Podobne
- Strona startowa
- Allston Aaron Gwiezdne Wojny Nowa Era Jedi 12 Twierdza Rebelii
- Gwiezdne Wojny Uczeń Jedi Narodziny Mocy Dave Wolverton
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- 33 Anderson Kevin J Gwiezdne Wojny W Poszukiwaniu Jedi
- Salvatore Robert Gwiezdne Wojny Wektor Pierwszy
- Robinson Spider i Jeanne Gwiezdny taniec
- Denning Troy Gwiazda po gwiezdzie (2)
- Norton Andre Odrzucona korona
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika (2)
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem.Rozległ się trzask, głośny jak wystrzał, i światło wypełniające polanę zgasło.Czy raczej prawie zgasło.Pośrodku krzaków leszczyny pulsował lekki blask, jakby zaświe-cił tam maleńki obłok gwiazd.83Po chwili na polanie rozległ się głos.Wysoki, wyrazny, kobiecy głos, który powiedział: Auu! , po czym bardzo cicho dodał: Kurwa , i znów głośno: Auu!.Pózniej zamilkł i na polanie zapadła cisza.Rozdział czwartyCzy można dojść tam w blasku świeczki?Z każdym krokiem Tristran zostawiał za sobą pazdziernik.Miał wrażenie, że wkracza dokrainy lata.Przez las wiodła ścieżka, po jednej stronie ograniczona wysokim żywopłotem.Naniebie lśniły gwiazdy.Księżyc w pełni błyszczał złocistym blaskiem barwy dojrzałej kukurydzy.W jego promieniach Tristran widział kwitnące w żywopłocie dzikie róże.Zaczynał robić się senny.Przez jakiś czas walczył z tym, potem zdjął płaszcz, położył naziemi torbę dużą skórzaną torbę, którą za dwadzieścia lat powszechnie zaczną nazywać glad-stonką oparł na niej głowę i okrył się płaszczem.85Patrzył w gwiazdy i nagle wydało mu się, że widzi tancerzy, wdzięcznych i wytwornych, wy-konujących taniec niemal niepojęty w swej złożoności.Wyobraził sobie też, że dostrzega twarzegwiazd były blade, łagodnie uśmiechnięte, jakby ich właściciele zbyt wiele czasu spędza-li ponad światem, obserwując krzątaninę, radość i ból ludzi w dole, i nie mogli powstrzymaćrozbawienia, gdy kolejny maleńki człowiek zaczyna wierzyć, iż jest środkiem wszechświata.A przecież wierzy w to każdy z nas.Potem zaś Tristran zrozumiał, że śni, i wszedł do swej sypialni, w której jednocześnie mie-ściła się sala szkolna wioski Mur.Pani Cherry postukała w tablicę, nakazując uczniom milczenie.Tristran spuścił wzrok, patrząc na tabaczkę, by dowiedzieć się, o czym będzie dzisiejsza lekcja,nie mógł jednak odczytać własnych słów, a potem pan Cherry, tak bardzo przypominająca jegomatkę, że Tristran zdumiał się, iż nigdy wcześniej nie pojął, że są tą samą osobą, wywołała go,by wymienił głośno daty panowania wszystkich królów i królowych Anglii. Przempraszam usłyszał cichy, włochaty głos w swym uchu ale czy zechciałbyś śnićnieco ciszej? Twoje sny przelewają się do moich.A jeśli czegoś naprawdę nie lubię, to właśniedat.Wilhelm Bywca, 1066.Tylko tyle pamiętam, a i jego zamieniłbym na tańczącą mysz. Mmm? spytał Tristran. Proszę ciszej dodał głos jeśli łaska.86 Przepraszam powiedział Tristran i odtąd śnił już tylko ciemność.