Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Alistair MacLean Partyzanci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostrzegła wiszący nisko nad horyzontem sierp księżyca, niemal nadzianego na ostry diabli róg, wyrastający po wschodniej stronie ze ściany Chińskiej Jamy.Wydostałam się - pomyślała, chwytając latarkę.- Tyle przynajmniej udało mi się osiągnąć.Dzięki Ci, wielki Boże.Na kolanach odsunęła się od rzuconych na stos ciał.Latarkę znów trzymała między lewym ramieniem i lewą piersią, rękami wlokła po ziemi, nadal próbując je oczyścić.Po lewej zobaczyła światło.Spojrzała w jego kierunku.i przeraziła się straszliwie, widząc, że to radiowóz Entragiana.“Zechce pan wysiąść z samochodu, panie Jackson?” - powiedział gliniarz i, przynajmniej jej zdaniem, wtedy właśnie wszystko się zaczęło, wtedy właśnie wszystko, co do tej pory uważała za nienaruszalne, rozpadło się w proch i pył.Jest pusty, samochód jest pusty, widzisz przecież, że jest pusty, prawda?Oczywiście.Od razu zauważyła, że jest pusty, strach jednak wcale nie chciał ustąpić.Smakował miedzią, jakby trzymała w ustach drobne monety.Zakurzony radiowóz - nawet kogut na dachu zabity był niesionym przez burzę piachem - stał obok niewielkiego budynku przypominającego stanowisko ogniowe bunkra.Drzwi od strony kierowcy były otwarte; to dzięki nim świeciło się światełko w kabinie.To tym samochodem Ellen przywiozła ją do baraku, a potem gdzieś sobie poszła.Miała inne sprawy do załatwienia, inne ślady do wytropienia, inne skręty do skręcenia.Ach, gdyby tylko zostawiła kluczyki w stacyjce!Mary zerwała się na równe nogi i skulona niczym żołnierz przemierzający ziemię niczyją podbiegła do samochodu.Radiowóz śmierdział krwią, szczynami, bólem i strachem.Deska rozdzielcza, kierownica i przednie siedzenie pokryte były grubą warstwą zakrzepłej krwi.Wskazań zegarów na desce nie dałoby się nawet odczytać.Na podłodze po stronie pasażera leżał mały kamienny pająk.Stary, zerodowany, ale wystarczyło, że spojrzała na niego, i zaraz poczuła się słabo.Dostała dreszczy.Nie musiała się jednak przesadnie o niego martwić.Kluczyków w stacyjce nie było.- O cholera! - szepnęła.- Wlazłam w gówno.Odwróciła się, oświetlając latarką najpierw kilka maszyn górniczych, a potem, wyżej, drogę prowadzącą na północne zbocze nasypu kopalni.Porządnie wyżwirowana i ugnieciona, wyglądała najmarniej jak czteropasmówka; w końcu przeznaczona była przecież dla ciężkich maszyn, którym przyglądała się przed chwilą.Była pewnie gładsza od tej cholernej szosy, na której gliniarz zatrzymał ją i Petera.Mary nie mogła jednak wykorzystać policyjnego radiowozu, ponieważ nie miała pieprzonych kluczyków.Jeśli ja nie mogę, muszę zadbać o to, by nie mógł i on.A może ona? Coś, czymkolwiek jest ta cholera.Znów wsadziła głowę do samochodu, krzywiąc się na bijący z wnętrza kwaśny smród.Uważnie obserwując leżącą na podłodze statuetkę, jakby mogła podskoczyć i ugryźć, pociągnęła za dźwigienkę zwalniającą zamek maski, potem poszła na przód samochodu i przesunęła palcami nad przednim pasem.Znalazła zatrzask.Uniosła maskę caprice.Silnik był ogromny, ale bez problemu rozpoznała filtr powietrza.Pochyliła się, złapała śrubę motylkową, spróbowała ją przekręcić i.nic.Syknęła, zawiedziona.Zamrugała powiekami, by strząsnąć z nich pot, który zalewał jej oczy i szczypał.Nieco ponad rok temu czytała wiersze na wieczorku kulturalnym odbywającym się pod hasłem “Poetki świętują swą wrażliwość i seksualność”.Miała na sobie garsonkę od Donny Karan, a pod garsonką jedwabną bluzkę.Włosy, specjalnie ułożone na tę okazję, spadały jej w loczkach na czoło.Poemacik “Waza” był prawdziwym przebojem wieczoru.Lecz, oczywiście, miało to miejsce przed wizytą w zabytkowej, pięknej Chińskiej Jamie, w której mieścił się jedyny w swoim rodzaju, fascynujący Grzechotnik Numer Dwa.Miała poważne wątpliwości, czy ktokolwiek słuchający tego wieczoru “Wazy”.gładkataka gładkazapach łodygkrawędź z cieniawygięta jak liniaramionlinia udapoznałby ją teraz, w tej chwili.Prawdę mówiąc, sama się nie poznawała.Prawa ręka, ta której używała do odkręcenia filtra, nadal swędziała ją i bolała.Spocone palce ześlizgnęły się ze śruby.Zadarła sobie paznokieć.Syknęła z bólu.- Boże, proszę, pomóż mi, nie odróżnię palca rozdzielacza od bagnetu oleju, to musi być gaźnik.Proszę, daj mi siłę.Tym razem śruba obróciła się pod naciskiem jej palców.- Dzięki - wydyszała Mary.- O tak, tak, strasznie Ci dziękuję, tylko proszę, nie odchodź jeszcze.I zaopiekuj się Davidem i resztą, dobra? Niech nie wyjadą z tego szamba beze mnie.Odkręciła śrubę, która oczywiście natychmiast wpadła do silnika.Nie szkodzi.Zdjęła filtr powietrza i odrzuciła go.Gaźnik był wielki.no, prawie tak wielki jak waza.Śmiejąc się, Mary przykucnęła, złapała garść żwiru i piasku, ściągnęła metalowe coś tam, po czym wepchnęła piach i żwir przez to coś do jednej z komór gaźnika.Zmieściły się jeszcze dwie garście - dysza była zapchana.Mary zrobiła krok do tyłu, podziwiając swe dzieło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]