Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Stephen King Mroczna Wieza t3 Ziemie jalowe (rtf)
- King Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojki
- King Stephen Miasteczko Salem (SCAN dal 1051
- King Stephen Desperacja (SCAN dal 836)
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- King Stephen Christine (SCAN dal 1119)
- Sagan Carl Kontakt (3)
- Falszerze Pieniedzy
- Molier Zelenski Boy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a może na odwrót?.Od trzydziestu lat rok w rok przyjeż-dżam na wyspę, a nie potrafię tego zapamiętać.Określenie malownicze jestczęsto nadużywane, szczególnie w odniesieniu do nadmorskich miasteczekw Nowej Anglii, ale trudno znalezć trafniejsze słowo, patrząc na wąskie,starannie poprzeplatane uliczki Vineyard Haven, obramowane małymidrewnianymi domkami, sklepikami i kościołami.Miasto wygląda jak deko-racje na planie filmowym, tyle że żaden reżyser nie odważyłby się stworzyćfilmowego miasteczka tak ożywionego i kipiącego energią, tak pełnegowspaniałych, bujnych drzew i z cudownym widokiem na ocean z.z niemalkażdego miejsca.Zazwyczaj widok Tisbury wywołuje u mnie uśmiech, gdyżjest ono tak bezwstydnie doskonałe.Jednak dzisiaj, gdy ciągnę zderzak sa-mochodu po Main Street, całkowicie zaprzątają mnie rozważania, co wła-ściwie się dzieje.Zakładam, że wkrótce się dowiem.- Przykro mi z powodu twojego samochodu - zapewnia mnie Maxine,gdy siadamy.W sali znajduje się tylko dwanaście stolików i wszystkie mająwidok na ponury dziedziniec kościelny, dachy domów niżej na wzgórzu ibłękitną wodę za nimi.Dziesięć stolików jest pustych.- Nie tak przykro jak mnie.- Ojej, przystojniaku, rozchmurz się.Uśmiecha się do mnie tym samym zarazliwym uśmiechem, który po razpierwszy ujrzałem na torze wrotkowym w dzień po pogrzebie Sędziego.Mana sobie brązowy kombinezon i wielobarwny szal, czyli ubiera się równieniekonwencjonalnie, jak czesze.Stwierdzam, że teraz, kiedy ma już imię,znacznie bardziej ją lubię, choć zapewne okaże się, że w razie potrzeby możeposługiwać się wieloma imionami, podobnie jak większość osób, które po-znałem po śmierci ojca.- Przestań mnie tak nazywać - domagam się, broniąc się przed zainte-resowaniem, które we mnie budzi.- Dlaczego? Jesteś przystojny.- Chociaż to nieprawda.- Ponieważ jestem również żonaty.Rozbawiona Maxine wydyma wargi, ale nie komentuje tego, za co jestemjej wdzięczny.Zazwyczaj nie lubię przebywać sam na sam z kobietami, pozaswoją żoną, gdyż obawiam się, że ktoś mógłby zobaczyć nas razem i wycią-gnąć błędne wnioski.Cenię sobie reputację wiernego małżonka i wyznajęstaroświeckie przekonanie, że osoby dorosłe mają obowiązek żyć zgodnie zeswoimi zobowiązaniami.Wpoili mi to obydwoje rodzice.Jednak siedząc tu ztajemniczą Maxine, uświadamiam sobie, że wcale mnie to nie martwi, czyktoś uzna nas za parę.Oznacza to, że muszę stąpać bardzo ostrożnie.- Skoro nie mogę nazywać cię przystojniakiem - wzdycha moja towa-rzyszka - to jak wolałbyś, żebym mówiła?Nie chcę dopuścić do bliskości z tą kobietą.A raczej, moje chęci nie mająznaczenia, ponieważ jestem żonaty.- Cóż, biorąc pod uwagę dzielącą nasróżnicę wieku, powinnaś zapewne nazywać mnie profesorem Garlandemlub panem Garlandem.- Uuu.- Co?