Podobne
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- Frank Cass Britain and Ballistic Missile 1942 2002
- Dikotter Frank Wielki głód
- Dean Koontz Drzwi do grudnia
- Lincoln Child Eden
- Andrew Hunt, Dav
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Walter Schellenberg Wspomnienia
- Evanovich Janet Seven Up
- Roz06
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten przyrząd zawsze rodził w nim mieszane uczucia, zalewał go strumieniem danych, które umysł sortował dopiero później.Był zaskakiwany informacjami, o których wiedział, że ich nie zna.- Sire, przyniosłem kalkulacje dotyczące Zabulonu.- zaczął.- A żeby je odwodniło! - parsknął wściekle Paul, używając obsce - nicznego fremeńskiego zwrotu przywołującego na myśl wilgoć, której dotknięciem nie skalałby się żaden człowiek.- Panie!- Stilgarze - powiedział Paul - rozpaczliwie potrzeba ci poczucia równowagi, które może przyjść tylko wraz ze zrozumieniem procesów długofalowych.Korba przyniósł ci to, co nam zostało z informacji o dawnych czasach, strzępy danych pozostawione przez Butlerjan.Zacznijmy od Czyngis - chana.- Czyngis.Chan? Jakiś sardaukar, mój panie?- O nie, na długo przed tym.Uśmiercił prawdopodobnie cztery miliony.- Musiał mieć wspaniałą broń, żeby zabić aż tylu, Sire.Być może promienniki laserowe albo.- Nie zabijał ich własnoręcznie, Stil.Robił to tak jak ja - wysyłając w bój swe legiony.Jest i inny imperator, na którego chcę, żebyś zwrócił uwagę - niejaki Hitler.Zabił ponad sześć milionów.Całkiem nieźle, jak na tamtą epokę.- Zabił.z pomocą swych legionów? - upewnił się Stilgar.- Tak.- Niezbyt imponujące liczby, panie.- Dobrze, Stil - Paul spojrzał na szpule w rękach Korby.Korba stał z nimi, wyglądał jakby chciał rzucić je na ziemię i dać drapaka.- Liczby: według umiarkowanych szacunków zabiłem sześćdziesiąt jeden miliardów ludzi, spustoszyłem dziewięćdziesiąt planet, kompletnie zdemoralizowałem pięćset innych.Starłem z ich powierzchni wyznawców czterdziestu religii, które istniały odkąd.- Niewiernych! - oburzył się Korba.- To wszystko niewierni!- Nie - zaprzeczył Paul.- Wierzący.- Mój monarcha raczy żartować - głos Korby drżał.- Dżihad przywiodła dziesięć tysięcy światów w promienną jasność.- W ciemność - uciął Paul.- Setka pokoleń będzie leczyć rany zadane przez Dżihad Muad'Diba Trudno mi nawet wyobrazić sobie, że ktoś może mnie kiedyś przewyższyć.- Śmiech wydarł mu się z gardła.- Co tak bawi Muad'Diba? - spytał Stilgar.- Nic mnie nie bawi.Po prostu nagle ujrzałem Imperatora Hitlera wygłaszającego mowę w tym stylu.Nie wątpię, że tak mówił.- Żaden inny władca nigdy nie dorównał ci potęgą - sprzeciwił się Korba.- Kto ośmieliłby się rzucić ci wyzwanie? Twoje legiony kontrolują cały znany wszechświat i wszystkie.- Legiony kontrolują - powtórzył Paul.- Ciekawe, czy o tym wiedzą?- Ponad legionami stoisz ty, Sire - wtrącił Stilgar głosem, który mówił wyraźnie, że zna swoją pozycję w tym łańcuchu władzy, własną rękę dzierżąc całą tę potęgę.Skierowawszy myśli Stilgara na bliską mu płaszczyznę, Paul skupił całą uwagę na Korbie.- Połóż szpule tu, na otomanie - rozkazał.Korba wykonał polecenie.- Jak tam przyjęcie, Korba? - ciągnął Paul.- Czy moja siostra panuje nad wszystkim?- Tak, mój panie - odparł Korba ostrożnie.- A Chani podgląda przez ukryty wizjer.Podejrzewa, że w świcie Gildianina mógłby się znaleźć sardaukar.- Z pewnością ma rację - rzekł Paul.- Szakale się zbierają.- Bannerdżi - Stilgar mówił o dowódcy Służby Bazpieczeństwa Paula - obawiał się, że niektórzy z nich mogą próbować spenetrować prywatne skrzydła Cytadeli.