Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Dav
- Suzanne Young Kuracja samobojcow (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie ma sensu mówić, że ostrzegałem cię, ale.przecież cię ostrzega-łem.Właśnie do tego prowadzą romantyczne odruchy teraz masz pętlę na szyi,a za plecami stukniętą kobietę z dwoma rewolwerami. Gdyby chciała mnie zabić, już by to zrobiła.Zabiłaby mnie, kiedy spałem. A jak myślisz, co ona zamierza zrobić, Eddie? Wręczyć ci bezpłatny bilet nawszystkie atrakcje Disneylandu? Posłuchaj odezwał się. Odetto.Ledwie zdążył wypowiedzieć to imię, gdy znowu poczuł mocno zaciskającąsię pętlę. Nie będziesz mnie tak nazywał.Kiedy usłyszę to jeszcze raz, będzie toostatnie słowo, jakie wypowiesz.Nazywam się Detta Walker i jeśli chcesz jeszczezłapać powietrze w płuca, ty parszywy białasie, to lepiej o tym pamiętaj!Eddie zabulgotał, dławiąc się i szarpiąc sznur.Wielkie czarne plamy zaczęływykwitać mu przed oczami, jak kwiaty zła.W końcu pętla na jego szyi znów sięrozluzniła. Kapujesz, łajzo? Tak wyrzęził. No, to mów.Powiedz, jak się nazywam. Detta. Jak się nazywam!W jej głosie słychać było nutę histerii i w tym momencie Eddie był rad z tego,że nie widzi twarzy tej kobiety. Detta Walker. Dobrze. Sznur poluzował się jeszcze trochę. Teraz posłuchaj mnieuważnie, białasie, jeśli chcesz dożyć zachodu słońca.Nie próbuj być sprytny.Wi-działam, jak chciałeś ukradkiem chwycić broń, którą zabrałam ci, gdy spałeś.Niepróbuj załatwić Detty, bo ona odznacza się celnością.Lepiej się zastanów, zanimsię zdecydujesz.Jasne? I nie myśl sobie, że ci się coś uda, bo ja nie mam nóg.258Od kiedy ich nie mam, nauczyłam się robić różne rzeczy, a teraz mam oba tepieprzone rewolwery i powinieneś o tym pamiętać.Mam rację? Tak wychrypiał Eddie. Nie mam ochoty być sprytny. No, to dobrze.Bardzo dobrze. Zachichotała. Byłam naprawdę pa-skudną suką, kiedy spałeś.Wszystko sobie obmyśliłam.Oto co masz zrobić, bia-łasie: wyciągnij ręce do tyłu, aż namacasz takie same pętle jak ta, którą zarzuciłamci na szyję.Są trzy.Splotłam je, gdy spałeś, leniuchu! Znowu zachichotała.Jak już je namacasz, włożysz w nie dłonie i wtedy poczujesz, jak moja ręka za-ciska je jeszcze mocniej i pomyślisz sobie: Teraz mam szansę załatwienia tejczarnej zdziry.Teraz, kiedy nie trzyma końca sznura.Radzę ci powiedziałaDetta z karykaturalnym południowym akcentem, przesadnie przeciągając głoski lepiej popatrz za siebie, zanim zrobisz coś w pośpiechu.Eddie obejrzał się.Detta jeszcze bardziej przypominała wiedzmę; umorusa-na i rozczochrana, przestraszyłaby nawet kogoś znacznie odważniejszego niż on.Suknia, którą miała na sobie u Macy ego, skąd porwał ją rewolwerowiec, byłabrudna i podarta.Nożem wyjętym z torby rewolwerowca tym samym, którymEddie i Roland przecinali taśmę izolacyjną Detta wycięła w materiale prowizo-ryczne kabury tuż nad biodrami.Teraz sterczały z nich rękojeści obu rewolwerówRolanda.Mówiła stłumionym głosem, ponieważ trzymała w zębach koniec sznura.Zwieżo ucięta końcówka sterczała z jednego kącika ust, a koniec liny tworzącejpętlę na szyi Eddiego wystawał z drugiego kącika.Ze sznurem w zębach wyglą-dała tak okropnie i dziko, że Eddie zamarł, patrząc na nią ze zgrozą.Widząc jegominę, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jak spróbujesz być sprytny, kiedy będę wiązała ci ręce ostrzegła tozacisnę zęby na twoim gardle.I tym razem nie puszczę, kapujesz?Nie był w stanie wykrztusić słowa.Kiwnął głową. Dobrze.Może jednak jeszcze trochę pożyjesz. Jeśli nie wyrzęził Eddie to już nigdy nie pójdziesz na zakupy doMacy ego, Detto.On się dowie o tym, a wtedy skończy się zabawa. Cii powiedziała prawie czule Detta. Bądz cicho.Zostaw myśleniestarszym.Ty masz tylko wymacać następną pętlę.