Podobne
- Strona startowa
- Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv
- Lovecraft H.P 16 opowiadan
- H.P. Lovecraft 16 opowiadan
- H.P. Lovecraft 16 opowiadan (2)
- Lovecraft H.P Dagon
- H.P. Lovecraft Dagon (3)
- (ebook pdf) Teach Yourself SQL in 21 Days
- Watson Ian Lowca Smierci
- Peter Zarrow China in War
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zadzwoniła do drzwi, odrażająca służąca poinformowała ją, że Asenath również nie ma w domu, zanim jednak odeszła, zauważyła coś, co ją zafrapowało.W oknie biblioteki Edwarda dostrzegła twarz, która pospiesznie odsunęła się od szyby, oblicze, na którym malował się niemożliwy do opisania wyraz bólu, porażki i kompletnej beznadziei.Była to - i fakt ten mocno ją zdziwił, gdyż to ona wszak była w związku Derbych stroną dominującą - twarz Asenath, a jednak przyjaciółka mojej żony przysięgała, że w tej krótkiej chwili ujrzała smutne, jakby oszołomione oczy nieszczęsnego Edwarda.Odwiedziny Edwarda stały się w owym okresie trochę częstsze, a jego aluzje bardziej konkretne.W to, co powiedział, trudno było uwierzyć nawet w słynącym z mrocznych tajemnic, nawiedzonym Arkham, niemniej wyjawił mi swój sekret tak szczerze i przekonująco, że zacząłem lękać się o jego zdrowe zmysły.Opowiedział mi o potwornych spotkaniach w odludnych miejscach, gigantycznych ruinach w leśnej głuszy, gdzieś w Maine, i ogromnych schodach pod nimi, wiodących ku otchłaniom mrocznych sekretów, o sposobach przenikania niewidzialnych murów oddzielających domeny czasu i przestrzeni, jak również o odrażających wymiarach jaźni pozwalających na prowadzenie badań w odległych i zakazanych miejscach, innych światach i odmiennych kontinuach czasoprzestrzennych.Od czasu do czasu na poparcie swych szalonych wywodów pokazywał mi pewne przedmioty, zbijając mnie kompletnie z tropu - były to obiekty, które pod względem budowy, kształtów i barwy nie miały swych odpowiedników na Ziemi, ich obłędne krzywizny i powierzchnie nie posiadały, zdawałoby się, żadnego logicznego wyjaśnienia i zastosowania, nie zachowywały również praw znanej człowiekowi geometrii.Przedmioty te, wyjaśnił, pochodziły „z zewnątrz”, i to jego żona umiała je zdobywać.Czasami pełnym trwogi i niepewności szeptem rzucał niejasne aluzje dotyczące starego Ephraima Waite’a, którego dawno temu widywałem od czasu do czasu w uczelnianej bibliotece.Nigdy nie mówił o nim nic konkretnego, lecz z jego słów domyślałem się, iż wątpił on, czy stary czarownik był istotnie martwy, zarówno w sensie cielesnym, jak i duchowym.Niekiedy Derby przerywał gwałtownie swe wyznania i zastanawiałem się, czy Asenath zorientowawszy się, co akurat czynił, nie uciszała go zdalnie za pomocą jakiejś nieznanej techniki telepatycznego mesmeryzmu, mentalną mocą, którą demonstrowała jeszcze w college’u.To oczywiste, że podejrzewała, iż mi się zwierzał, gdyż usiłowała spojrzeniami i słowami o niezwykłej sile powstrzymać go przed wizytami w mym domu.Docierał do mnie z największą trudnością, bo choć udawał zwykle, że wybiera się gdzie indziej Jakaś niewidzialna siła krępowała jego ruchy lub sprawiała, że na pewien czas zapominał, kogo zamierzał odwiedzić.Zazwyczaj zjawiał się, gdy Asenath gdzieś wyjeżdżała - w swoim własnym ciele - jak dodał któregoś dnia, zabijając mi tymi słowy nielichego ćwieka.Później i tak się o tym dowiadywała- służący kontrolowali, kiedy wychodził i o której wracał, lecz najwyraźniej nie uznała, jak na razie, za stosowne posunąć się do bardziej drastycznych rozwiązań.4Gdy otrzymałem telegram z Maine w ów sierpniowy dzień, Derby’owie byli ponad trzy lata po ślubie.Nie widziałem Edwarda od dwóch miesięcy, lecz słyszałem, że wyjechał dokądś w interesach.Rzekomo towarzyszyła mu Asenath, choć plotki głosiły, iż w pokoju na poddaszu za podwójnymi zasłonami ktoś się ukrywał.Bacznie śledzono zakupy dokonywane przez służących.Teraz zaś szeryf z Chesuncook donosił mi telegraficznie o bełkoczącym szaleńcu, który wyłonił się z lasu, plotąc coś trzy po trzy i wołając, bym go chronił.Był to Edward, pamiętający jedynie swoje nazwisko i adres.Chesuncook znajduje się w pobliżu najdzikszego, najszerszego i najmniej zbadanego pasa leśnego w Maine.Dotarcie tam automobilem zajęło cały dzień, dzień gorączkowej szaleńczej jazdy pośród fantastycznego, groźnego i posępnego krajobrazu.Odnalazłem Derby’ego w celi miejskiego aresztu.Balansował mentalnie pomiędzy szaleńczą furią i apatią.Rozpoznał mnie od razu, wyrzucając z siebie potok na wpół sensownych słów.- Dań, na miłość Boską! Jama Shoggothów! Sześć tysięcy stopni w dół.koszmar koszmarów.nie pozwoliłbym, aby mnie przejęła, i nagle znalazłem się tam.la! ShubNiggurath!.Kształt podniósł się z ołtarza, a pięćset zawyło w głos.Istota w kapturze zabeczała: Kamog! Kamog!.tak brzmiało sekretne imię starego Ephraima w Kowenie.Byłem tam, gdzie obiecała nigdy mnie nie zabierać.Minutę wcześniej siedziałem zamknięty w bibliotece, a potem znalazłem się tam, dokąd udała się z moim ciałem.w miejscu największej plugawości, bluźnierczej jamie, gdzie zaczyna się czarna domena, a strażnik strzeże bramy.ujrzałem Shoggotha.to zmieniło kształt.nie zniosę tego.zabiję ją, jeśli wyśle mnie tam ponownie.zabiję tego stwora-jego, ją, to - zabiję ją, zabiję to! Zabiję to moimi własnymi rękoma!Godzinę zajęło mi uciszanie go, lecz w końcu się uspokoił.Następnego dnia w wiosce nabyłem dla niego porządne ubranie i udałem się wraz z nim do Arkham.Histeryczny gniew już w nim wygasł i Edward przeważnie pogrążony był w milczeniu, raz tylko zamruczał coś posępnie pod nosem, gdy przejeżdżaliśmy przez Augustę, jakby widok tego miasta obudził w nim niemiłe wspomnienia.Nie ulegało wątpliwości, że nie chciał wracać do domu, a zważywszy na fantastyczne urojenia związane z jego żoną, urojeni a będące zapewne wynikiem hipnotycznego seansu, jakiemu został poddany, uznałem, iż byłoby dla niego lepiej, gdyby trzymał się z dala od tego miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]