Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Kapitan zamierzał powrócić na morze? Jak tylko okrętowe spiżarnie zostaną napełnione jajami, głuptakami, iguanami, pingwinami, kormoranami, krabami i w ogóle wszystkim, co jest jadalne i co da się złapać.Kiedy zapasy żywności dorównają zapasom paliwa i wody, Kapitan będzie mógł zawrócić niespiesznie w stronę kontynentu i poszukać jakiegoś spokojnego portu.Postanowił na nowo odkryć Amerykę.Kapitan wyłączył swoje wierne silniki.W tym też momencie skończyła się ich wierność.Z powodów, których nigdy nie odgadł, nie dało się ich już uruchomić.Oznaczało to, że również piece, kuchenki i lodówki wypadną wkrótce z interesu — jak tylko wyczerpią się baterie.Na rufie znajdowało się jeszcze dziesięć metrów cumy, białej nylonowej pępowiny owijającej kołek na głównym pokładzie.Kapitan zawiązał na niej supły i razem z Mary opuścili się na mieliznę.Następnie oboje dobrnęli do brzegu, gdzie zaczęli szukać jaj i zabijać mniejsze zwierzęta, które w ogóle się ich nie bały.Zamiast toreb na zakupy wzięli z sobą bluzę Mary i nową koszulkę Jamesa Waita, przy której nadal wisiała metka z ceną.Kapitan i Mary ukręcali głuptakom łby, łapali lądowe iguany za ogon i tłukli je na śmierć waląc nimi o czarne głazy.To właśnie podczas tej rzezi Mary się zadrasnęła, a nieustraszony łuszczak-wampir napił się po raz pierwszy ludzkiej krwi.Zabójcy pozostawili w spokoju morskie iguany, uważając je za niejadalne.Minęły dwa lata, zanim odkryli, że częściowo strawione wodorosty, znajdujące się w brzuchach tych stworzeń, są nie tylko smacznym gorącym daniem, w dodatku już ugotowanym, ale uzupełniają też brak witamin i składników mineralnych, z czym były dotychczas kłopoty.Odkrycie to pozwoliło na skompletowanie diety.Niektórzy, co więcej, trawili owo puree lepiej niż inni, dzięki czemu byli zdrowsi, mieli lepszą prezencję i stali się tym samym bardziej pożądanymi partnerami seksualnymi.A zatem Prawo Doboru Naturalnego przystąpiło do dzieła, w wyniku którego — milion lat później — ludzkie istoty potrafiły już same trawić wodorosty — bez pośrednictwa morskiej iguany, którą pozostawiono w spokoju.Dla obu stron był to o wiele sympatyczniejszy układ.Ludzie nadal polują na ryby, chociaż w okresach, kiedy ławice są zbyt skromne — wciąż jeszcze żywią się głuptakami.które wciąż jeszcze wcale się ich nie boją.Mógłbym zostać tu przez następny milion lat i jestem pewien, że dla głuptaków ten czas nie byłby wystarczający, by uświadomiły sobie, iż ludzkie istoty są niebezpieczne.Tak, jak już wcześniej mówiłem, w porze godowej głuptaki wciąż tańczą, tańczą i tańczą.Tego wieczoru ludzie na „Bahii de Darwin” spożyli prawdziwą ucztę.Odbyła się ona na pokładzie plażowym.Sam pokład służył za zastawę, zaś Kapitan był szefem kuchni.W menu znajdowały się smażone lądowe iguany nadziewane mięsem krabów i siekanymi łuszczakami, pieczone głuptaki w przybraniu ze swoich własnych jaj i polanę topionym tłuszczem pingwina.Wybornie to smakowało.Wszyscy byli znowu szczęśliwi.Nazajutrz o świcie Kapitan i Mary ponownie zeszli na ląd, zabierając z sobą Kanka-bonki.Dziewczyny zaczęły w końcu rozumieć co nieco z sytuacji, w jakiej się znalazły.Wszyscy razem zabijali i zabijali, a potem znosili i znosili trupy, aż okrętowa chłodnia wypełniła się, poza Jamesem Waitem, taką ilością ptaków, iguan i jaj, że starczyłoby tego na dobry miesiąc, gdyby zaszła taka potrzeba.Obecnie na statku było nie tylko mnóstwo paliwa i wody, ale i jedzenia.Następnie Kapitan postanowił uruchomić silniki.Zamierzał ruszyć prosto na wschód z maksymalną prędkością.Nie było sposobu, by ominęli którąś z Ameryk, chyba że — jak powiedział do Mary, gdy mu wróciło poczucie humoru: „będziemy mieli dość pecha, aby prześlizgnąć się przez Kanał Panamski.Lecz jeśli tak się stanie, to mogę pani zagwarantować pod przysięgą, że wkrótce wylądujemy w Europie lub w Afryce”.I Kapitan wybuchnął śmiechem.