Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Wojciech Markert Generał brygady Stanisław Sosabowski
- Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (4)
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (2)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Tolkien J R R Hobbit czyli tam i z powrotem
- Grisham John Lawa przysieglych (2)
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn (3)
- 1856
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż z dołu z nieskończonych mroków błysnęło w odpowiedzi, i pomarańczowa gwiazda, wybuchając nad jego głową, oświetliła go i obsypała, jakby w nagrodę, deszczem płonących strusich piór.I druga deszczem szafirowego złota.Strzelał.I tamten strzelał, wracając: błyski odpaleń zbliżały się.Aż w którymś zobaczył widomą sylwetkę Langnera.Poczuł nagłą słabość.Całe jego ciało pokryło się potem.Nawet głowa.Ociekał, jakby wylazł z kąpieli.Nie puszczając rakietnicy, usiadł, bo nogi zrobiły się nieprzyjemnie miękkie w kolanach.Zwiesił je w dół przez otwartą klapę do wnętrza komory i czekał, dysząc, na Langnera, który był tuż.To było tak.Kiedy Pirx wyszedł, Langner, zajęty w kuchni, nie patrzał na wskaźniki.Zobaczył je dopiero po kilku minutach.Nie wiadomo dokładnie, po ilu.W każdym razie musiało to być wtedy, gdy Pirx manipulował przy gasnącym reflektorze.Kiedy znikł z pola widzenia radaru, automat zaczął zmniejszać nachylenie anteny i czynił to tak długo, aż wirująca wiązka promieni dotknęła podnóża Bramy Słonecznej.Langner zobaczył tam rozbłysk, który wziął za obraz skafandra, tym bardziej że nieruchomość rzekomego człowieka tłumaczyły wskazania oka magicznego : tamten (oczywiście pomyślał, że to Pirx) oddychał jak nieprzytomny - jakby się dusił.Langner, na nic już nie czekając, natychmiast włożył skafander i pobiegł na ratunek.Obraz w radarze ukazywał w rzeczywistości najbliższą z szeregu aluminiowych tyk, tę, która stoi nad samą przepaścią.Langner może by się w pomyłce zorientował, ale było wszak jeszcze wskazanie “oka”, które zdawało się wspierać i potwierdzać radarowe.Gazety pisały potem, że “okiem” i radarem zawiadywała elektronowa aparatura, rodzaj mózgu elektronowego, w którym podczas katastrofy Rogeta utrwalił się rytm oddechowy tego konającego Kanadyjczyka i “mózg” powtarzał go, ów rytm, gdy zachodziła “podobna sytuacja”.Że to był rodzaj odruchu warunkowego na pewien określony stan “wejść” elektrycznej sieci.W rzeczywistości rzecz miała się daleko prościej.Na Stacji nie było żadnego “mózgu elektronowego”, a tylko zwykły automatyczny rozrząd, pozbawiony jakiejkolwiek “pamięci”.“Agonalny rytm oddechowy” powstawał wskutek przebicia małego kondensatorka; dawało ono znać o sobie tylko wówczas, kiedy otwarta była klapa wyjściowa.Napięcie przeskakiwało wtedy z jednego obwodu w drugi i na siatce “oka magicznego” powstawało “dudnienie”.Tylko na pierwszy rzut oka przypominało “agonalny oddech”, gdyż przyjrzawszy się lepiej, można było bez trudu dostrzec nienaturalne drżenie seledynowych skrzydełek.Langner szedł już ku przepaści, gdzie, jak sądził, znajduje się Pirx - oświetlał sobie drogę reflektorem, a w miejscach nieprzejrzystych rakietami.Dwa ich odpalenia zauważył Pirx, gdy wracał do Stacji.Pirx z kolei po czterech czy pięciu minutach zaczął przyzywać Langnera strzałami z rakietnicy - i na tym się ich przygoda skończyła.Z Challiersem i Savage’em stało się inaczej.Savage też może powiedział wychodzącemu Challiersowi: “Wróć szybko”, tak jak to powiedział Pirxowi Langner.A może Challiers spieszył się, bo się zaczytał i wyszedł później niż zwykle.Dosyć, że nie zamknął klapy.Potrzebne było, aby błąd aparatury mógł dać zgubne rezultaty - drugie jeszcze przypadkowe skojarzenie czynników: coś musiało idącego po klisze zatrzymać w studzience tak długo, aby antena radaru wznosząca się o kilka stopni przy każdym następnym obrocie odnalazła wreszcie aluminiową tykę nad przepaścią.Co zatrzymało Challiersa? Nie wiadomo.Awaria reflektora prawie na pewno nie: zdarza się zbyt rzadko.Coś jednak opóźniło jego powrót dostatecznie długo, aż pojawił się w ekranie fatalny rozbłysk, który Savage, jak potem Langner, wziął za obraz skafandra.Opóźnienie musiało wynosić co najmniej trzynaście minut: stwierdziły to wykonane potem próby.Savage poszedł ku przepaści, by szukać Challiersa.Challiers, wróciwszy ze studzienki, zastał Stację pustą, zobaczył ten sam obraz, co Pirx - i sam z kolei wyszedł, na poszukiwanie Savage’a.Być może Savage, dotarłszy do Bramy Słonecznej, poniewczasie zorientował się w tym, że radar ukazywał tylko obraz metalowej rurki wbitej w piarg, ale w drodze powrotnej upadł i rozbił szybkę skafandra.Może i nie dociekł mechanizmu zjawiska, a tylko po daremnych poszukiwaniach, nie mogąc znaleźć Challiersa, zapędziwszy się w jakieś przepaściste miejsce, upadł - tych wszystkich szczegółów nie dało się wyświetlić.Dosyć, że obaj Kanadyjczycy zginęli.Katastrofa mogła się wydarzyć tylko o świcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]