Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanary
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Później wracali samochodami po pijanemu i chociaż dostawali w domu lanie, to i tak często zdarzały się wypadki, jak choćby ten, kiedy Billy Smith, jadąc z prędkością dziewięćdziesięciu mil na godzinę, rąbnął w drzewo na Deep Cut Road, zabijając na miejscu siebie i swoją dziewczynę, LaVerne Dube.Nie licząc tych spraw, wiedza mieszkańców na temat gnębiących świat wstrząsów była czysto akademicka.Tutaj czas biegł zupełnie innym rytmem.W takim miłym, małym miasteczku nie mogło wydarzyć się nic nieprzyjemnego.Wszędzie, ale nie tutaj.5Ann Norton właśnie prasowała, kiedy jej córka wpadła do domu z torbą pełną zakupów, podstawiła jej pod nos książkę ze zdjęciem jakiegoś szczupłego, młodego człowieka na obwolucie i zaczęła trajkotać.- Zwolnij trochę - poprosiła ją matka.- Wyłącz telewizor i powtórz mi wszystko od początku.Susan przerwała w pół zdania Peterowi Marshallowi, wydającemu tysiące dolarów w kolejnym odcinku „Hollywood Squares” i opowiedziała jej o spotkaniu z Benem Mearsem.Pani Norton zmusiła się do spokojnego, życzliwego potakiwania.Zawsze, kiedy Susan wspominała o nowym chłopcu, w świadomości matki zapalały się ostrzegawcze żółte światła; zresztą, coraz częściej dotyczyło to mężczyzn, chociaż do pani Norton jeszcze w pełni nie dotarło, że Susan jest aż t a k dorosła.Dzisiaj światła były bardziej jaskrawe niż zwykle.- To brzmi interesująco - zauważyła, kładąc na deskę kolejną koszulę swego męża.- Był bardzo miły - powiedziała Susan.- I taki naturalny.- Och, moje nogi! - westchnęła pani Norton, po czym odstawiła żelazko na bok, usiadła w bujanym fotelu przy oknie i zapaliła papierosa, którego wyjęła z paczki leżącej na małym stoliku do kawy.- Jesteś pewna, że to porządny człowiek, Susie?- Oczywiście.Wygląda jak.bo ja wiem? Wykładowca z college'u albo ktoś w tym rodzaju.- Podobno Szalony Podpalacz wyglądał jak zwykły ogrodnik - zauważyła pani Norton.Susan machnęła lekceważąco ręką.- Głupia gadanina.- Pokaż mi tę książkę - poprosiła matka.Susan podała powieść, przypomniawszy sobie nagle o scenie homoseksualnego gwałtu w więzieniu.- Powietrzny taniec.- mruknęła w zamyśleniu Ann Norton i zaczęła przerzucać kartki.Susan przyglądała się jej z rezygnacją.Matka zawsze musiała wtrącić swoje trzy grosze.Przez otwarte okna wpadały delikatne podmuchy przedpołudniowego wiatru, wydymając wiszące w kuchni żółte zasłony.Dom był ładny, zbudowany z solidnej cegły, trochę trudny do ogrzania zimą, ale za to przyjemnie chłodny latem.Stał na łagodnym wzniesieniu z dala od Brock Street i z okna, przy którym siedziała pani Norton, roztaczał się rozległy widok na miasteczko.Szczególnego uroku nabierał zimą, kiedy wszystkie poziome płaszczyzny pokryte były nieskazitelną warstwą białego puchu.a widoczne w oddali domy rzucały na śnieg żółte plamy światła.- Zdaje się, że czytałam w gazecie recenzję tej powieści.Nie była zbyt pochlebna.- Mnie się podoba - odparła spokojnie Susan.- On zresztą też.- Floyd pewnie także go polubi - zauważyła od niechcenia pani Norton.- Powinnaś ich sobie przedstawić.Susan poczuła ostre ukłucie gniewu.Wydawało jej się, że przeszły już z matką przez wszystkie burze i konflikty wieku dorastania, ale w tym momencie okazało się, że wcale tak nie jest.Wróciły do odwiecznego sporu między niezależnością sądów córki a doświadczeniem życiowym matki jak do starej, odłożonej na jakiś czas do kąta robótki.- Przecież już rozmawiałyśmy o Floydzie, mamo.Mówiłam ci, że to jeszcze nie jest nic pewnego.- W gazecie napisali, że w tej książce są jakieś ostre sceny w wiezieniu.Chłopcy z chłopcami czy coś takiego.- Rany boskie, mamo! - Sięgnęła po papierosa.- Nie ma potrzeby od razu się złościć - odparła z niewzruszonym spokojem pani Norton.Odłożyła książkę i strząsnęła z papierosa długi słupek popiołu do ceramicznej popielniczki w kształcie ryby.Otrzymała ją od jednej z przyjaciółek z Klubu Kobiet.Widok tej popielniczki w jakiś nieokreślony sposób zawsze irytował Susan; wydawało jej się, że w strząsaniu popiołu do gardła okonia jest coś nieprzyzwoitego.- Wyjmę zakupy - powiedziała, wstając z miejsca.- Chodziło mi tylko o to, że jeżeli masz zamiar wyjść za Floyda Tibbitsa, to.- zaczęła matka, ale Susan nie pozwoliła jej dokończyć.Irytacja zamieniła się w piekący, dobrze znany gniew.- Skąd, do licha, przyszedł ci do głowy taki pomysł? Nie przypominam sobie, żebym coś mówiła na ten temat!- Wydawało mi się.- W takim razie źle ci się wydawało - powiedziała z przekonaniem większym od tego, które czuła, ale było faktem, że w ciągu ostatnich kilku tygodni uczucia, jakie żywiła wobec Floyda, zdecydowanie ostygły.- Wydawało mi się, że skoro spotykasz się z tym samym chłopcem od półtora roku, to chyba chodzi o coś więcej niż o zwykłe trzymanie się za ręce.- Floyda i mnie łączy rzeczywiście coś więcej niż tylko przyjaźń - przyznała Susan.Teraz przynajmniej matka będzie miała o czym myśleć.Nie wypowiedziane słowa zawisły między nimi.Spałaś z nim?Nie twój interes.Kim jest dla ciebie ten Ben Mears?Nie twój interes.Masz zamiar zadurzyć się w nim i popełnić jakąś głupotę?Nie twój interes.Kocham cię, Susie.Tata i ja bardzo cię kochamy.Na to nie było już odpowiedzi.Ani na żadne z następnych pytań.Właśnie dlatego przenosiny do Nowego Jorku, czy w jakiekolwiek inne miejsce, stały się niezbędną koniecznością.Prędzej czy później zawsze dochodziło do zderzenia z ich miłością, niewzruszoną niczym obite miękkim tworzywem ściany celi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]