Podobne
- Strona startowa
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Hogan James P Najazd z przeszlosci
- PoematBogaCzlowieka k.4z7
- Prus Lalka II
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochyliłem się obok.Za nią rozlewał się na ziemi ślad czerwonego światła.Powiedziała:- Teraz jest już naznaczony.Zawsze będzie można go znaleźć.Zajmę się tym, kiedy wrócimy do obozu.Tym razem skorzystam z twojej rady.- Potrząsnęła głową, nagle, gwałtownie, jakby próbowała odzyskać jasność myśli.- Ona jest naprawdę podstępna.Nie przypuszczałam, że będzie mogła mi to zrobić.Chodź.- Zanurkowała w szczelinę w ścianie.- Tutaj.Weź to.- Kubeł wcisnął sztandar w moje dłonie.Zachowywałem się dotąd, jakbym udawał, że nie zauważam, iż go trzyma.- A poza tym, gdzie się, u diabła, podziewałeś?- Zaspałem.Konował wszedł w ścianę zaraz za Panią.Kilku innych chłopców również zastanawiało się nad tym, czy iść.Nikomu się jednak szczególnie nie śpieszyło, a więc wsadziłem grot Lancy w dziurę i ruszyłem za nim.Konował miał trochę kłopotów.Był potężnym mężczyzną.Mnie było jeszcze trudniej niż jemu, ponieważ gdy przekraczałem szczelinę, trzymałem w dłoni długi kij.Thai Dei złapał jeden koniec sztandaru, a Konował równocześnie drugi.Pierwszy ciągnął w jedną stronę.Drugi pchał w drugą.I tym sposobem utknąłem w środku.Dopiero po tym jak pokrzyczałem trochę, przeciągnąłem moją dupę na drugą stronę i odzyskałem kontrolę nad tym cholernym sztandarem, skorzystałem z okazji, by rozejrzeć się dookoła.W środku było bardzo ciemno.Jedyne światło docierało z wnętrza szczeliny w posadzce jakieś pół mili stąd.Śmierć jest wiecznością.Wieczność jest kamieniem.- Kamień ciszą - powiedziała Pani.Jest to rodzaj nieśmiertelności.Ziemia drgnęła.Gdzieś z przodu dobiegł do naszych uszu odgłos kamieni trących po kamieniach.Ociężała ciemność zgęstniała ponad sączącą się, czerwonawą poświatą.Ludzie tłoczący się za naszymi plecami w szczelinie zmusili nas do przejścia kolejnych trzech kroków.Na koniec pojawił się niosący pochodnię Longo.Jej światło nie rozproszyło ciemności, jednak wiedzieliśmy przynajmniej, gdzie stawiamy stopy.- Jednooki twierdzi, że weszliśmy w pułapkę, szefie.- Zacząłem opowiadać mu i Pani o mojej ostatniej nocy spędzonej na wędrówkach po świecie astralnym.- Czyja miałaby to być pułapka? - zapytał po chwili Konował.- Od tego może zależeć wszystko.Odrzekłem:- Nawet nie miałem szansy, by dokładnie to wszystko omówić z tym małym gnojkiem.- To jest pułapka mojej siostry - oznajmiła Pani.- Każcie ludziom wciągnąć ją tutaj.Przestanę już bez reszty wierzyć sobie i zacznę słuchać twoich rad.Możemy ją tu zostawić, kiedy będziemy wracać.Pokiwałem głową, jakby ten plan wzbudził mój entuzjazm.Nie miałem najmniejszego zamiaru przypominać jej, że już wcześniej raz zabiła Duszołap.Konował uniósł brwi, spojrzał w moją stronę, ale nie dodał nic więcej.Musiał zachowywać spokój.- Przyprowadźcie tutaj ich wszystkich - rozkazała Pani.Bywały chwile, gdy stawała się kimś więcej niż tylko Porucznikiem.Przywlekli Duszołap do środka, przepychając ją przez szczelinę.Ale ta suka dalej uśmiechała się za swoim kneblem.To było naprawdę denerwujące.I przypuszczam, że dlatego właśnie to robiła.Logicznie rzecz biorąc, winna być głodna, spragniona, trochę obolała i bardzo przygnębiona.Niewielu ludzi miało na tyle mocne nerwy, by stać przy niej na straży, kiedy pozwalano jej jeść albo wypróżniać się.Zazwyczaj zadaniem tym obarczano Łabędzia, Mathera lub Księcia - jeżeli ktokolwiek w ogóle zatroszczył się o nią.Klinga jednak nie chciał mieć nic do czynienia z Duszołap.Sądzę, że nienawidził jej, ponieważ takie było stanowisko Pani, zaś jego szacunek dla Pani należałoby chyba określić jako obsesję.Dla dobrego, starego Murgena Duszołap zachowała bardzo ponure i wiele obiecujące spojrzenie, niezależnie od tego, jak wyglądała poza tym.