Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Maria Siemionowa 01.Wilczarz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie kościół - za dużo tam było rzewności i gadania.Nie książki - wprowadzały zamęt, wpływały na rozmiękczanie mózgu.Nie przyroda - nie znała hamulców, sprzyjała indywidualizmowi.Tylko służba żołnierska mogła prawdziwego mężczyznę zadowolić bez reszty.- Gdzie jest właściwie bombardier Asch? - zapytał nagle Lindenberg.Nie widział jeszcze dziś Ascha.Przebiegł myślą wszystkich "żołnierzy, których tego ranka widział.Zaapelował do swej wspaniałej w tak drobnych szczegółach pamięci.Nie, nie widział jeszcze Ascha.Żołnierze woleli opuścić izbę.Było to całkowicie normalne.Wziąwszy ręczniki, mydło, przybory do golenia, pastę do zębów, szczoteczki i szklanki do płukania ust - szklanki tylko dlatego, że obecny był Lindenberg - udali się do umywalni.Byłoby po prostu głupotą wystawiać się nadal na badawcze spojrzenia kaprala.- Gdzie jest bombardier Asch? - zapytał Lindenberg powtórnie.Nie otrzymał odpowiedzi.Nawet Kowalski, znajdujący się w pobliżu, wolał nic nie mówić.W izbie nie było prawie nikogo.Lindenberg ociągał się, by uwierzyć w to, co zaczął podejrzewać.Potem wszedł do izby, podszedł do miejsca, gdzie za dwiema szafami było łóżko bombardiera Ascha.Stał tam nieruchomo przez kilka sekund.Bombardier Asch leżał w łóżku z rękami założonymi pod głową i patrzył na Lindenberga przymrużonymi oczyma.Miał wielce zadowoloną minę.Założył prawą nogę na lewe kolano i uśmiechał się.Kapral Lindenberg nie potrafił ukryć zdumienia.Uznał, że to, co tu zobaczył na własne oczy, jest po prostu niesłychane.A więc prawie przez kwadrans bombardier Asch miał odwagę ignorować obecność swego kaprala.Było to rzeczywiście niesłychane! Lindenbergowi nigdy jeszcze nie zdarzyło się coś podobnego.Mówiąc szczerze, nigdy by mu nie wpadło do głowy, nawet we śnie, pomyśleć o tym, że coś podobnego w ogóle może mu się przytrafić.Zmuszając się do spokoju zapytał: - Nie macie zamiaru wstać, Asch?Asch oświadczył z największym spokojem: - Mam stopień bombardiera.Kapral przełknął i to.Po kilku sekundach, kierowany niezwykle wyostrzonym zrozumieniem przepisów, pojął, że istotnie popełnił błąd.W myśl rozkazu führera należało zwracać się do podwładnych po nazwisku i z uwzględnieniem stopnia służbowego.Choć zwrócenie na to uwagi było że strony Ascha całkowicie pozbawione taktu, a może nawet wykraczało przeciw dyscyplinie, miał do tego pełne prawo.Kapral naprawił więc swój błąd i powiedział: - Czy nie macie ochoty wstać, bombardierze Asch?Asch odrzekł uprzejmie: - O ochocie nie może być w ogóle mowy, panie kapralu.Bombardierowi Kowalskiemu, jedynemu świadkowi tej wymiany zdań, krew uderzyła do głowy.Trudno się było zorientować, czy z radości, czy z przerażenia.Stoczył ze sobą krótką walkę, czy udać się wraz z innymi do umywalni, czy też pozwolić sobie na pozostanie na linii ognia.W końcu pozostał.Również twarz Lindenberga zarumieniła się lekko.Kapral wyprężył się i powiedział ostro: - Wstawajcie natychmiast, bombardierze Asch.- To - powiedział bombardier i zaczął się uroczyście podnosić - jest coś zupełnie innego.To wyraźny rozkaz.Nie sprzeciwiam się nigdy jasnym i prawnie uzasadnionym rozkazom.Ale to pierwsze było jedynie pytaniem, a najwyżej wezwaniem.Niejasno sformułowane, panie kapralu.Lindenberg przełknął i tę naganę; przesadne poczucie sprawiedliwości podyktowało mu takie postępowanie.Uważał za wskazane całkowicie wyjaśnić sytuację.Podczas gdy Asch podniósł się, wylazł z łóżka i ściągał przez głowę nocną koszulę, Lindenberg powiedział: - W myśl istniejących przepisów każdy żołnierz winien bezpośrednio po pobudce wstać z łóżka.Nie zrobiliście tego, bombardierze Asch, a więc naruszyliście istniejące przepisy.Asch stał zupełnie nagi.Nie zajmował żadnej postawy, co ze względu na jego nagość wydawało się zupełnie naturalne.