Podobne
- Strona startowa
- Kurt Vonnegut Kocia Kolyska
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (4)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (3)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688)
- Vonnegut Kurt Galapagos (3)
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będą Smoki Ringo John
- Tolkien J R R Niedokonczone opowiesci t I
- Ranke Heinemann Utu Nie i Amen
- Friedmann Anthony
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sterował więc w ten sposób, by przyjąć falę na ostry dziób statku.Kiedy wzeszło słońce, statek — dzięki wielkiemu mózgowi Kapitana — mógł znajdować się dosłownie wszędzie i płynąć dosłownie dokądkolwiek.Siedząca obok *Jamesa Waita Mary Hepburn, zawieszona pomiędzy snem a jawą, robiła coś, czego już nie robią ludzie nie mający dostatecznie dużych mózgów.Na nowo przeżywała przeszłość.Znowu była dziewicą.Leżała w śpiworze.O pierwszym brzasku dnia obudził ją krzyk lelka kozodoja.Znajdowała się w pewnym parku stanowym w Indianie — żywym muzeum, szczątku tego, co istniało tu, zanim jeszcze Europejczycy zdecydowali, że żadne zwierzę ani roślina nie będą tolerowane, o ile nie dadzą się obłaskawić i zjeść.Kiedy młoda Mary wytknęła głowę ze swojego kokonu, ze śpiwora, ujrzała gnijące pnie i jakiś nie ogroblony strumień.Leżała na aromatycznej mierzwie eonów śmierci i rozpadu.Znajdowało się tam mnóstwo jedzenia, o ile byłeś mikroorganizmem lub potrafiłeś strawić liście, lecz nie było żadnego uczciwego posiłku dla ludzkiej istoty sprzed miliona trzydziestu lat.Był początek czerwca.Było cudownie.Krzyk ptaka dochodził z gęstwy sumaku i wrzośca oddalonej o jakieś pięćdziesiąt kroków.Mary ucieszyła się z tego budzika, ponieważ kładąc się spać zamierzała obudzić się właśnie o tej porze.Myślała przed zaśnięciem o swoim śpiworze jak o kokonie i postanowiła, że o świcie wynurzy się z niego wijąc się lubieżnie jako dorosły osobnik.Co za radość!Jaka satysfakcja!Było idealnie, mimo że przyjaciółka, którą Mary wzięła z sobą, jeszcze spała.Mary zakradła się cicho po sprężystej leśnej ściółce do zarośli, by zobaczyć ptaka.Zamiast niego ujrzała wysokiego, chudego młodzieńca w mundurze marynarza.To właśnie on naśladował przenikliwy krzyk lelka kozodoja.Był to Roy, jej przyszły mąż.Mary poczuła się zaniepokojona i zbita z tropu.Marynarski mundur w głębi kraju wydał jej się wyjątkowo dziwacznym szczegółem.Czuła się intruzem i czuła że, być może, powinna się bać.Lecz gdyby ów dziwny osobnik zamierzał się do niej zbliżyć, musiałby wpierw przedrzeć się przez kępę wrzośca.Mary spała w ubraniu, więc była kompletnie odziana, nie licząc bosych stóp.Młody człowiek usłyszał zbliżającą się Mary.Miał zdumiewająco ostry słuch.Podobnie jak jego ojciec.To było u nich rodzinne.Pierwszy się też odezwał.— Cześć — powiedział.— Cześć — odparła Mary.Mawiała później, że uważała się za jedyną istotę w rajskim ogrodzie, aż tu nagle natknęła się na to stworzenie w marynarskim uniformie, które zachowywało się tak, jakby było właścicielem dosłownie wszystkiego.— Co pan tu robi? — zapytała.— Sądzę, że ludzie nie mogą spać w tej części parku — odparł.Miał rację i Mary o tym wiedziała.Ona i jej przyjaciółka pogwałciły obowiązujące w żywym muzeum przepisy.Przebywały na obszarze, gdzie nocą mogły znajdować się jedynie niższe gatunki zwierząt.