Podobne
- Strona startowa
- Smith Lisa Jane Wizje w mroku Opętany
- Marr Melissa Wróżki 02 Król Mroku
- Krotoschin Henry Huna
- Kuttner Henry Szachowisko
- ROZWIAZANIE UMOWY O PRACE ZA WY
- Access 2000 Księga eksperta (4)
- 681
- John Grisham Firma
- Rok1794 t.2 Reymont
- Herbert Frank Bog Imperator Diuny (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem ukazywały się kolejne sylwetki, aż przeszło około sześćdziesięciu żołnierzy, a za nimi prawie tyle samo dziewcząt - niewolnic.Na zwinnym, szybkim, dereszowatym ogierze przejechał Matholch, rzucając na mnie ukradkowe spojrzenie żółtych oczu.Wokół ramion wirował mu płaszcz w kolorze leśnej zieleni.Za Matholchem, na kucyku dostosowanym do wzrostu, jechała malutka Edeyrn.Była jak zwykle w kapturze zakrywającym twarz.Miała na sobie płaszcz w intensywnie żółtym kolorze.Medea dała mi znak skinieniem głowy.Dotknęliśmy piętami boków końskich i ruszyli naprzód, aby zająć miejsca w kolumnie.Za nami podążali jeszcze jacyś jeźdźcy, których nie widziałem wyraźnie.Było zbyt ciemno.Przejechaliśmy przez bramę w murze, w ciszy zmąconej tylko stukotem kopyt.Teraz mknęliśmy przez równinę, osiągając już prawie skraj lasu.Las wkrótce nas pochłonął.Odwróciłem się.Na tle nieba widać było ogromne cielsko zamczyska.Jechaliśmy pod opadającymi ciężko konarami.To nie były tamte czarne drzewa z ogrodu Medei, chociaż także nie wyglądały normalnie.Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego z otaczającego nas i rozpościerającego się wszędzie ponad nami mroku dosięgało mnie jakieś nie dające się opisać uczucie niesamowitości.Po pewnym czasie teren zaczai się pod nami obniżać.Zobaczyliśmy, że poniżej kończyła się droga.Wzeszedł spóźniony księżyc.W jego żółtawym blasku przybierało rzeczywiste kształty coś w rodzaju wieży, która wyrastała z głębi doliny.Była to mroczna konstrukcja bez okien, zbudowana w planie niemalże gotyckim.Wydawało się, że została jakby wypchnięta z czarnej ziemi, z mrocznego gaju sędziwych, nieznanych drzew.Caer Secaire.Już kiedyś tutaj byłem.Ganelon z Krainy Mroku dobrze znal to miejsce.Mnie nie było ono znane, chociaż odczuwałem w nieprzyjemny sposób jego bliskość.Tak jak w przypadku znanego wszystkim psychologom zjawiska deja vu, powiązanego z osobliwą depersonalizacją, jak gdyby moje własne ciało, umysł i prawdziwa dusza stały się odmienione i obce.Caer Secaire.Secaire? Gdzieś w swoich lekturach natknąłem się na tę nazwę.To jakiś pradawny rytuał w.w Gaskonii.Tak, to musi być to!Msza Świętego Secaire'a.Człowiek, dla którego zostanie odprawiona ta Czarna Msza, umiera.To również sobie przypomniałem.Czyżby dzisiaj w nocy miano odprawić Mszę dla Ganelona?To nie była Siedziba Llyra.Skądś wiedziałem, że Caer Llyr znajdował się gdzie indziej i wyglądał inaczej, nie jak świątynia, nie jak miejsce odwiedzane przez wiernych.Tutaj do Caer Secaire, podobnie jak do innych świątyń rozsianych po całej Krainie Mroku, Llyr mógł zostać wezwany na swoją ucztę i, przywołany, zjawiłby się.Czyżby dzisiaj w nocy przeznaczono na ucztę Ganelona? Z nerwowym drżeniem rąk mocno ściągnąłem wodze.Wokół wyczuwało się stan napięcia, którego nie rozumiałem.Jadąca obok mnie Medea zachowywała spokój.Edeyrn zawsze panowała nad sobą.Jeżeli chodzi o Matholcha, mógłbym przysiąc, że nie miał żadnego powodu do zdenerwowania.A jednak ta noc pełna była napięcia, którym jakby zionęły na nas mroczne, tajemnicze drzewa wzdłuż drogi.Na przedzie szedł w milczeniu pokorny tłum żołnierzy i niewolnic.Niektórzy mieli broń.Odnosiło się wrażenie, że pilnują reszty jak stada.Wykonywali swoje czynności w sposób mechaniczny, jak gdyby wszystko, co robili kiedyś dobrowolnie, zostało w nich uśpione.Chociaż tego nie powiedziano, znany mi był cel, dla którego prowadzono tych mężczyzn i kobiety w kierunku Caer Secaire.Milczące, bezwolne ofiary nawet nie odczuwały stanu napięcia.Bez zastanowienia podążały na zatracenie, i Tak, napięcie nadciągało z otaczających nas ciemności.Ktoś lub coś czyhało pośród nocy.Rozdział 7Leśni ludzieNagle z głębi leśnych ciemności zabrzmiały w powietrzu przeraźliwe dźwięki trąbki.Jednocześnie z gęstwiny dobiegł uszu dziki łomot pomieszany z nagłym krzykiem i wrzaskiem.Noc utkana była teraz smugami błyskawic pochodzących z jakichś nieznanych wystrzałów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]