* * * Zniadanie powiedział ktoś przy jego uchu. To pieczarki smażone na maśle z dzikimczosnkiem.Tristran otworzył oczy.Przez różany żywopłot przeświecały promienie słońca, zalewająctrawę złocistozielonym blaskiem.W pobliżu coś niebiańsko pachniało.Tuż przed nim stanęła blaszana miska. Skromny posiłek rzekł ten sam ktoś. Wiejski, ni mniej, ni więcej.Nic, co zjadłbyszlachcic, lecz tacy jak my lubią dobre piczarki.Tristran zamrugał.Sięgnął do miski i wyciągnął duży grzyb; uniósł go dwoma palcami,ugryzł ostrożnie i poczuł, jak usta zalewa ciepły sok.Był to najsmaczniejszy posiłek, jaki kie-dykolwiek jadł.Kiedy przełknął pierwszy kęs, powiedział to głośno. To miłe z twojej strony odparła drobna postać, siedząca po drugiej stronie niewielkiegoognia, potrzaskującego i dymiącego w porannym powietrzu. Bardzo miło o tak, ale i ty, i jawiemy, że to tylko smażona polna pieczarka.Nic szczególnego.87 Jest ich może więcej? spytał Tristran, uświadamiając obie nagle, jak bardzo jest głod-ny.Czasami tak właśnie działa na człowieka kęs jedzenia. To dopiero wytworne maniery oznajmiła mała postać w wielkim, miękkim kapeluszui obszernym, miękkim płaszczu. Czy jest ich więcej?.Mówi, jakby chodziło o sadzoneprzepiórcze jaja, wędzone mięso gazeli i trufle, nie zwykłą piczarkę, smakującą jak coś, co nieżyje od tygodnia i czego nie tknąłby nawet kot.Maniery, ot co. Naprawdę, ale to naprawdę, chętnie zjadłbym jeszcze jedną pieczarkę rzekł Tristran jeśli to nie kłopot.Drobny człowieczek jeśli rzeczywiście był człowiekiem, w co Tristran mocno wątpił westchnął żałośnie, wsunął nóż do stojącego na ogniu skwierczącego rondla i wrzucił do miskiTristrana dwie duże pieczarki.Tristran podmuchał na nie, po czym wziął obie palcami i zjadł. Spójrzcie tylko rzekł mały, włochaty osobnik.W jego głosie dzwięczała dziwna, po-nura duma. Chłopak je piczarki, jakby mu smakowały, a nie stawały w ustach niczym piołun,trociny czy ruta.Tristran oblizał palce i raz jeszcze zapewnił swego dobroczyńcę, że przyrządził najlepszepieczarki, jakie on, Tristran, miał kiedykolwiek zaszczyt jeść.88 Teraz tak mówisz powiedział melancholijnie jego gospodarz lecz za godzinę zmie-nisz zdanie.Bez wątpienia będą zalegać ci w żołądku, tak jak rybak zaległ w łożu syreny, conie spodobało się jego żonie.Ich kłótnię słychać było od Garamondu po Cytadelę Burz.Co zajęzyk.Od samego słuchania posiniały mi uszy. Mała włochata osobistość westchnęła głębo-ko. A skoro już mowa o twoich wnętrznościach, to muszę opróżnić moje, tam za drzewem.Zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i przypilnować w tym czasie mojego worka? Będę wdzięczny. Oczywiście odparł uprzejmie Tristran.Włochaty człowieczek zniknął za pniem dębu.Tristran usłyszał kilka stęknięć, a potem jego nowy przyjaciel znów się pojawił No proszę.Znałem jegomościa w Paflagonii, który co rano, kiedy tylko wstał, połykałżywego węża.Twierdził, że dzięki temu ma pewność, iż przez cały dzień nie spotka go nicgorszego.Oczywiście, zanim go powiesili zmusili do zjedzenia całej miski włochatych stonóg,więc może przeliczył się w swych rachubach.Tristran przeprosił nieznajomego.Wysikał się pod drzewem, obok małej kupki odchodów,bez wątpienia nie pochodzących od istoty ludzkiej.Wyglądały jak bobki samy bądz królika. Nazywam się Tristran Thorn oświadczył, wracając do ogniska.Jego towarzysz po-zbierał już rzeczy po śniadaniu ognisko, rondle i resztę i schował w swym worku.Teraz zdjął kapelusz, przycisnął go do piersi i uniósł wzrok, patrząc na Tristrana.89 Jestem zachwycony rzekł.Poklepał worek, na którego boku wypisano: ZACHWY-CONY, ZAUROCZONY, ZAKLTY I ZAGUBIONY. Kiedyś byłem zagubiony, ale wiesz,jak to jest.Po tych słowach ruszył w drogę.Tristran pomaszerował za nim. Hej, posłuchaj! zawołał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]