Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Day Sylvia Tylko mnie poproÂś
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Miał mi znieść śmieci na dół.Winda jak zawsze zepsuta, a my na czwartym piętrze.Niech pani nie smaży, to piekło.Serce mi nawala, trzy razy walerianę brałam od rana.Zwariować można z tym cukrem, co teraz robią.Nie jest czysty.Szumuję i szumuję i końca nie widzę.— Po co pani szumuje? — zainteresowała się matka Janka.— Proszę, niech pani siada, właśnie robię herbatkę, to się pani z nami napije, i kanapkę pani zje, to pani dobrze zrobi.— Niech pani nawet o jedzeniu nie wspomina.Nic w ustach nie miałam od trzech dni.Mdli mnie od tego kosztowania.Herbaty, owszem, napiłabym się, ale z cytryną.Ale skąd o tej porze roku wziąć cytrynę.Truskawki, czereśnie, szklanki.Po nocach mi się śnią.Niech pani posłucha, co mi się wczoraj śniło.Jestem w polu, zbiera się na burzę…— Tu herbatka — przerwała jej matka Janka.— No, niech pani kochana powie, co i jak, bo moja siostra zaraz wróci ze szklankami.— Przedwojenną szpilkę do włosów musi pani mieć przede wszystkim — zaczęła pani Kowalska.— I rondel miedziany, no i dwa kilo na kilo, bo inaczej spleśnieją.— Zaraz, zaraz, ale ja nie mam takiego rondla, szpilek do włosów też nie mam.A czego dwa kilo na kilo?— Owoców na cukier, tfu, cukru na owoce — pani Kowalska zachłysnęła się gorącą herbatą.— Tak się robiło przed wojną.Teraz mowy nie ma, robi się kilo na kilo, no i oczywiście pleśnieją, i tyle.— A jak pani robi?— Kilo na kilo.— No i pleśnieją?— Nie, pewnie że nie.— No widzi pani.— Co widzę, nic nie widzę.Nie wolno robić kilo na kilo, ale co robić.— A może pożyczyłaby mi pani swego miedzianego rondla, bo ja nie mam.— Ja też nie mam.— To w czym pani robi?— W czym? W garnku aluminiowym, ale to bardzo niedobrze.— A na co szpilka do włosów?— Na co? — zdziwiła się pani Kowalska.— Do drylowania.Gdzie się pani chowała? Pestki pani musi wyjąć.— Z każdej wiśni?— Z każdej jednej koniecznie, bo inaczej będą gorzkie.— Ja nie mam żadnej szpilki do włosów — powiedziała matka Janka stanowczo.— To kupi pani maszynkę do drylowania w CDT, tylko że nic niewarta.Okropnie pryskają.O, widzi pani, jak ja wyglądam, jakbym miała wysypkę na twarzy.— No i co dalej?— Najpierw pani dryluje, potem pani sypie cukrem, niech postoją przez noc, potem pani smaży, i tyle.— Jak długo?— Na oko.— No, ale mniej więcej?— Nic pani nie powiem, potem będzie na mnie.Trzeba mieć wyczucie do tych rzeczy.Jak pani nie ma, to szkoda gadać.— Chyba nie mam — stwierdziła „matka Janka ze smutkiem.— Ale skąd ja mogę wiedzieć.Nigdy nie smażyłam.Może i mam.A jak już szklanki usmażone, to co?— No to do słojów.— Kiedy ja nie mam słojów.— To pani kupi.— Majątek będą kosztowały te konfitury.— Zawsze tańsze niż w sklepie — stwierdziła pani Kowalska — szczególnie, że kupić pani nie kupi, bo konfitur nie robią, tylko dżemy.— No i co dalej?— Do słojów i przykrywa pani celofanem, i chowa pani w chłodne miejsce.No i pilnuje pani jak oka w głowie, żeby się nie scukrzyły i żeby pleśnią nie zaszły.— Będę pilnowała — przyrzekła matka Janka.— No to lecę — zerwała się pani Kowalska — bo mi się przypalą, jak dwa razy dwa cztery.Niech pani pamięta, co powiedziałam.Jak Felek zje, to niech wraca do domu.Już mu kolacji nie dam.No to do widzenia!— Do widzenia!W drzwiach pani Kowalska o mały włos nie przewróciła się przez Lejka, który na długiej smyczy ciągnął ciocię Andzię.— Przyniosłam pięć kilo, piękny towar — chrypnęła ciocia Andzia zdyszana.— Zamówiłam jeszcze piąć i zapłaciłam.Trzeba będzie jutro odebrać.Cukier przyniosę zaraz ze sklepu.Czy masz wagę, bo Janek jadł całą drogę i karmił jeszcze Lejka, więc nie wiem, ile zostało.— Mam przepis na konfitury — ciocia Andzia opadła na krzesło.— Spotkałam na targu Jabłońską, tę, co z mamusią na pensję chodziła.Dała mi swój przepis.Bardzo prosty: dwa kilo na kilo, maczasz każdą wiśnię w spirytusie, robisz syrop, wrzucasz wiśnie…— Nic podobnego — oburzyła się matka Janka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]