Podobne
- Strona startowa
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Groom Winston Gump i spolka (SCAN dal 1004)
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Dokumenty w Powstaniu Styczniowym
- Potocki.Jan Rekopis.znaleziony.
- eBooks.PL.AutoCad.2005. (3)
- Sagan Carl Kontakt (3)
- Vonnegut Kurt Galapagos
- Issac Asimov Nemesis
- Robert Jordan Rog Valere
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapytałem faceta za ladą ile totem kosztuje, a on na to:- Tysiąc dwieście sześć dolarów.Wojsko ma u mnie specjalną taryfę.- O kurde! A ile kosztował przed zniżką?- Moja sprawa.Przez chwilę stałem i dumałem: że robi się późno, że nie wiem kiedy znów będę w miasteczku, że powinnem odezwać się do małego Forresta.W końcu sięgłem do kieszeni, wyciągłem forsę i kupiłem totem.- Mógłby mi pan go wysłać do Mobile w Alabamie? - pytam gościa.- Jasne - on na to.- Ale to dodatkowe czterysta.Nie chciałem się spierać - byłem daleko od domu, na samym końcu świata - więc ponownie sięgłem do kieszeni i wygrzebałem kolejne cztery stówy.Zresztą tu i tak nie bardzo miałem na co wydawać forsę.Następnie zapytałem sklepikarza czy mogę dołączyć list do syna, a on na to że pewnie, ale to mnie będzie kosztować jeszcze pięćdziesiąt dolców.No trudno, pomyślałem sobie, skoro za tak okazyjną cenę kupuję antyczny alaskowy totem, szarpnę się na kolejne pięć dychów.I napisałem taki list:Kochany mały Forreście!Pewnie dumasz co się ze mną dzieje na tej Alasce.Otóż wykonuję bardzo ważną pracę dla wojska Stanów Zjednoczonych i mam mało czasu na pisanie listów.Wysyłam ci do zabawy najprawdziwszy totem.Tutejsi Indianie uważają że to są święte przedmioty, więc dbaj o niego.Mam nadzieję że uczysz się dobrze i słuchasz babci.Ściskam,Już chciałem się podpisać “Tata”, ale dzieciak nigdy tak do mnie nie mówił, więc w końcu podpisałem się samym imieniem.Pomyślałem sobie że chłopiec jest bystry i domyśli się kto to taki ten “Forrest”.No nic.Kiedy wróciłem do knajpy, moi kumple byli w trakcie upijania się.Usiadłem przy barze, siorbię sobie piwko, kiedy nagle spostrzegam faceta, który kima przy sąsiednim stoliku.Widziałem tylko jedną połowę jego twarzy, bo druga połowa leżała na blacie, ale gość wydał mi się znajomy, więc podchodzę bliżej, obkrążam go raz i drugi i wiecie kogo widzę? Pana McGivvera, właściciela świńskiej farmy!Podniosłem jego głowę i zaczęłem go budzić.Z początku pan McGivver w ogóle nie kapuje co ja za jeden.Nic dziwnego skoro na stoliku stoi prawie pusta butelka dżinu.Litrowa butelka.Ale po chwili oczy mu się zaświeciły i jak się nie zerwie na nogi! Jak się na mnie nie rzuci! Bałem się że będzie zły jak wąż, któremu ktoś depcze po ogonie - przecież spowodowałem wybuch który wszystko mu zniszczył, ale pan McGivver wyściskał mnie mocno i ogólnie się ucieszył.- Nie przejmuj się, chłopcze - mówi.- Pewnie dobrze się stało.Nigdy nie sądziłem, że ten świński interes aż tak się rozwinie, a później to ciągłe napięcie tylko psuło mi zdrowie.Kto wie, może nawet wyrządziłeś mi wielką przysługę.Oczywiście w wyniku wybuchu pan McGivver stracił wszystko.Mieszkańcy Coalville i ludzie z ochrony środowiska zamkli mu farmę i wygnali go z miasteczka.A banki - ponieważ był im winny kupę forsy, którą pożyczył na budowę napędzanej gównem floty - przejęły cały jego interes.- Nie szkodzi, Forrest.Moją pierwszą miłością zawsze było morze.Co mnie, kurwa, podkusiło, żeby zostać jakimś pieprzonym hodowcą? Teraz przynajmniej robię to, o czym od dziecka marzyłem.Zapytałem co.- Pływam na statku.Jestem kapitanem - powiada dumny jak pawi ogon.