- Były takie próby?- Na razie nie.- Ale było zamieszanie w ceremonialnych ogrodach - nadmienił Korba.- Jakiego rodzaju zamieszanie? - spytał ostro Stilgar.Paul kiwnął głową.- Obcy włóczą się tu i tam - mówił Korba - tratują kwiaty, szepczą między sobą.Otrzymałem raporty o paru niepokojących uwagach.- Jakich? - spytał Paul.- 'To na to wydaje się nasze podatki?" Doniesiono mi, że sam Ambasador zadawał takie pytania- Nie dziwi mnie to - stwierdził Paul.- Czy wielu obcych było w ogrodach?- Dziesiątki, panie.- Bannerdżi rozmieścił wybranych żołnierzy przy niezabezpieczonych bramach.- Stilgar odwrócił się, stojąc tak, że jedyne palące się w salonie światło padało na połowę jego twarzy.To szczególne oświetlenie, ta twarz, pobudziły jakiś węzłowy punkt pamięci Paula - przypomniały coś z pustyni.Paul nie zatroszczył się, by przywołać wspomnienie; obserwował psychiczną rejteradę Stilgara.Napięta skóra na czole Fremena odsłaniała niemal każdą pojawiającą się w głowie myśl.Teraz był pełen podejrzeń, głęboko sceptyczny wobec dziwnego zachowania swojego Imperatora.- Nie podoba mi się to najście na ogrody - powiedział Paul.- Uprzejmość dla gości to jedna sprawa, podobnie zresztą jak konieczność powitania wysłannika, ale to.- Dopilnuję, żeby ich usunięto - rzekł Korba.- Natychmiast- Czekaj! - rozkazał Paul, nim Korba zdążył się odwrócić.W nagle zapadłym milczeniu Stilgar przesunął się w miejsce, skąd mógł obserwować twarz Paula.Bardzo to było zręczne.Paul podziwiał dyskrecję, krok pozbawiony jakiejkolwiek przedwczesności.To była fremeńska specjalność: chytrość zabarwiona szacunkiem dla cudzych sekretów, ruch podyktowany koniecznością.- Która godzina? - zapytał Paul.- Prawie północ, Sire - odparł Korba- Korba, myślę, że chyba jesteś moim najdoskonalszym dziełem - powiedział Paul.- Sire! - w głosie Korby zabrzmiała uraza- Czujesz lęk przede mną?- Jesteś Paul Muad'Dib, który w naszej siczy był Usulem - rzekł Korba.- Znasz moje oddanie.- Czy czułeś się kiedyś jak apostoł? - spytał Paul.Korba najwyraźniej nie pojął pytania, ale właściwie zinterpretował ton głosu.- Mój Imperator wie, że mam czyste sumienie!- Szej-huludzie, miej nas w opiece! - wymamrotał Paul.Pełną wahania ciszę przerwało pogwizdywanie kogoś, kto szedł korytarzem.Na wysokości drzwi melodia ucichła, zduszona szorstkim rozkazem strażnika.- Myślę, Korba, że masz szansę to wszystko przeżyć - powiedział Paul.Zobaczył, że błysk zrozumienia rozjaśnia twarz Stilgara.- A intruzi w ogrodach, Sire? - zagadnął Stilgar.- A, tak - przypomniał sobie Paul.- Każ Bannerdżiemu ich usunąć, Stil.Korba będzie przy tym obecny.- Ja, Sire? - Korba zdradzał silne zaniepokojenie.- Niektórzy z moich przyjaciół zapomnieli, że kiedyś byli Fremenami.- Paul mówił do Korby, ale słowa skierowane były do Stilgara.- Zidentyfikujesz tych, których Chani rozpozna jako sardaukarów i każesz ich stracić.Zrobisz to osobiście.Chcę, aby zostało to przeprowadzone cicho i bez zbędnego zamieszania.Musimy pamiętać, że religia i rząd to więcej niż tylko zatwierdzanie traktatów i kazań.- Jak Muad'Dib rozkaże - wyszeptał Korba.- A kalkulacje dotyczące Zabulonu? - spytał Stilgar.- Jutro - rzekł Paul.- A gdy z ogrodów usunie się już obcych, obwieść, że przyjęcie dobiegło końca.Zabawa skończona, Stil.- Rozumiem, mój panie.- Tego jestem pewien - powiedział Paul.Tu leży bóg, który runąłZ wyżyn - upadek bolesny.Ów tron, wyniosły i stromyTo myśmy dla niego wznieśli.Tleilaxański epigramatAlia przykucnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]