panią złapać?- Nie jestem pewna.Chyba u Johna Sutro.Mieliśmy wpaść do niego z wizytą.- Świetnie.- Dalmas poczekał, aż usłyszy trzask.Dopiero wtedy odłożył słuchawkę i odstawił telefon na nocny stolik.Usiadł na skraju łóżka i przez dłuższą chwilę obserwował smugę światła na ścianie.W końcu wzruszył ramionami i wstał.Dopił resztki ze szklanki stojącej koło telefonu, nałożył kapelusz, zjechał windą na parter i wsiadł do drugiej taksówki na postoju przed hotelem.- Z powrotem do "Kilmarnocka", Joey.I to gazem.Jazda zajęła piętnaście minut.Była to już pora dansingu i ulice wokół wielkiego hotelu blokował sznur samochodów wylewających się z trzech bram.Dalmas wysiadł nieco wcześniej i skierował się do bocznego wejścia, mijając zarumienione panny w asyście eskorty.Udał się schodami na półpiętro, przeszedł przez gabinet i wsiadł do zatłoczonej windy.Na najwyższe piętro dojechał samotnie - wszyscy wysiedli niżej.Dwukrotnie zadzwonił do mieszkania Waldena.W końcu pochylił się i zajrzał w szparę pod drzwiami.Cienką nitkę światła przerywała jakaś przeszkoda.Odwrócił się sprawdzając, na którym piętrze stoi winda, pochylił się i ostrzem scyzoryka wygrzebał coś spod drzwi.Płaski klucz.Korzystając z niego wszedł do mieszkania i stanął w progu.W wielkim pokoju zastał śmierć.Ruszył ku niej powoli, cicho stawiając kroki i wytężając słuch.Jego szare oczy rzucały ostre błyski.Twarz mu stwardniała, blady zarys szczęki kontrastował z opalenizną policzka.W brązowo-złotym fotelu leżał niedbale Derek Walden.Usta miał rozchylone.W jego prawej skroni widniał osmalony otwór, a na policzku i szyi, aż po miękki kołnierzyk koszuli, spływająca krew utworzyła ażurowy wzór.Prawa ręka filmowca muskała grube włosie dywanu.Palce ściskały mały czarny pistolet.Do pokoju wpadały ostatnie promienie słońca.Przez dłuższy czas Dalmas stał jak wryty, gapiąc się na Waldena.Panowała absolutna cisza.Wiatr ucichł i zasłony w drzwiach balkonowych wisiały spokojnie.Z lewej tylnej kieszeni spodni Dalmas wyciągnął cienkie zamszowe rękawiczki.Włożył je, przyklęknął na dywanie i delikatnie uwolnił broń z uścisku sztywniejących palców.Był to pistolet kalibru 0.32, z kolbą wykładaną orzechem włoskim.Detektyw odwrócił go i obejrzał kolbę od spodu.Zacisnął usta.Numer seryjny został spiłowany - ślady pilnika wciąż błyszczały lekko na tle czarnej farby.Dalmas położył broń na dywanie, wstał i podszedł do telefonu stojącego na skraju stołu bibliotecznego, obok płaskiej misy z ciętymi kwiatami.Sięgnął po słuchawkę, ale nie dotknął jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]