- Panie kapralu - powiedział - istnieją pojęcia sporne.Takim pojęciem jest słowo "bezpośrednio".Co to znaczy bezpośrednio? Sekunda? Trzy minuty? A może kwadrans? Tego nie zawiera żaden przepis.Można więc interpretować to dowolnie, co też uczyniłem.- Bezpośrednio to dziesięć sekund, najwyżej minuta - zdecydował kapral.- Każdy to może powiedzieć - odparł Asch ze spokojem.Lindenberg zacisnął wargi.Ubolewał, że się w ogóle wdałz Aschem w rozmowę.Ale skoro już tak się stało, postanowił uzasadnić wojskowy, jedynie tutaj miarodajny sposób myślenia, przekonująco uzasadnić! - Nie jestem żaden "każdy" - rzekł ostro.- Jestem wasz przełożony; wedle mego przeświadczenia postąpiliście wbrew przepisom.To jest karalne.- Panie kapralu - powiedział Asch.- Jak może być karalne coś, co pan wyraźnie aprobował.- Co takiego?Asch wytłumaczył to bliżej: - Leżałem w łóżku w obecności dowódcy działonu, bo przecież przez cały czas poczynając od pobudki był pan obecny, panie kapralu.Mimo to nie wyraził pan nagany ani nie udzielił mi pan rozkazu.Musiałem więc uznać, że pan, panie kapralu, wyraźnie moje zachowanie aprobuje.Lindenberg drgnął, jak gdyby go ktoś potężnie zdzielił czymś po głowie.Otrząsnąwszy się wyprężył się znowu, nie bez wysiłku.- Więcej z wami rozmawiać nie będę, bombardierze Asch.- To wielka szkoda, panie kapralu.- Złożę na was meldunek.- Przykro, że wszystko to wydarzyło się w pańskim działonie, panie kapralu - powiedział Asch.Wydawało się, że jest z tego powodu szczerze zasmucony.Kapral Lindenberg przestał rozumieć świat.Nie mógł po prostu uwierzyć w to, co słyszał.Szukał wytłumaczenia, ale nie potrafił znaleźć żadnego, które by go przekonało.- Słuchajcie no, bombardierze Asch - powiedział - może źle się czujecie? Może jesteście chorzy, a może wam się coś stało?- Jestem zupełnie normalny, zostałem tylko wyprowadzony z równowagi, i to przez pana, panie kapralu.- Zastanówcie się nad tym, co mówicie! - zawołał Lindenberg wzburzony.Bombardier Kowalski postarał się o to, by zostali sami.Żołnierze, którzy się tymczasem myli, stali obnażeni do pasa na korytarzu i dzielili się swoimi uwagami.Mieli jak najgorsze przeczucia.- Nad tym, co tutaj mówię - oświadczył Asch - zastanowiłem się przedtem dokładnie.Pan, panie kapralu, przeszkodził mi, wyprowadził mnie z równowagi.To wszystko.Dlaczego nie pozwala nam pan wstawać w spokoju i w spokoju przygotowywać się do zajęć? Przecież nie jesteśmy automatami.Chcemy korzystać nie tylko we śnie z odrobiny choćby życia prywatnego.Tymczasem traktowani tu jesteśmy, jak byśmy odbywali pańszczyznę.A pan nie jest instruktorem, lecz dozorcą.Lindenberg powiedział drżącym głosem: - Wszystko to zapamiętam sobie!- Miejmy nadzieję.- Asch kiwnął głową z aprobatą.- A jeżeli słowo "dozorca" nie wystarcza panu, może pan zastąpić je słowami "poganiacz niewolników".- Poganiacz niewolników?! - zawołał Lindenberg z przerażeniem.Określenie to zraniło go głęboko, miał wrażenie, że krew z niego uchodzi.- To wystarczy! - zawołał ostatnim wysiłkiem.- Teraz już koniec!- Jeżeli panu to wystarczy, to rzeczywiście teraz już koniec - powiedział Asch uprzejmie.Lindenberg był blady jak świeżo uprane prześcieradło.Musiał zebrać wszystkie siły, by nie przejść do rękoczynów.Był dumny z siebie, że się potrafił opanować.Maltretowanie podwładnych było surowo wzbronione; a on odczuwał respekt do wszystkiego, co objęte było zakazem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]