* * * Zawiązałam je, kiedy spałeś oznajmiła i Eddie z niesmakiem i rosną-cym przestrachem uzmysłowił sobie, że dokładnie tak było.Przygotowała potrój-ną pętlę.Pierwszą zarzuciła mu na szyję, kiedy spał.Drugą związała mu ręce na259plecach.Potem przewróciła go na bok i kazała mu podciągnąć nogi, aż piętamidotknie pośladków.Domyślił się, do czego to zmierza, i odmówił.Z rozcięciasukni wyjęła jeden z rewolwerów Rolanda, odbezpieczyła go i przyłożyła mu lufędo skroni. Zrobisz to albo ja to zrobię, białasie wyszeptała czułe. Tylko że jakja to zrobię, będziesz martwy.Wtedy przysypię piaskiem mózg, który wytryśnieci z drugiej strony i zakryję włosami dziurę na skroni.Pomyśli, że śpisz! znówzachichotała.Eddie podkulił nogi, a ona szybko zarzuciła mu trzecią pętle na kostki. No.Związany tak dokładnie jak byczek na rodeo.Pomyślał, że to odpowiedni opis.Gdyby próbował wyprostować nogi, któ-re już zaczynały mu drętwieć, jeszcze bardziej zacisnąłby pętlę.Ta ściągnęłabysznur między kostkami nóg i przegubami, co z kolei spowodowałoby zaciśnięciekrępujących je więzów, a napinająca się lina ściągnęłaby pętlę na szyi i.Zaczęła go wlec w kierunku wody. Hej! Co ro.Usiłował stawić opór i wszystkie pętle zacisnęły się włącznie z tą, którapozbawiała go tchu.Starał się rozluznić mięśnie (i trzymaj nogi w górze, nie za-pominaj o tym, dupku, bo jeśli je opuścisz, to się udusisz), żeby łatwiej mogłago wlec po ziemi.Wystający kamień podrapał mu policzek, z którego pociekłaciepła krew.Detta ciężko dyszała.Szum fal i głuchy łoskot wody wpadającej doskalnego tunelu był coraz głośniejszy. Utopi mnie? Jezu Chryste, czy właśnie to chce zrobić?Nie, jasne, że nie.Pomyślał, że wiedział, co zamierza uczynić, zanim jeszczezaczął szorować twarzą po poskręcanym morszczynie, znaczącym zasięg przy-pływu, zeschniętego zielska śmierdzącego morską solą, zimnego niczym palceutopionych marynarzy.Przypomniał sobie, jak Harry mówił mu kiedyś: Czasem postrzelili któregośz naszych.Mam na myśli Amerykanina, bo wiedzieli, że ci z armii WietnamuPołudniowego się nie nadają, bo żaden z nas nie pójdzie po żółtka do buszu.Chy-ba że jakiś żółtodziób prosto ze Stanów.Rozcinali mu brzuch i zostawiali, żebywrzeszczał, a potem załatwiali tych, którzy próbowali go wyciągnąć.Robili to,dopóki nie umarł.Wiesz, jak nazywali takiego faceta, Eddie?Eddie potrząsnął głową, zmrożony tym obrazem. Nazywali go słojem miodu rzekł Henry. Coś słodkiego.Coś, co przy-ciąga muchy.Albo nawet niedzwiedzia.Właśnie to uczyniła Detta zrobiła z niego przynętę.Zostawiła go ze dwa jardy za linią przypływu, zostawiła bez słowa, twarządo oceanu.Spoglądający przez drzwi rewolwerowiec nie miał dostrzec wezbra-nia wody, która utopi Eddiego, gdyż właśnie zaczynał się odpływ, trwający conajmniej sześć godzin.Lecz znacznie wcześniej.260Eddie zdołał lekko unieść głowę i zobaczył, że słońce kładzie długi złoty szlakna falach oceanu.Która to godzina? Czwarta? Mniej więcej.Słońce zajdzie o siód-mej.Zmrok zapadnie na długo przed tym, zanim zacznie się przypływ.A kiedy zrobi się ciemno, z fal wyjdą homarokoszmary i zadając swe dzi-waczne pytania, zbliżą się do miejsca, gdzie leży bezsilny i związany, po czymrozszarpią go na kawałki.* * *Czas nieznośnie dłużył się Eddiemu Deanowi.Sama idea czasu wydawała sięśmieszna.Osłabł nawet strach przed tym, co miało się zdarzyć, kiedy zapadniezmrok, gdy pulsowanie nóg przeszło w tępy ból, a potem w potwornie bolesnyskurcz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]