— Jest pan marynarzem? — zapytała Mary.Młodzieniec odparł, że owszem, jest — a właściwiedopiero co przestał nim być.Niedawno został zdemobilizowany z marynarki i przed powrotem do domu wędruje po kraju.Przekonał się, że ludzie o wiele bardziej skłonni są do brania go na łebka, kiedy jest w mundurze.Dzisiaj nie ma żadnego sensu pytanie, które Mary zadała Royowi, czyli: „Co pan tutaj robi?” Powody, dla których jest się tu czy gdzie indziej, są nieodmiennie te same i zupełnie oczywiste.Nikt dzisiaj nie opowiadałby tak pogmatwanej historii jak Roy: że został zwolniony ze służby w San Francisco, że spieniężył swój bilet i kupił sobie śpiwór; że szwendał się po Wielkim Kanionie, po Parku Narodowym Yellowstone i innych miejscach, które zawsze chciał zobaczyć.Że zwłaszcza interesują go ptaki i że potrafi naśladować ich głosy.Roy powiedział jeszcze, że słyszał w radio, jakoby w tym właśnie niewielkim parku stanowym w Indianie zaobserwowano Campephilus principalis, to znaczy parkę dzięciołów uważanych już za wymarłe.Udał się więc prosto tutaj.Pogłoska okazała się nieprawdziwa.Te wielkie ptaki, mieszkańcy pierwotnych lasów, naprawdę wyginęły, ponieważ ludzkie istoty zniszczyły ich środowisko naturalne.Nie było już dla nich wystarczająco dużo gnijących drzew, ciszy i spokoju.— Te dzięcioły potrzebowały naprawdę mnóstwo spokoju i ciszy — powiedział Roy — tak samo jak ja, a także i pani, jak sądzę, a zatem bardzo przepraszam, że zakłóciłem pani spokój.Nie powinienem był robić tego, czego nie zrobiłby ptak.W mózgu Mary kliknęło jakieś automatyczne urządzenie; poczuła chłodny skurcz w brzuchu i odniosła wrażenie, że miękną jej kolana.Zakochała się w tym człowieku.Żadne z nich nie przeżyło już później czegoś takiego.2* James Wait przerwał zadumę Mary następującymi słowami:— Tak bardzo panią kocham.Proszę, niech pani za mnie wyjdzie.Jestem taki samotny.Bardzo się boję.— Powinien pan oszczędzać siły, panie Flemming — odparła Mary.* Wait proponował jej małżeństwo regularnie przez całą noc.— Proszę mi dać rękę — poprosił.— Ilekroć to robię, pan nie chce jej puścić — odparła Mary.— Obiecuję, że teraz będzie inaczej — powiedział.Więc Mary podała mu rękę, a on uścisnął ją słabo.Nie myślał ani o przyszłości, ani o przeszłości.Był niczym więcej niż chorym sercem, dokładnie w ten sposób, w jaki wciśnięta pomiędzy drgający klozet a umywalkę Hisako Hiroguchi była macicą i płodem.Hisako uważała, że gdyby nie jej nie narodzone dziecko, nie miałaby po co żyć.Ludzie dzisiaj wciąż czkają tak jak zawsze i jak zawsze uważają, że to zabawne, kiedy ktoś pierdnie.Jak zawsze też starają się pocieszyć chorych zwracając się do nich łagodnym głosem.Ton głosu, jakim przemawiała Mary do * Waita, jest dzisiaj równie często spotykany.Bez względu na słowa, sam ton komunikował chorej osobie coś, co ta osoba pragnęła usłyszeć; coś, czego pragnął milion lat temu * James Wait.Mary mówiła do niego o tym różnymi słowami, ale sam ton jej głosu dostarczał jednobrzmiących posłań: „Kochamy cię.Nie jesteś sam.Wszystko będzie dobrze” i tak dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]