Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Stephen King Mroczna Wieza t3 Ziemie jalowe (rtf)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Eddings Dav
- Forsyth Frederick Negocjator (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Daj spokój, Phil - powiedział Jack, myśląc, \e jest to jedno z niewielu imion,jakie Wilk pewnie zapamiętał.Ledwie wypowiedział te słowa, gdy jego towarzysz podniósł głowę,wyprostował grzbiet i wrzasnął:- JACK! JACK! WILK! WILK!- Czasami mówimy mu: Jack - wtrącił się chłopiec, chocia\ wiedział, \e ju\jest za pózno.- To dlatego, \e tak bardzo mnie lubi.Czasem tylko ja potrafięprzemówić mu do rozumu.Pewnie nawet zostanę w Springfield kilka dni, kiedydostarczę go do domu, \eby się tylko upewnić, \e wszystko z nim w porządku.- Jak słowo daję, obrzydł mi ju\ twój głos, Jack.Mo\e ty i stary dobry Phil-Jack wsiądziecie na tył, to pojedziemy do miasta i wszystko sobie wyjaśnimy? - Jacknawet nie drgnął.Policjant poło\ył rękę na rękojeści olbrzymiego pistoletu, wiszącegoprzy jego napiętym pasie.- Wsiadać do samochodu.On pierwszy.Chcę siędowiedzieć, dlaczego jesteście sto mil od domu, chocia\ trwa rok szkolny.Dosamochodu, i to ju\.- Ach, panie oficerze.- zaczął Jack.- Nie.Nie mogę - zaskrzeczał Wilk za jego plecami.- Mój kuzyn ma mały problem - kontynuował Jack.- Ma klaustrofobię.Zamknięte przestrzenie, zwłaszcza wnętrza samochodów, doprowadzają go do szału.Zatrzymujemy tylko pick-upy, bo wtedy mo\e jechać na pace.- Wsiadać do samochodu - powtórzył policjant.Zrobił krok i otworzył tylne drzwi.- NIE MOG - zaskowyczał Wilk.- Wilk NIE MOśE.Zmierdzi, Jacky, tamśmierdzi!Nos i warga pokryły się mu fałdkami zmarszczek.- Wsadz go do samochodu albo ja to zrobię - ostrzegł gliniarz Jacka.- To nie potrwa długo, Wilku - rzekł chłopiec, wyciągając do niego dłoń.Wilk niechętnie pozwolił ująć się za rękę.Jack pociągnął go w stronę tylnegosiedzenia radiowozu; Wilk dosłownie szorował stopami po nawierzchni drogi.Przez kilka sekund wydawało się, \e się uda.Wilk zbli\ył się wystarczającoblisko samochodu, by dotknąć odrzwi.Cały zadygotał i w tej samej chwili wczepił sięrękami w karoserię nad drzwiami.Wyglądało to, jakby zamierzał rozerwać na półdach samochodu, tak jak siłacz z cyrku rozrywa na dwie części ksią\kę telefoniczną.- Proszę - powiedział cicho Jack.- Tak trzeba.Wilk był jednak przera\ony i strasznie brzydziło go to, co wywęszył.Potrząsnął gwałtownie głową.Zlina ciekła mu z ust i skapywała na dach radiowozu.Policjant wyminął Jacka i odpiął zatrzask przy pasie.Chłopiec miał zaledwieczas dojrzeć, \e nie był to pistolet, nim gliniarz z wprawą zdzielił pałką Wilka wpodstawę czaszki.Tułów Wilka opadł na dach samochodu, a po chwili cały Wilkzsunął się z gracją na zakurzoną drogę.- Przejdz na jego drugą stronę - rozkazał gliniarz, przypinając pałkę do pasa.-Musimy wreszcie władować tę stertę gówna do wozu.Dwie lub trzy minuty pózniej - po tym, jak dwukrotnie upuścilinieprzytomnego Wilka na drogę - pędzili ju\ w stronę Cayuga.- Wiem ju\, co czeka ciebie i twojego skretyniałego kuzyna - je\eli to twójkuzyn, w co wątpię.Policjant popatrzył na Jacka we wstecznym lusterku; jego oczy przypominałyrodzynki zmoczone w świe\ej smole.Cała krew w ciele Jacka zdawała się spłynąć \yłami w dół, serce podskoczyłomu w piersi.Przypomniał sobie papierosa w kieszeni koszuli.Klepnął w nią dłonią,po czym oderwał ją.nim policjant zdołał cokolwiek powiedzieć.- Muszę mu wło\yć z powrotem buty - powiedział.- Spadły mu po drodze.- Daj sobie spokój - rzekł gliniarz, ale nie sprzeciwiał się, gdy Jack się schylił.Zniknąwszy z pola widzenia w lusterku, chłopiec najpierw wepchnął jedną ztenisówek z popękanymi szwami na gołą piętę Wilka, a następnie błyskawiczniewyszarpnął skręta z kieszeni i wrzucił go sobie do ust.Rozgryzł go, na językwysypały się mu suche, grudkowate bryłki o osobliwym, ziołowym smaku.Cośzadrapało go w gardle.Konwulsyjnie poderwał się w górę.Zatkał dłonią usta iusiłował odkrztusić z zaciśniętymi wargami.Gdy zdołał oczyścić gardło, spiesznieprzełknął resztę zwilgotniałej, obecnie dość papkowatej marihuany.Przesunąłjęzykiem po zębach, zbierając wszystkie pozostałe drobinki.- Czeka was kilka niespodzianek - powiedział policjant
[ Pobierz całość w formacie PDF ]