Podobne
- Strona startowa
- Arthur Conan Doyle Przygody Sherlocka Holmesa
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa (2)
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Doyle Arthur Conan Studium w szkarłacie
- Paweł Szlachetko Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt
- Łoziński Władysław Oko proroka
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzący Tatiana Polakowa
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta
- Keane M., D. Chase Dieta w chorobach nowotworowych
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czarne kule na końcach czułków obróciły się o trzysta sześćdziesiąt stopni, mleczna substancja w owalnych narządach poruszyła się.“Mrówki" przez kilka minut stały w bezruchu, jak gdyby zachęcając Richard a, aby im się przyjrzał.Były wielkości niedużych psów, choć z pewnością znacznie lżejsze.Tułowia miały cienkie i wąskie, pierwszy i ostatni człon były nieco większe od środkowego.Pokrywała je gładka powierzchnia przypominająca pancerz.Istoty można by uznać za bardzo duże owady, gdyby nie to, że ich kończyny pokryte był szorstką, czarną sierścią; wyglądały tak, jak gdyby nosiły spodnie.Ich dłonie były gładkie i miały po cztery palce; przednia para kończyn miała coś w rodzaju kciuków.Richard właśnie zdobył się na odwagę by spojrzeć na nie jeszcze raz, gdy usłyszał dźwięk przypominający wycie syreny.Istoty obejrzały się za siebie.Richard dostrzegł, zbliżającego się trzeciego osobnika i zafascynował go jego sposób poruszania się; stworzenie galopowało niczym sześcionogi kot.Trójka “mrówek" wdała się w ożywioną dyskusję; nowo przybyły osobnik podniósł do góry przednią kończynę dając Richardowi znak, aby wyszedł z windy.Richard ruszył za nimi i po chwili znalazł się w dużym pomieszczeniu.Także i tutaj znajdował się skład z melonami, ale na tym kończyło się podobieństwo tej sali do magazynów w ptasim państwie.Na każdym kroku widać było automaty i roboty.Na suficie, dziesięć metrów nad podłogą, na szynie poruszał się pojazd “do zbierania wiśni" (tak nazwał go Richard).Mechaniczne ramię chwytało melony i wrzucało je do stojących pod ścianą wagoników.Jeden z nich wskoczył w szyny i wjechał do windy.Istoty ruszyły dalej, Richard z trudem nadążał za nimi.“Mrówki" zaczekały na niego w drzwiach, skręciły w lewo i znowu ruszyły biegiem przed siebie.Ich oczy skierowane były w tył; widocznie chciały się upewnić, czy człowiek podąża za nimi.Po kilkuminutowym sprincie dotarli do olbrzymiej komnaty, w której znajdowało się jakieś urządzenie.Było dalekim kuzynem windy.Dwie kabiny poruszały się po ukośnej, spiralnej konstrukcji, składającej się z dwóch masywnych dźwigarów.Co pięć metrów kabiny docierały do kolejnego piętra, umożliwiając pasażerom wsiadanie i wysiadanie.Osłona chroniąca przed wypadnięciem miała nie więcej niż trzydzieści centymetrów wysokości.Istoty podróżowały w pozycji poziomej, wszystkimi sześcioma kończynami stojąc na podłodze.Aby nie wypaść na zewnątrz Richard musiał stanąć na czworakach.Podczas jazdy mijające go “mrówki" patrzyły na niego z dużym zainteresowaniem.Czym one jedzą? - zastanawiał się.Doszedł do wniosku, że otwór służący do wydawania dźwięków jest zbyt mały na przyjmowanie pokarmów.Twarze istot nie miały innych otworów, choć znajdowały się tam jakieś zmarszczki i “guziki" niewiadomego przeznaczenia.Zawieziono go na ósme lub dziewiąte piętro.Trójka istot cierpliwie czekała, aż Richard wygramoli się z kabiny.Znalazł się w sześciokątnym pomieszczeniu, na ścianach znajdowały się duże, czerwone znaki.To dziwne, pomyślał, skądś znam te znaki.Ależ oczywiście: przecież widziałem je na “ptasiej mapie"!Umieszczono go w przestronnym, dobrze oświetlonym pokoju, którego ściany zdobiły czarno-białe geometryczne wzory.Znajdowało się tam wiele przedmiotów, ale Richard nie miał pojęcia, do czego służą.Za pomocą gestów Obcy powiadomili go, że pokój należy do niego, po czym zostawili go w spokoju.Zmęczony i zdezorientowany pan Wakefield przyjrzał się meblom, zastanawiając się, który z nich jest łóżkiem, po czym wyciągnął się na podłodze i zasnął.Nazwę je myrmikoty.Obudził się po czterogodzinnej drzemce.Chciał wymyślić dla Obcych jakąś dobrą nazwę.Odrzuciwszy koty-mrówki i koty-insekty, przypomniał sobie, że łacińska nazwa mrówkojada to Myrmecophaga jubata.Postanowił więc, że stworzenia nazwie myrmikotami.Jego pokój był jasny, żadne inne pomieszczenie w państwie myrmikotów nie było tak dobrze oświetlone.Półmrok panował zwłaszcza w górnych partiach brązowego cylindra.Od chwili gdy znalazłem się w windzie nie zobaczyłem ani jednego ptaka, pomyślał.Wygląda na to, że te gatunki nie mieszkają razem.Ale jedne i drugie żywią się melonami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]