Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Heinlein Robert A Luna to surowa pani (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod tylnym zderzakiem wisiała przytwierdzona drutem tablica rejestracyjna z Pensylwanii.Podniósłszy ją do góry zobaczyłem przyklejony kawałek taśmy z napisem: WŁASNOŚĆ GARAŻU DARNELLA, LIBERTYVILLE, PENSYLWANIA.Opuściłem tablicę i wyprostowałem się, marszcząc brwi.Darnell dał Arniemu nalepkę inspekcji drogowej, mimo iż wiedział, że samochód nie jest jeszcze w pełni sprawny.Pożyczył mu tablice rejestracyjne, żeby Arnie mógł zabrać Leigh na mecz.Przestał również być dla niego “Darnellem”, a został “Willem”.Interesujące, choć niezbyt pocieszające.Zastanawiałem się, czy Arnie był aż tak naiwny, by przypuszczać, że ludzie tacy jak Will Darnell czynią komukolwiek przysługę powodowani wyłącznie dobrocią serca.Miałem nadzieję, że nie, ale ostatnio przestałem być pewny czegokolwiek, co miało związek z Arniem.Bardzo się zmienił przez ostatnie kilka tygodni.Zrobiliśmy samym sobie cholerną niespodziankę i wygraliśmy mecz - jak się później okazało jedyny, jaki udało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść w ciągu tego sezonu.Tyle tylko, że pod jego koniec nie występowałem już w drużynie.Nie mieliśmy prawa zwyciężyć; wyszliśmy na boisko czując się jak już pokonani i przegraliśmy rzut sędziowski.Górale (głupia nazwa dla drużyny, choć jak się nad tym zastanowić, to co mądrego jest w nazwie Teriery?) na samym początku dwa razy przeszli przez naszą obronę jak nóż przez kostkę zjełczałego masła.Za trzecim razem ich rozgrywający zgubił piłkę jak dziecko, dopadł jej Gary Tardiff i z radosnym uśmiechem na gębie wykonał sześćdziesięciometrowy sprint po punkty.Górale i ich trener protestowali jak szaleńcy twierdząc, że piłka wyszła wcześniej na aut, ale sędziowie nie zgodzili się z nimi i prowadziliśmy 6:0.Z mojego miejsca na ławce widziałem trybunę zajmowaną przez nielicznych kibiców z Libertyville; mało nie zwariowali ze szczęścia.Mieli ku temu powód, gdyż po raz pierwszy od początku sezonu objęliśmy prowadzenie.Arnie i Leigh wymachiwali flagą Terierów.Pomachałem im ręką; Leigh zauważyła mnie, pokiwała mi, trąciła łokciem Arniego i on też mi pokiwał.Odniosłem wrażenie, że jest im tam ze sobą bardzo dobrze.Uśmiechnąłem się na tę myśl.Co do meczu, to po zdobyciu pierwszych punktów dostaliśmy wiatru w żagle.Jedyny raz w tym roku mieliśmy po swojej stronie mistycznego sojusznika: szczęście.Wbrew przewidywaniom Arniego nie byłem najlepszym zawodnikiem meczu, ale trzykrotnie udało mi się zdobyć punkty, w tym raz po dziewięćdziesięciometrowym biegu, najdłuższym w mojej dotychczasowej karierze.Po pierwszej części było 17:0, trener zaś wyglądał jak nowo narodzony.Widział już przed nami pasmo wspaniałych zwycięstw, a w konsekwencji najszybszy awans z ostatniego miejsca na pierwsze w całej historii ligi.Oczywiście okazało się, że to tylko mrzonki, ale wtedy był naprawdę podekscytowany, a ja cieszyłem się z tego, podobnie jak z faktu, że Leigh i Arnie tak łatwo i bezproblemowo stają się sobie coraz bliżsi.Druga połowa nie była już tak dobra.Obrona zaczęła znowu grać podobnie jak w czasie trzech pierwszych spotkań, ale nasze prowadzenie ani przez chwilę nie było poważnie zagrożone.Ostatecznie zwyciężyliśmy 27:18.Trener zdjął mnie w połowie czwartego kwadransa i wpuścił na boisko Briana McNally’ego, który w przyszłym roku miał zająć moje miejsce w drużynie - jak się już wkrótce okazało, musiał uczynić to nieco wcześniej.Wziąłem prysznic, przebrałem się i wyszedłem z szatni w chwili, kiedy rozległ się sygnał oznaczający początek ostatnich dwóch minut meczu.Na parkingu było mnóstwo samochodów, lecz ani jednego człowieka.Od strony boiska dobiegały dzikie wrzaski miejscowych kibiców żądających od swojej drużyny, by w końcowych stu dwudziestu sekundach dokonała niemożliwego.Z tej odległości wydawało się to kompletnie nieistotne, czyli takie, jakie naprawdę było.Podszedłem do Christine.Stała z przeżartymi rdzą bokami nadwozia, nowiutką maską i tylnymi płetwami sprawiającymi wrażenie długich na tysiąc mil
[ Pobierz całość w formacie PDF ]