Śmiała się też Mary.Wyglądało na to, że w końcu wszystko dobrze się ułoży.I wtedy właśnie silniki odmówiły posłuszeństwa.9Aż do momentu, w którym „Bahia de Darwin” spoczęła na cichym dnie oceanu, co nastąpiło we wrześniu 1996 roku, wszyscy z wyjątkiem Kapitana nazywali ją pseudonimem nadanym przez Mary, a brzmiącym „Okno zabite dechami”.Ten obraźliwy epitet wziął się z piosenki, której Mary nauczyła się od Mandaraxa, a która leciała tak:Raz w rejs oceaniczny wyruszył statek śliczny.Zwal się Okno zabite dechami.Żadne burze i trwogi nie martwiły załogi,A kapitan był twardy jak granit.I facet za sterem też nie był frajerem,Miał za nic najdzikszą burzę.Aż się okazało, gdy niebo zjaśniało,Że spał pod pokładem jak suseł.Charles Carryl (1842-1920)I Hisako Hiroguchi, i jej futerkowa córka Akiko, i Selena MacIntosh nazywały „Bahię de Darwin” „Okno zabite dechami”.Mówiły tak również Kanka-bonki, które nie rozumiały, co prawda, znaczenia tych słów, ale podobało im się ich brzmienie.A kiedy urodziły swe własne dzieci, opowiadały im, że przybyły z kontynentu na magicznym statku o nazwie „Okno zabite dechami”.Akiko, która była równie biegła w kanka-bońskim, jak w japońskim i angielskim, i która była jedyną nie-Kanka-bonką, jaka potrafiła się z nimi dogadać, nigdy nie znalazła zadowalającego sposobu na przetłumaczenie na kanka-boński zwrotu „okno zabite dechami”.Kanka-bonki nigdy nie zrozumiały tych słów am ich komicznej wymowy w większym stopniu, niż mogliby pojąć je współcześni ludzie, gdybym szepnął im — wygrzewającym się na białej, piaszczystej plaży nad błękitną laguną — wprost do ucha: „Okno zabite dechami”.Wkrótce potem, jak „Okno zabite dechami” poszło na dno, Mary przystąpiła do realizacji swojego programu sztucznego zapładniania.Miała wtedy sześćdziesiąt jeden lat.Była jedyną partnerką seksualną Kapitana, który osiągnął już sześćdziesiąty szósty rok życia i którego popęd seksualny nie był już zbyt silny.Kapitan wciąż jeszcze trwał w postanowieniu, że się nie rozmnoży, ponieważ sądził, iż są jeszcze duże szansę na to, że zaatakuje go pląsawica Huntingtona.Poza tym był rasistą i nie odczuwał żadnej sympatii ani do Hisako i jej futerkowej córki, ani do żadnej z indiańskich kobiet, które miały później urodzić jego dzieci.Pamiętajcie o tym, ze ci ludzie spodziewali się w każdej chwili ratunku i w żadnym wypadku nie mogli wiedzieć, że są ostatnią nadzieją ludzkiej rasy.Jeżeli więc angażowali się w seks, to robili to po prostu dlatego, aby przyjemniej spędzić trochę czasu, by zaspokoić żądzę, by łatwiej usnąć lub z jakiego chcecie innego powodu.Z ich punktu widzenia, płodzenie dzieci było czynnością nieodpowiedzialną, jako że Santa Rosalia nie nadawała się na miejsce ich wychowywania, a poza tym dzieci mogłyby nadwerężyć system aprowizacyjny.Mary, zanim jeszcze „Okno zabite dechami” połączyło się z ekwadorską flotyllą okrętów podwodnych, odczuwała tak silnie, jak nikt inny, że to byłaby tragedia, gdyby na wyspie miały urodzić się dzieci.Dusza Mary uważała tak w dalszym ciągu, ale jej wielki mózg zaczął kombinować, ostrożnie — tak by jej nie spłoszyć — że gdyby udało się jakoś przenieść spermę, którą Kapitan mniej więcej dwa razy w miesiącu wstrzykiwał w Mary, i umieścić w którejś z płodnych kobiet, to wtedy — trzask-prask — skończyłoby się to ciążą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]