- Rozpocznijmy badania - warknęła Pani.Uklękła przy Duszołap, ale spojrzała w górę, na Konowała.- Oto jesteś.Co masz zamiar z tym zrobić? - Było oczywiste, że przeszła właśnie jeden z nieoczekiwanych zwrotów swego nastroju.Wiedziałem, że Konował chciał jej powiedzieć, że to nie jest Khatovar, upierać się, że nie przebyliśmy pół świata i otworzyliśmy sobie drogę przez piekło, tylko po to, aby odnaleźć opuszczony stos kamieni już obracający się w ruinę.Ale nie mógł tego powiedzieć, ponieważ sam nie znał prawdy.Nie wyrzekł więc ani słowa.Wraz z upływem czasu Konował stawał się coraz bardziej milczący.450Pani wymamrotała jakieś słowa pod nosem, chwyciła Duszołap za podbródek i zmusiła siostrę., by spojrzała jej w oczy.- Jest coś, czym chciałabyś się podzielić z nami, moja droga? Jakiś maleńki sekrecik dotyczący tego miejsca, który przekażesz nam w zamian za to, że nie zostawimy cię, gdy stąd odejdziemy?Duszołap mrugnęła do mnie.Pani nie miała szans.Odniosłem wrażenie, że miała ochotę wyrwać się stąd już w tej chwili i do diabła z przetrząsaniem tej kupy kamieni i złoszczeniem się na wszystkich pozostałych.Duszołap była naprawdę w paskudnym nastroju.Pani zresztą też.Szczęście miała Kina, że była boginią.Duszołap uśmiechnęła się, potem znowu, ale nie miała ochoty niczego robić na własną rękę.Nie pomoże nam, nawet po to by ocalić własną dupę.Tego właśnie po niej oczekiwałem.Wszyscy spośród Dziesięciu Których Schwytano mogli zostać pokonani wyłącznie przez odwołanie do ich obsesji.- Cho-o-lera! - poniosło się echem w ciemnościach.- A co to, kurwa, jest? Kapitanie! Murgenie! Musicie to zobaczyć!Konował wzruszył ramionami i pokiwał głową.Nie miało znaczenia, co to jest.Nie była to odpowiednia wymówka, żeby choć na krok odejść od starej damy.Powłócząc nogami, wyszedłem na posadzkę, mogłem wyczuć to jedynie dzięki zmianie faktury powierzchni pod stopami.Konował człapał za mną.Mruczał coś do siebie niczym stary szaleniec, potrząsał głową, jakby chciał zrozumieć, co właściwie, do diabła, tutaj robi.To nie było miejsce, do którego zmierzał przez ostatnie trzydzieści lat.To był jakiś okrutny żart.Cudzy koszmar.To nie mogło być miejsce, w którym narodziły się Wolne Kompanie Khatovaru.Tu nic po prostu nie było.Czułem, jak jego rozpacz pogłębia się.I wiedziałem, że będzie się tak działo, póki nie stanie się bezdenna i najczarniejsza.A potem, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, wszystko się odwróci, kiedy on przekona się, że wszystko skończyło się w taki sposób, dlatego iż pozwolił wprowadzić się w błąd.Nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie, jak będzie wyglądać przyszłość, niepotrzebne były żadne wnętrzności owcy.Jakiś czas, niedługo po tym jak wrócimy do Kiaulune, uzna, że postąpił źle, ponieważ wyruszył, zanim zapoznał się z treścią dawniejszych Kronik.Zdecyduje, że musimy je odzyskać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]