Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Stephen King Mroczna Wieza t3 Ziemie jalowe (rtf)
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- King Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojki
- King Stephen Miasteczko Salem (SCAN dal 1051
- Fowles John Kolekcjoner
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18) (2)
- Orson Scott Card Cien Heg
- King Stephen Desperacja (SCAN dal 836)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To dobrze, że przyszedłem – zaszydził, szczerząc zęby do Covenanta.– No więc? – wyszeptał Covenant.– Triock, co się z tobą stało?– No cóż, zaiste.– Mężczyzna pociągnął nosem, jakby walczył ze łzami.– Wiele czasu straciłeś w tym miejscu, nieszczęsnym i zwodniczym.Z każdym dniem Wzgardliwy staje się potężniejszy.Podporządkował.– w cieniu swego kaptura wyszczerzył zęby do Covenanta.– Thomasie Covenancie, nie można dłużej opóźniać twego dzieła.Przybyłem, aby cię zaprowadzić do Ridjeck Thome.Covenant wpatrywał się uporczywie w mężczyznę.Minęła chwila, nim zbadał pustkę swej duszy i przekonał się, że nie opuściła go pewność.Potem skierował całą swoją uwagę na Triocka, próbując przebić wzrokiem granice jego powierzchowności, uchwycić jakieś przebłyski jego wewnętrznego stanu.Jednakże zima i rozterki Triocka wyraźnie mu to utrudniały.Widział odwróconą twarz, rozczapierzone niczym pazury palce, odsłonięte białe, wilgotne zęby, podniecenie, ale nie potrafił przeniknąć w głąb.Jakieś wielkie cierpienie ciążyło na barkach stonedownora.– Triock, musisz powiedzieć mi, co się stało – rzekł Covenant z uczuciem sympatii, zmieszania i samoobrony.– Czy muszę?– Tak.– Grozisz mi? Obrócisz przeciwko mnie pierwotną magię, jeśli odmówię? – Triock cofnął się, jakby naprawdę się bał, a przez usta przemknął mu dziwnie tchórzliwy grymas.Potem jednak otrząsnął się i zwrócił twarzą prosto pod wiatr.– Pytaj więc.– Grozić? – rzucił Covenant w stronę zgarbionych pleców Triocka.– Nie, nie.Nie chcę, aby znowu do tego doszło.Wyrządziłem już dość krzywd.– Pytaj!– Czy.– ledwie mógł wydusić z siebie słowa przez zaciśnięte gardło –.czy znalazłeś Wyzwolonego?– Tak!– Czy skontaktował się z Mhoramem?– Nie!– Dlaczego?– Nie starczyło mu sił!Przejmujący wicher porwał z sobą gorycz słów i Covenant był jedynie w stanie powtórzyć:– Triock, co się stało?– Wyzwolonemu brakowało siły, aby zapanować nad lomillialor.Wziął go ode mnie i nie potrafił nim zawładnąć.Yeurquin i Quirrel zginęli – więcej towarzyszy zginęło, podczas gdy ty marnowałeś czas na włóczenie się! Oboje zginęli.– Ja nie.Jak mnie znalazłeś?– To droga krew, Covenancie.Kiedy się nasycisz?Nasycić? Triock! Ten zarzut zabolał go, ale zniósł to.Dawno już utracił prawo obrażania się za to, co mówił Triock.– Jak mnie znalazłeś? – zapytał ponownie z trudem.– Czekałem! Gdzie indziej mógłbyś pójść?– Triock.– Covenant otulił się pustką swego spokoju i rzekł: – Triock, spójrz na mnie.– Nie chcę na ciebie patrzeć.– Spójrz na mnie!– Nie mam ochoty na twój widok.– Triock! – Covenant położył dłoń na jego ramieniu.Triock natychmiast się okręcił i uderzył Covenanta w policzek.Cios nie sprawiał wrażenia silnego; Triock wziął krótki zamach, jakby próbował cofnąć ramię, ale uderzenie wybuchnęło siłą, która odrzuciła Covenanta na ziemię kilka stóp dalej.Policzek palił go przeraźliwie, niczym witriol, który wyciskał mu łzy z oczu.Ledwie widział, jak Triock cofnął się, odwrócił i zaczął uciekać, potem zatrzymał się, czekając w odległości kilkunastu jardów, jakby spodziewał się, że Covenant ciśnie w jego plecy włócznią.Ból huczał w głowie Covenanta niczym wdzierająca się weń czarna woda, ale zmusił się, aby usiąść, zignorować swój palący policzek.– Nie idę do ochronki Foula – powiedział spokojnie.– Nie? – Zaskoczony Triock odwrócił się do Covenanta.– Nie.– Covenant sam był nieco zaskoczony swą pewnością.– Mam zamiar przekroczyć rzekę.Mam zamiar spróbować iść na południe z ramenami.Oni mogą.– Ośmielisz się? – wrzasnął Triock.Zdawał się siny z wściekłości, ale zbliżył się do Covenanta.– Przez ciebie straciłem mą ukochaną! Moich towarzyszy! Mój dom! Zabiłeś wszystko, co ważne w mym życiu! A teraz mówisz, że odmawiasz spełnienia jedynej obietnicy, którą mógłbyś mi to wynagrodzić? Niedowiarku! Przypuszczasz, że zostawię cię przy życiu za taką zdradę?– Zabij, jeśli chcesz – powiedział, wzruszając ramionami, Covenant.– To nie ma znaczenia.– Ból twarzy przeszkadzał mu w koncentracji, ale mimo to dostrzegał wewnętrzną sprzeczność kryjącą się za groźbą Triocka.Strach i gniew na równi władały stonedownorem, jakby w jego ciele było ich dwóch, uwięzionych pomiędzy ucieczką i atakiem, szarpiących się w przeciwnych kierunkach.Pomiędzy tymi przeciwnikami był też gdzieś Triock, taki, jakim pamiętał go Covenant.Niedowiarek oparł się rykowi bólu w swej głowie i spróbował w zrozumiały dla Triocka sposób wyjaśnić, co miał na myśli.– Jedynym sposobem na zabicie mnie jest moja śmierć w mym własnym świecie.Widziałeś mnie.gdy mnie przywołałeś.Możliwe, że możesz mnie zabić, ale jeśli naprawdę umieram, to nie ma znaczenia, czy zabijesz mnie, czy nie.W jakiś sposób zostanę zabity.Takie już są sny.Nim postanowisz, pozwól, bym spróbował wyjaśnić, dlaczego.dlaczego nie idę do ochronki Foula.Niedowiarek podniósł się z bólem.Chciał podejść do Triocka, wejrzeć głęboko w jego twarz, ale powstrzymały go targające Triockiem namiętności.– Nie jestem zupełnie bez winy.Wiem o tym.Powiedziałem ci, że to była moja wina, i tak jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]