- Powiedziałam.uuu, profesorze Garland.- Te dołeczki w jej policz-kach.- Poza tym, nie jest pan aż o tyle starszy ode mnie.- Zmieje się.Ja również nie mogę powstrzymać się od uśmiechu.- Dlaczego za mnąjezdzisz? - pytam, usiłując trzymać się interesującego mnie tematu.- Na wypadek, gdyby pan zmienił zdanie w sprawie nauki jazdy na rol-kach.Zmieje się.Ja tym razem nie.- Przestań, mówię poważnie, Maxine.Muszę wiedzieć, co się dzieje.- Wcześniej czy pózniej dojdziesz do tego.- Szeroką, pełną życia twarzukryła za jadłospisem.- Słyszałam, że mają tu najlepsze ciasteczka krabowena całej wyspie - dodaje, gdy zbliża się kelner, ale połowa restauracji naVineyard chwali się tym samym.Niemniej jednak obydwoje zamawiamy ciastka krabowe, obydwoje wy-bieramy do nich ryż, obydwoje prosimy o sałatkę z domowym sosem i oby-dwoje ograniczamy się do wody sodowej, którą już pijemy.Nie wiem, ktokogo naśladuje, ale czas z tym skończyć.- Maxine - pytam, kiedy tylko kelner odszedł - co my tu robimy?- Jemy obiad.- Dlaczego?- Bo musimy porozmawiać, przystojniaku.Przepraszam, przepraszam,to znaczy, profesorze Garland.A właściwie Misha.A może mogę cię nazy-wać Talcott? Tal? Czy nie tak masz na imię? Nawiasem mówiąc, czy nikt cinie uświadomił, że masz zbyt wiele imion? - Znowu się śmieje.Stwierdzam,że niezależnie od tego, ile ona ma imion, przebywanie z nią sprawia mi owiele za dużą przyjemność.Trzymam się więc swojego tematu.- Postanowiłaś tak po prostu stara-nować mój samochód, żebyśmy mogli porozmawiać?Znowu ten radosny uśmiech.- No, to przyciągnęło twoją uwagę, nie-prawdaż? Aha, zanim zapomnę.- Maxine otwiera dużą brązową torebkę iwyciąga kopertę, a ja w międzyczasie zauważam, że w środku znajduje siębroń w kaburze.Zamyka torebkę i z uśmiechem rzuca kopertę na stół.Jestgruba jak książka telefoniczna.- Proszę.- Co to jest? - Nie mam ochoty jej dotykać, jeszcze nie teraz.- Zniszczyłam ci zderzak, a nie mogę ci podać mojego numeru ubezpie-czenia.Sytuacja ta wydaje mi się tak nierealna, że aż potrząsam głową, po czympodnoszę kopertę i zaglądam do środka.Widzę plik studolarowych bankno-tów.Używanych.- Ile to jest?- Jakieś dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.- Jej głos nie brzmi tak nie-dbale, jakby chciała.- Coś koło tego.Głównie setki.- Znowu ten psotnyuśmiech.- Wiem, że naprawa zagranicznych samochodów jest droga.Rzucam pieniądze z powrotem na stół.Dzieje się tu naprawdę coś dziw-nego.- Dwadzieścia pięć.tysięcy?- A co, nie starczy?- Maxine, mógłbym sprzedać mój samochód za jedną dziesiątą tego.- Nie potrzebuję twojego samochodu.- Celowo udaje, że mnie nie ro-zumie.Postukuje kopertą.Niepomalowane paznokcie ma bardzo krótkoobcięte.- Ja już mam samochód.Wez pieniądze, kotku.Potrząsam przecząco głową i nie ruszam koperty.- Za co naprawdę są te pieniądze?- Odszkodowanie, przystojniaku.Wez je.- Przechyla głowę na bok.-Poza tym nigdy nie wiadomo, kiedy przyda ci się trochę dodatkowej gotów-ki.Najwyrazniej ktoś wie o naszych długach i muszę przyznać, że mnie toirytuje.- Maxine.czyje to pieniądze?- Twoje, głuptasie.- Ależ ona ma piękny uśmiech! Z wysiłkiem zacho-wuję spokój.- Chodzi mi o to, skąd je wzięłaś.- Z mojej torebki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]