Podobne
- Strona startowa
- Kurt Vonnegut Kocia Kolyska
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (4)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688) (3)
- Vonnegut Kurt Galapagos (SCAN dal 688)
- Vonnegut Kurt Galapagos
- Ziemkiewicz Rafał Wybrańcy Bogów
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec
- Elkeles Simone Prawo przyciągania
- May Karol Kozak (SCAN dal 966)
- 318 MINDELL ARNOLD Praca nad samym soba
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyłem tresowane foki i lwy morskie, które potrafiły balansować piłką trzymaną na nosie, dąć w trąbki, odpowiadać klaskaniem płetwami i tak dalej.W żadnym jednak razie nie potrafiły nabić i odbezpieczyć pistoletu maszynowego ani wyrwać zawleczki z granatu i cisnąć nim na dowolną odległość z dowolną celnością.Co zaś się tyczy tego, jak takich czubków jak Delgudo przyjmowano do armii, i to w pierwszej kolejności: Otóż wyglądał on znakomicie i znakomicie się zachowywał w trakcie rozmowy z oficerem werbunkowym, dokładnie tak samo jak ja, kiedy zaciągałem się do piechoty morskiej USA.Latem, mniej więcej w tym czasie, kiedy umarł Roy Hepburn, Delgado wcielony został do wojska, z przeznaczeniem do służby krótkoterminowej, związanej specjalnie z „Przyrodniczą Wyprawą Stulecia”.Służba w jego jednostce, mającej dumnie defilować przed panią Onassis i resztą gości, sprowadzała się do musztry i pucowania.Żołnierze mieli otrzymać broń, hełmy i tak dalej, ale bez ostrej amunicji.I tak Delgado nauczył się wspaniale maszerować, polerować guziki przy mundurze i pucować buty na wysoki połysk.Wkrótce jednak Ekwadorem wstrząsnął kryzys ekonomiczny i żołnierzom wydano ostrą amunicję.Delgado stał się nieszczęsnym przykładem błyskawicznej ewolucji, choć z drugiej strony działo się tak z każdym żołnierzem.Kiedy przeszedłem przez rekrucki obóz marines, zostałem wysłany do Wietnamu i pobrałem ostrą amunicję, w niczym nie przypominałem ciamajdowatego zwierzęcia, jakim byłem w cywilu.I robiłem gorsze rzeczy niż Delgado.Ale do rzeczy: Sklep, do którego włamał się Delgado, mieścił się w szeregu nieczynnych placówek handlowych położonych naprzeciw hotelu „El Dorado”.Żołnierze, którzy otaczali hotel zasiekami z drutu kolczastego, wykozystywali te sklepy jako część swojej zapory.Kiedy więc 30 wyłamaniu tylnych drzwi Delgado odryglował drzwi frontowe i ciu-ciut je uchylił, aby wyjrzeć na zewnątrz, uczynił tym samym w barierze wyłom, przez który mógł przeniknąć ktoś inny.Ów wyłom był jego wkładem w przyszłość rodzaju ludzkiego, jako że wkrótce potem miały przejść tędy i dostać się do hotelu bardzo ważne osoby.Kiedy zerknął przez szparę w drzwiach, dojrzał dwóch.swoich śmiertelnych wrogów.Jeden z nich wymachiwał małym radyjkiem, które mogło pomieszać mu w głowie — N każdym razie on tak uważał.Nie było to jednak radio, lecz Mandarax, a rzekomymi wrogami byli *Zenji Hiroguchi i *Andrew MacIntosh.Obaj latali wściekle po terenie odgrodzonym barykadami, gdzie zresztą mieli pełne prawo przebywać, jako że należeli do hotelowych gości.*Hiroguchi wciąż kipiał wściekłością, a * MacIntosh nabijał się z niego, twierdząc, że traktuje on życie zbyt serio.Przechodzili właśnie koło sklepu, w którym ukrywał się Delgado.Zatem żołnierz wyszedł przez frontowe drzwi i zastrzelił ich obu, wierząc, że robi to w samoobronie.I tym samym nie będę już musiał stawiać gwiazdek przed nazwiskami Zenjiego Hiroguchi i Andrew MacIntosh.Robiłem tak dla przypomnienia czytelnikom, że ci dwaj są tymi spośród gości hotelu „El Dorado”, którzy zginą jeszcze przed zachodem słońca.Teraz obaj już nie żyli, a nad światem, na którym milion lat temu tak wielu ludzi wierzyło, że ocala jedynie przystosowanie — zachodziło słońce.Ocalony Delgado powrócił do sklepu i skierował się ku tylnym drzwiom, spodziewając się znaleźć tam więcej wrogów niegodnych ocalenia.Ale na zewnątrz było jedynie sześć małych, miedzianoskórych, obdartych dzieci — same dziewczynki.Kiedy wpadł na nie ten przerażający wojskowy potwór pobrzękujący śmiercionośnym ekwipunkiem, były zbyt głodne i zbyt pogodzone ze śmiercią, by uciekać.Zamiast tego otwierały szeroko usta, przewracały brązowymi oczami, klepały się po brzuchach i dotykały gardła, aby pokazać, jak bardzo są głodne.W tamtych czasach zachowywały się tak dzieci na całym świecie, nie tylko na tyłach pewnej alei w Ekwadorze.Delgado nie zwrócił na nie uwagi i po prostu sobie poszedł.Nigdy nie został schwytany, ukarany, hospitalizowany czy coś w tym stylu.Był jeszcze jednym żołnierzem w mieście rojącym się od wojska i nikt nie był w stanie dobrze przyjrzeć się jego twarzy, która w cieniu stalowego hełmu niczym nie różniła się od twarzy jakiegokolwiek innego żołnierza.Na drugi dzień Delgado, wielki ocalony i zarazem zbawca, zgwałcił jakąś kobietę i został ojcem jednego z ostatnich z mniej więcej dziesięciu milionów dzieci, jakie miały się jeszcze urodzić na południowoamerykańskim kontynencie.Gdy żołnierz wyszedł ze sklepu, weszło tam sześć małych dziewczynek, aby poszukać jedzenia lub czegoś, co można by wymienić na jedzenie.Wszystkie były sierotami z ekwadorskiej dżungli, rosnącej na południu, za górami — bardzo, bardzo daleko stąd.Ich rodzice zginęli od rozpylanych z powietrza środków owadobójczych, zaś je same zabrał latający nad dżunglą pewien pilot z linii handlowej i przywiózł do Guayaquil, gdzie zostały dziećmi ulicy.To były w zasadzie indiańskie dzieci, ale miały one również murzyńskich przodków — niewolników, którzy uciekli do dżungli dawno temu.Były Kanka-bonami.Dorosły w babińcu na Santa Rosalii, gdzie wespo? z Hisako Hiroguchi zostały matkami całej dzisiejszej ludzkości.Bądź co bądź, żeby jednak dostać się na Santa Rosalię, musiały najpierw dostać się do hotelu.Z powodu barykad i żołnierzy na pewno by do tego nie doszło, gdyby szeregowy Geraldo Delgado nie utorował ścieżki wiodącej przez sklep.28Te dzieci, które miały w przyszłości zostać sześcioma Ewami Kapitana von Kleista, Adama z Santa Rosalii, nigdy nie znalazłyby się w Guayaquil, gdyby nie pewien młody ekwadorski pilot o nazwisku Eduardo Ximenez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]