Podobne
- Strona startowa
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Andrew Hunt, Dav
- Cien wolnosci Dav
- Weber Dav
- Eddings Dav
- Brin Dav
- Zientarowa Maria Drobne ustroje (SCAN dal 1028)
- Agata Christie Smiertelna Klatwa i Inne Opowiadania
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(5)
- Gulland Sandra Józefina i Napoleon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Możesz to powtórzyć. Zostawiłam swój numer.Jeśli.Wpatrywał się w nią. Na pewno nie będziesz go potrzebował.Ale.Buchard siadł na biurku.Wyglądał żałośnie.Zanim zdołał cokolwiekpowiedzieć, Lund i jemu uścisnęła dłoń i powiedziała do widzenia.Następnie wyszła z Komendy Głównej Policji w Kopenhadze.Konieckariery, robota wykonana.Sprawa wciąż niezamknięta.W taksówce był telewizor.Po jednej jej stronie siedział Mark, podrugiej Vibeke, a Lund oglądała wieczorne wiadomości.Debata międzyHartmannem a Bremerem.Wszystkie sondaże mówiły, że walka o Ratusztoczy się między nimi dwoma.Jedno potknięcie mogło się skończyćklęską. Nie kupiliśmy piwa ani brandy narzekała Vibeke. Mamy mnóstwo czasu. I czekoladek do kawy. W Szwecji chyba sprzedają czekoladki. Nie nasze!Zadzwonił telefon Lund.Spojrzała na numer.Skov.Detektyw, którego wysłała na poszukiwanie informacji oTheisie Birk Larsenie po tym, jak Buchard dostał cynk od emerytowanegogliniarza.Czekała.Rozważała, czy odebrać.W końcu odebrała. Co tak długo? usłyszała ekscytację w jego głosie. Mam akta odtego emeryta. Aha. Chcesz wiedzieć, co w nich jest? Daj to Meyerowi.Zawahał się. Meyerowi? Tak właśnie powiedziałam.Prognoza pogody.Lund sięgnęła po pilota i wyłączyła telewizor. Co tam jest? To sprawa sprzed dwudziestu lat.Jakaś wendeta międzyhandlarzami narkotyków.Sprawa nigdy nie trafiła do sądu.Mark rozejrzał się po samochodzie. Zapomniałem czapki.Została w babci. Wydaje mi się. Mamo? Kupię ci nową.Gliniarz dalej ględził. Chodzi o. Nie chcę szwedzkiej czapki. Nie wracamy, Mark.Cisza w telefonie. Słucham powiedziała Lund. Naprawdę? Dotyczyło to dealera z Christianshavn.Został pobity.Prawie na śmierć.Nigdy nie znalezli sprawców.Theis Birk Larsen byłgłównym podejrzanym.Przesłuchiwali go. Mark!Szperał na podłodze, szukając czegoś jeszcze. Zapomniałem. Nie obchodzi mnie, czego zapomniałeś warknęła. Jedziemy. Brandy, piwa i papierosów mruknęła jej matka z drugiej strony. Birk Larsen miał motyw mówił gliniarz. Ten dealer groził, żeujawni coś, co go dotyczyło.Miał z nami gadać. O czym? Nie wiem.Potem zamilkł.Chyba naprawdę przestraszył się BirkLarsena.Facet miał renomę.Gwałtowny.Porywczy.Czekaj.Jeszcze toczytam.Pod spodem jest druga teczka.Jezu! krzyknął tak głośno, żeodsunęła słuchawkę od ucha.Mark się wiercił, jej matka ciągle jęczała. Co tam masz?Cisza. Co tam masz?! Wrócili po miesiącu sprawdzić, czy dealer może zmienił zdanie.Pytali o niego wywiadowcy, naprawdę chcieli dopaść Birk Larsena. I? I nic.Znalezli chłopa martwego.Mam tu zdjęcia.Jezu. Co? To o wiele gorsze.Gość wygląda jak przepuszczony przezmaszynkę do mięsa. Dobra przerwała mu. Musisz to powiedzieć Meyerowi. Meyer jest zajęty. Powiedz mu, żeby natychmiast do mnie zadzwonił. Dobra, cześć.W garażu pełnym ludzi trwała cicha stypa.%7ładnych mów.%7ładnych pieśni.Tylko stoły nakryte białymi obrusami.Kwiaty, proste jedzenie, składanekrzesła.Theis Birk Larsen krążył między gośćmi, temu skinął głową, dotamtego zagadał.Patrzył, jak chłopcy, Emil i Anton, coraz mniejrozumieją, a coraz bardziej się nudzą.Pernille przemykała od jednego stołu do drugiego.Słuchała, z rzadkasię odzywała.Ciche pomruki działały otępiająco na jej obolały,posiniaczony umysł.Ciągle dzwonili klienci.Nie mieli pojęcia, że firmadzisiaj nie działa.Vagn Skarbak stał przy drzwiach, smutnooki, w czarnym swetrze iczarnych dżinsach.Odebrał telefon.Kawa i woda.Kanapki i ciasto.Birk Larsen chodził jak duch między stołami, sprawdzał, czy kubki sąpełne i czy nie brakuje jedzenia na talerzach.Kelner, który nie miał nic dopowiedzenia.W biurze, przy wielkim termosie z kawą zaczepił go Skarbak. Theis.Właśnie miałem telefon. Dzisiaj żadnych interesów, Vagn.Robię kawę. Rozmawiałem z żoną Jannika.Tą kobietą ze szkoły.Birk Larsen zakręcił kurek, odstawił niedopełnioną filiżankę.Wszedł w kąt, z dala od uszu gości. Teraz nie czas. Nie.Właśnie teraz. Mówiłem już.To może poczekać. Mam coś.Birk Larsen spojrzał na niego.Tę pospolitą bandycką mordę znał oddzieciństwa.Teraz była bardziej pomarszczona.Linia włosów cofnęła się.Ale twarz pozostała trochę przerażająca.I trochę głupia. Mówiłem, Vagn.Robię kawę.Skarbak wpatrywał się w niego.Wyzywająco.Może nawet był zły. On tu jest powiedział.Birk Larsen potrząsnął głową, podrapał się po brodzie, po policzku,zastanowił się, dlaczego w taki dzień nie ogolił się porządnie. Kto? spytał. Mężczyzna, który zdaniem policji to zrobił. Ciemne, szczwaneoczka Skarbaka zalśniły. Jest tutaj.Nazwisko.Wypowiedziane z tym wściekłym obrzydzeniem, któreSkarbak rezerwował dla cudzoziemców.Birk Larsen spojrzał przez szybę.Stypa zbliżała się do końca, ludzie się rozchodzili.Theis wyszedł zbiura, przeciął garaż powolnym, ciężkim krokiem, obmyślając, co należypowiedzieć.Co należy zrobić.Pernille dziękowała nauczycielowi za wieniec.Rama, elegancki i przystojny, w ciemnym garniturze, przyzwoity iakuratny w sposób dla Birk Larsena całkowicie nieosiągalny, mówił: To od szkoły.Od nas wszystkich.Od uczniów i nauczycieli.Spojrzał na Birk Larsena wyczekująco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]