Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Heinlein Robert A Luna to surowa pani
- Darwin Charles O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego
- Chronicles of Nick 3 Infamous Sherrilyn Kenyon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli tamta wróci, będzie próbowała.Na pewno.Eddie nie chciał zostawiać Rolanda.Nie chodziło tylko o te odgłosy miaucze-nia w nocy (chociaż o tym też myślał).Po prostu Roland był tutaj jego jedynymoparciem.Eddie i Odetta nie należeli do tego świata.Mimo to wiedział też, żerewolwerowiec ma rację.214 Chcesz odpocząć? zapytał Odettę. Jest jeszcze trochę mięsa.Niewie-le. Na razie nie odparła ze znużeniem. Niedługo. W porządku, ale przynajmniej przestań obracać koła.Jesteś słaba.Twoje.twoje kłopoty z żołądkiem, wiesz. Dobrze.Odwróciła do niego zlaną potem twarz i obdarzyła go uśmiechem, który jed-nocześnie osłabił go i dodał mu sił.Za taki uśmiech mógłby umrzeć.i być możetak się stanie, jeżeli będzie trzeba.Miał szczerą nadzieję, że nie dojdzie do tego, lecz należało taką możliwośćbrać pod uwagę.Czas stał się ogromnie ważnym, decydującym czynnikiem.Odetta złożyła ręce na podołku, a Eddie pchał wózek.Koleiny pozostające zanimi były teraz płytsze, bo piach powoli zmieniał się w coraz twardszą glebę, takkamienistą jednak, że łatwo było o wypadek, szczególnie że poruszali się szyb-ko i mógł się przydarzyć bez niczyjej pomocy, a następny upadek mógł poranićOdettę, co samo w sobie byłoby nieprzyjemne, i uszkodzić wózek, co miałobyfatalne skutki dla nich, a zapewne jeszcze gorsze dla rewolwerowca, który niemalna pewno umarłby bez ich pomocy, oni zaś na zawsze zostaliby uwięzieni w tymświecie.Ponieważ Roland był zbyt chory i słaby, żeby się poruszać, Eddie musiał roz-wiązać jeden prosty problem: stanowili trójkę, w której dwie osoby były niepeł-nosprawne.Na co w tej sytuacji mogli liczyć, co dawało im szansę?Wózek.Wózek inwalidzki był tą nadzieję, jedyną nadzieją i tylko nadzieją.Tak więc pomóż nam, Boże.* * *Rewolwerowiec odzyskał przytomność tuż po tym, jak Eddie zaciągnął gow cień wielkiego głazu.Na jego popielatoszarej twarzy pojawiły się niezdrowewypieki.Oddychał szybko i z trudem.Prawe przedramię miał poprzecinane sia-teczką krętych czerwonych linii. Nakarm ją wychrypiał do Eddiego. Ty. Nie mówmy o mnie.Nic mi nie będzie.Nakarm ją.Myślę, że teraz będziejadła.A będzie ci potrzebna jej siła. Rolandzie, a jeśli ona tylko udaje.215Rewolwerowiec uciął to niecierpliwym machnięciem ręki. Ona niczego nie udaje, chyba że w głębi swego umysłu.Ja to wiem i tytakże.Ma to wypisane na twarzy.Daj jej jeść, na pamięć twego ojca, a kiedybędzie jadła, wróć tu do mnie.Teraz liczy się każda minuta.Każda sekunda.Eddie chciał wstać, lecz rewolwerowiec zatrzymał go, pociągnąwszy lewą ręką.Chory czy nie, miał jeszcze siłę. I nic nie mów o tamtej.Cokolwiek ci powie,jakkolwiek spróbuje to wszystko wyjaśnić, nie zaprzeczaj. Dlaczego? Nie wiem.Po prostu czuję, że to byłby błąd.A teraz rób, co mówię, i niemarnuj mojego czasu!Odetta siedziała na wózku i z lekkim zdumieniem oraz rozbawieniem spoglą-dała na morze.Kiedy Eddie zaproponował jej kawałki homara, pozostałe z po-przedniego wieczoru, uśmiechnęła się żałośnie: Zjadłabym, gdybym mogła powiedziała ale wiesz, co się stanie.Eddie, który nie miał pojęcia, o czym ona mówi, mógł tylko wzruszyć ramio-nami. Nie zaszkodziłoby spróbować, Odetto.Powinnaś coś zjeść, wiesz.Będzie-my musieli iść, najszybciej jak zdołamy.Uśmiechnęła się i dotknęła jego dłoni.Poczuł się tak, jakby przeskoczyła mie-dzy nimi iskra elektrostatycznego wyładowania.To była ona Odetta.Wiedziało tym równie dobrze, jak Roland. Kocham cię, Eddie.Tak bardzo się starałeś.Byłeś taki cierpliwy.On także wskazała w kierunku skały, pod którą leżał rewolwerowiec ale jego trudnokochać. Taak.Jakbym o tym nie wiedział. Kiedyś spróbuję. Jak chcesz.Uśmiechnęła się, a on poczuł się tak, jak gdyby cały świat kręcił się dziękiniej i dla niej.Pomyślał: Proszę, Boże, nigdy nie miałem tak wiele, więc proszę,nie zabieraj mi jej znowu.Proszę.Wzięła kawałki mięsa z homara, z komicznie żałosną miną zmarszczyła nosi popatrzyła na Eddiego. Muszę? Postaraj się. Nigdy więcej nie tknę muli powiedziała. Przepraszam? Myślałam, że ci mówiłam. Być może odparł i zaśmiał się nerwowo.Rewolwerowiec mówił, żebynigdy nie przypominać jej o tej drugiej, przez cały czas tkwiącej w jej umyśle. Kiedyś jedliśmy je na kolację, miałam wówczas dziesięć czy jedenaścielat.Nienawidziłam ich smaku.Były jak gumowe kulki i potem zwróciłam je.Od216tamtego czasu nigdy więcej ich nie jadłam.A jednak. westchnęła skorotak mówisz, postaram się.Włożyła kawałek kraba do ust, jak dziecko połykające łyżkę lekarstwa, którena pewno będzie miało obrzydliwy smak.Zaczęła żuć, z początku powoli, potemcoraz szybciej.Połknęła.Wzięła następny kawałek.Przeżuła, przełknęła.Następ-ny.Teraz po prostu zajadała się. Hej, powoli! zawołał Eddie. To pewnie inny gatunek! Tak, na pewno! Z promiennym uśmiechempopatrzyła na Eddiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]