- Moja łajba stoi w porcie.Chcesz ją obejrzeć?- A długo to zajmie? - pytam.- Bo muszę wkrótce wracać do stacji meteo.- Nie, chłopcze, dosłownie chwilkę - mówi pan McGivver.Tak bardzo to się chyba jeszcze nigdy w życiu nie pomylił.Kiedy wsiedliśmy do szalupy pomyślałem sobie: kurde balas, łajba jak łajba, czym on się tak chwali? Ale potem okazało się że szalupa nie jest tym statkiem, o którym mówił.Statek stał dalej i był tak wielki że ze zdumienia oczy stanęły mi dęba.Z odległości wyglądał jak pasmo górskie - miał prawie kilometr długości, a wysoki był na dwadzieścia pięter.Nazywał się “Exxon-Valdez”.- Wchodzimy! - krzyczy McGivver.Jest mi zimno jak łysej małpie na mrozie, ale nic, gramolę się po drabince na górę, a potem idziemy na mostek.Pan McGivver wyciąga butelkę whisky, ale grzecznie odmawiam, bo niedługo muszę wracać do stacji meteo.Więc pan McGivver nalewa sobie - pije czystą whisky bez wody, bez lodów - i przez chwilę gadamy o dawnych czasach.- Wiesz, Forrest - powiada.- Wiele bym dał, żeby zobaczyć jedną rzecz.- Jaką? - pytam.- Twarze tych wszystkich ważniaków, kiedy wystrzeliło gówno.- O tak, to był niezły widok.- A swoją drogą, co się stało ze świnią, którą dałem twojemu chłopakowi? Z.Jak ją nazwaliście?- Wanda - mówię.- Racja.Mądra była bestyjka.- Jest w zoo w Waszyngtonie.- Serio? Co tam robi?- Nic.Siedzi w klatce, a ludzie przychodzą ją oglądać.- A niech mnie! Żywy pomnik naszej głupoty!Po jakimś czasie spostrzegam że pan McGivver znów jest pijany.Jest nie tylko pijany, ale zatacza się jak kulawa stonoga.W pewnym momencie dorwał się do tablicy rozdzielczej i zaczął się nad nią znęcać: wciskał różne guziki, pociągał wajchy, kręcił gałkami.Nagle “Exxon-Valdez” zatrzęsł się.Pan McGivver musiał włączyć silnik.- Chcesz się wybrać na małą przejażdżkę? - pyta mnie.- Eee.nie, dziękuję - mówię.- Muszę wracać do stacji.Za godzinę mam dyżur.- Za godzinę? Synku, za parę minut będziemy z powrotem! Zrobimy tylko krótki rejsik po zatoce!Potyka się, zatacza, coś tam włącza.Wreszcie chwyta za ster i zaczyna kręcić.Ster obraca się w prawo, a pan McGivver razem z nim i w końcu ląduje na podłodze.- Do kroćset piorunów! - wrzeszczy po pijacku.- Rumu mi dajcie! Piętnastu chłopów na skrzyni umrzyka.Wyciągajcie działa! Ale z ciebie junak, młody Jimie.Jam jest Długi Jan Silver, a tyś kto.?Takie różne bzdety wygadywał.Ale nic, dźwigłem go z powrotem na nogi, kiedy drzwi na mostek się otwierają i do środka wpada jakiś marynarz.Pewnie usłyszał hałasy.- Pan McGivver chyba ciut za dużo wypił - mówię.- Zanieśmy go lepiej do kabiny.- Dobra - mówi marynarz - ale widywałem go w gorszym stanie.- Przysłali ci, chłopcze, Czarną Plamę! - ryczy pan McGivver.- Stary ślepiec Pew kuty jest na cztery nogi! Wciągajcie piracką banderę! Zaraz was zrzucę rybom na żer!Zanieśliśmy pana McGivvera do kabiny i położyli na łóżku.Jego ostatnie słowa brzmiały:- Przeciągnę was psubraty pod kilem! Z jednej burty na drugą!- Nie wie pan, dlaczego kapitan włączył silnik? - pyta się mnie marynarz.- Nie mam zielonego - ja na to.- Jestem ze stacji meteologicznej.- Co?! Myślałem, że pan jest pilotem!- A skąd.Jestem szeregowy Gump.- O kurwa! Mamy czterdzieści milionów litrów ropy pod pokładem! - wrzeszczy marynarz i wybiega z kabiny.Pan McGivver spał, a raczej leżał ubzdryngolony, więc pomyślałem sobie: Forrest, nic tu po tobie - i wróciłem na mostek.Nikogo tam na było, a statek.statek płynął w najlepsze.Zaiwaniał tak szybko że boje i inne takie dosłownie migały mi w oczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]